Na Szląsku polskim/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Bełza
Tytuł Na Szląsku polskim
Podtytuł Wrażenia i Spostrzeżenia
Wydawca G. Gebethner i Spółka
Data wyd. 1890
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.

Prawdziwą klęską Górnego Szląska, jest brak na nim polskiej intelligencyi. Skutkiem nacisku z góry i przeniewierstwa, szlachta szląska zniemczyła się doszczętnie i choć spotykamy w tej prowincyi dotąd nazwiska, przypominające historyczne polskie rody, nazwiska te już niestety wymawiane są niepolskiemi usty. Zdawałoby się jednak, że gdy szlachta tej prowincyi odpadła od pnia słowiańskiego i odstąpiła narodowej chorągwi, to wszystko, co przez naukę wyniesie się do góry z ludu, powracać przecież do ludu powinno. Tak jednak niestety nie jest, i jeżeli szkoła elementarna pruska, nie zdołała dotąd (i nie zdoła zapewne nigdy) zagłuszyć w dzieciach poczucia narodowego, — szkoły średnie w rękach rządu dzielnym są orężem przeciwko polskości, i powoli ale skutecznie ścierają z tych, którzy przez nie przechodzą, jego rodzimą, słowiańską barwę. Ale na szkołach średnich, kończy się destrukcyjny wpływ Prusaków. W uniwersytetach, a zwłaszcza też w uniwersytecie we Wrocławiu, młodzież ta znowu przypomina sobie, że jest polską i zawraca pod sztandar krajowy. Tylko, że gdy przez uniwersytet, mało Górno-Szlązaków przechodzi, a cała intelligencya górno-szląska, rekrutuje się prawie wyłącznie z tych, którzy szkoły średnie ukończyli, przeto też z małemi wyjątkami, cała intelligencya tej prowincyi jest niemiecka i jako taka, przestaje zbawiennie oddziaływać na lud, którego krwi jest krwią i kości kością.
Ale nie wszyscy nawet z pomiędzy tych, którzy wyższe nauki odbierają, przyznają się w następstwie otwarcie do narodowości polskiej. Stosuje się to zwłaszcza też do księży, z małemi wyjątkami germanizujących powoli ten lud. Powtarzamy z małemi wyjątkami, na palcach bowiem wyliczyć na Szląsku możnaby dziś takich, którzy gorliwie stoją przy języku ludu. Dawniej było tam pod tym względem inaczej, Górny Szląsk stanowił część składową biskupstwa krakowskiego, kandydaci więc do zawodu duchownego, pobierali nauki w polskim Krakowie. Ale gdy myślący tylko nad zgermanizowaniem Górno-Szlązaków rząd pruski, przyłączył w początkach tego wieku Górny Szląsk do niemieckiego nawskróś biskupstwa wrocławskiego, rzeczy przybrały zupełnie inny obrót. I dopiero nieprzyjazna dla religii katolickiej polityka żelaznego Kanclerza, obudziła w zniemczonych księżach poczucie narodowe. Jak żołnierz napadnięty znienacka przez potężnego przeciwnika, spotęgowywa swoje siły, łącząc się z tymi nawet, których dawniej pogardliwie kopał nogami, tak zniemczone duchowieństwo Górno-Szląskie, widząc się zaatakowanem na całej linii przez sławne Prawa Majowe, zrozumiało dzikość swojego położenia i wyciągnęło ręce o pomoc do tego samego polskiego ludu, który niedawno tak gorliwie niemczyło i którym pogardzało. Widząc, że aby podjąć rękawicę rządową, niepodobna trwać w dawnym błędzie, dotknęło struny polskości przebiegającej serca Górno-Szlązaków i struna ta głośny dźwięk wydała. Ale gdy książę kanclerz niemieckiej monarchii, przekonawszy się, że jego walki kulturnej nie uwieńczy zwycięstwo, na całej linii zatrąbił do odwrotu, gdy dziwaczny gmach sławetnych Praw Majowych, walić się zaczął i rozpadać na gruzy, gdy jednem słowem, nastąpiła ugoda z Rzymem, księża Górno-Szląscy (mówimy zawsze nie o wyjątkach) zamiast przez wdzięczność dla tego ludu, który ich w dniach cierpienia podtrzymywał, który im w każdym dniu obficie na ofiary znosi odjęty sobie od ust grosz, stanęli jak jeden mąż przy rządzie, i za przykładem swego biskupa, wbrew niezawodnie intencyom Stolicy Apostolskiej, która w interesie swoim nie może pragnąć zagłady żadnej katolickiej narodowości, rozpoczęli mniej lub więcej otwartą walkę z polskością. Walka ta ujawniająca się n. p. wprowadzaniem kazań niemieckich obok polskich, tam gdzie mała garstka nawet Niemców katolików język polski doskonale rozumie, na protegowaniu »Caecilien Vereinu« w tym celu, aby powoli, nieznacznie, chóralne pieśni polskie w kościele zastąpić niemieckiemi, wywołuje ten opłakany skutek, że lud powoli ale stanowczo odwraca się od swoich duszpasterzy, że jawnie większość ich piętnuje ohydnem (zwłaszcza też dla duchownego) mianem germanizatorów, że rozluźniać się zaczyna ten duchowy związek, jaki w interesie Kościoła, łączyć powinien proboszcza z parafianami. Jest więc źle, nie wahajmy się tego wyraźnie przyznać, coś jak powiada Szekspir o państwie duńskiem, zepsuło się w hierarchii katolickiego duchowieństwa na Górnym Szląsku, i tego ten tylko nie widzi, kto jak np. dzisiejszy ksiądz biskup wrocławski, patrzy na wszystko rządowemi pruskiemi oczami. Ale widzą to dobrze zacni i sprawiedliwi księża w tej prowincyi, widzi prassa, która od czasu do czasu notuje fakta, głośno wołające o pomstę do Boga, widzi lud, który dziś już dojrzał, wie czem jest, i czem być powinien. Nadewszystko też, widzi to doskonale taki jak ja przyjezdny na Szląsk Górny, który jak ja miał tam sposobność otrzeć się o wszystkie społeczne warstwy, wejrzeć bezstronnemi oczami we wszystko. Taki to, nie może bez głębokiego bólu mówić o tem, co tam pod tym względem niestety dostrzegł, nie może nie zastanowić się nad okropnemi skutkami błędu, w jakim trwa znakomita większość katolickiego duchowieństwa na Szląsku Górnym, nie może wreszcie nie wstrząsnąć się na samą myśl, że gdy tam rzeczy tak dalej pójdą, zdradzony lud, jak to już wyżej powiedzieliśmy, odwróci się z pogardą od swoich duszpasterzy, jak słowiański lud za Bałkanami, od swoich fanaryotów-renegatów.
Księża Górnoszląscy, czyż wam uśmiecha się taka rola, jaką w innej równie słowiańskiej jak wasza prowincyi, odegrali trucizną cudzoziemskiego poczucia przesiąkli na wskróś duchowni?...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Bełza.