Nędznicy/Część druga/Księga siódma/VII
| <<< Dane tekstu >>> | |
| Autor | |
| Tytuł | Nędznicy |
| Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
| Data wyd. | 1900 |
| Druk | W. Dunin |
| Miejsce wyd. | Warszawa |
| Tłumacz | anonimowy |
| Tytuł orygin. | Les Misérables |
| Źródło | Skany na Commons |
| Inne | Cała powieść |
| Indeks stron | |
Historja i filozofja mają odwieczne obowiązki, które zarazem są bardzo proste; potępić Kaifasza biskupa, Drakona sędziego, Trimalcjona prawodawcę, Tyberjusza cesarza, rzecz jasna, prosta i oczywista, nie mająca w sobie nic zawikłanego. Ale prawo życia na ustroniu, mimo niewłaściwości swoich i nadużyć, winno być uznane i szanowane. Cenobityzm jest zagadką ludzkości.
Gdy mowa o klasztorach, tych schronieniach błędu, ale niewinności, obłąkania, ale dobrej woli, ciemnoty, ale poświęcenia, katuszy, ale męczeństwa, zawsze prawie należy powiedzieć i tak i nie.
Klasztory to sprzeczność. Cel ich — zbawienie, środek — poświęcenie. Klasztor to najwyższe samolubstwo, którego wynikiem jest najwyższe zaparcie.
Abdykować, by królować — taką zdaje się dewiza mnichostwa.
W klasztorze cierpią, by używać. Biorą weksle na śmierć. Na noc ziemską eskontują światło niebieskie. W klasztorze przyjmuje się piekło, jako zadatek przyszłego dziedzictwa w niebiesiech.
Obłóczyny lub przywdzianie habitu, są samobójstwem, które wieczność zapłaci.
Nie zdaje nam się, by w takim przedmiocie stosownemi były żarty. Wszystko tu jest poważne, równie dobre, jak złe.
Sprawiedliwy marszczy brwi, ale nie uśmiecha się złośliwie. Pojmujemy gniew, nie rozumiemy złośliwości.