Mohikanowie paryscy/Tom XI/Rozdział VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom XI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
Wino młode.

Kiedy hrabia rozmyślał, Jan Byk poszedł przez ten czas do szafy, otworzył i wydobył butelkę oraz dwa kieliszki, które postawił na stole. Lecz spostrzegłszy, że jest ich trzech, odbył drugą podróż do szafy i przyniósł trzeci kieliszek, tylko, że ten trzeci wprzódy wymył, wypłukał i wytarł z największą starannością, potem postawił go na stole przed hrabią de Valgeneuse. Wtedy dał znak murzynowi, ażeby usiadł, sam usiadł także i przytykając szyjkę od butelki do kieliszka więźnia:
— Mój szlachcicu, rzekł z całą uprzejmością na jaką go stać było, można być dozorcą, ale nie katem. Musi się panu chcieć pić równie, jak i nam, czy pozwolisz kieliszek wina?
— Dziękuję; odpowiedział lakonicznie pan de Valgeneuse.
— Bez ceremonji, młody panie! mówił Jan Byk trzymając wciąż opartą butelkę.
— Dziękuję! powtórzył raz jeszcze pan de Valgeneuse.
— Wola wasza, panie! odezwał się z kolei Jan Byk akcentem właściwym mu, kiedy go kto nieprzyjemnie połechtał po skórze. Potem napełniając kieliszek murzyna: Zdrowie twoje, murzynie! rzekł.
— Zdrowie twoje Janie! odpowiedział tenże.
— Niech giną niegodziwi!
— Niech żyją zacni!
Więzień uczuł dreszcz słysząc ten energiczny toast dwóch dzielnych ludzi.
Jan Byk wychylił do dna kieliszek i stawiając sto na stole:
— Aaa! mruknął, wyborna to rzecz, kiedy człek spragniony.
— I ja jestem tego samego przekonania, odparł Toussaint.
— Jeszcze po jednym, murzynie!
— Jeszcze po jednym, Janie!
I już bez toastu każdy wychylił po kieliszku.
Ta łatwość wysuszania kieliszków nasunęła jednę myśl hrabiemu de Valgeneuse. Czekał na sposobność wprowadzenia jej w wykonanie, która nadarzyła się niebawem.
Jan Byk zwrócił się do więźnia, i dobry człowiek, tak jak wszyscy ludzie silni, odezwał się:
— Próżno dąsać się przeciw własnemu żołądkowi. Po raz drugi i ostatni, mój szlachcicu, mam zaszczyt zapytać czy pozwolisz kieliszek wina?
— Częstujesz mnie pan z taką uprzejmością, iż żal mi że odmówiłem.
— To nic, czas jeszcze naprawić. Dopóki starczy wina w butelce, a butelek w szafie, możemy zacząć od początku.
— A więc dobrze, rzekł hrabia.
— Tak to rozumiem! odezwał się Jan Byk ze szczerą wesołością, i po brzegi napełnił szklankę hrabiego. Potem zwracając się do towarzysza. Podaj drugą butelkę, Toussaint rzekł.
Murzyn spełnił zlecenie. Jan Byk wziął z rąk jego butelkę i napełnił dwa próżne kieliszki. Następnie dając znak Murzynowi:
— Zdrowie wasze, panie hrabio! rzekł.
— Zdrowie wasze, wielmożny paniczu! powtórzył Toussaint.
— Zdrowie wasze, panowie! odpowiedział Loredan, który miał sobie za wielkie ustępstwo, że tytułuje panami dwóch Mohikanów.
Po wniesieniu tego toastu wszyscy trzej wychylili kieliszki: Jan Byk i Toussaint jednym ciągiem, pan de Valgeneuse wolno.
— Wprawdzie, rzekł Jan Byk klaszczący językiem, nie podaję tego wina ani za stare burgundzkie, ani za bordau, ale wiadomo panu hrabiemu przysłowie: „Głupi ten, co daje więcej niż ma“.
— Przepraszam, odparł Loredan, czyniąc widoczny wysiłek dla podtrzymania rozmowy a nadewszystko dla dokończenia kieliszka. Wino to wcale niezłe; zapewne tutejsze?
— Oczywiście, tutejsze! wykrzyknął Toussaint-Louverture, alboż jest jakie wino nietutejsze?
— Mój kochany przyjacielu, zauważył Jan Byk, przecież wino, które się fabrykuje w Paryżu, ale nie o tem pan hrabia raczy do nas wspominać. „Wino tutejsze“ znamy, to wino zbierane w okolicy, w której się znajdujemy.
— Wino młode, jeżeli się zgadzacie, mój przyjacielu, rzekł uprzejmie młodzieniec.
— O! że młode, to młode, potwierdził Jan Byk, i nierumieni się nawet.
— Zapewne, ze śmiechem dodał Toussaint, który schwycił w lot koncept przyjaciela, ono jest całkiem białe!
— A jeśli mi wolno wyjawić życzenie, mówił Jan Byk, to powiedziałbym: obym tylko nie pił gorszego.
— Ja objawiam toż samo życzenie, odezwał się Toussaint, schylając głowę nie przed hrabią, ale przed bóstwem, do którego zasyłał swoje życzenia.
— Zamało go piłem, żeby mieć należyte wyobrażenie, rzekł pan de Valgeneuse.
— O! jeśli o to chodzi, mój szlachcicu, odparł Jan Byk wstając, mam ci tu ja jeszcze pięćdziesiąt podobnych butelek w szafie, więc kiedy ochota...
— To, widzę, jedyny sposób wesołego przepędzenia tych kilku godzin, które mamy przebyć razem, rzekł więzień, a skoro zgadzacie się na taką rozrywkę, służę wam.
— Czy pan mówi szczerze? zapytał Jan Byk odwracając się.
— Zobaczycie, odrzekł stanowczo pan de Valgeneuse.
— Brawo! zawołał Toussaint, takich więźniów to lubię!
Jan Byk poszedł do szafy i wrócił uzbrojony, czy ustrojony, jak się wam podoba, ośmioma butelkami nader pięknej powierzchowności.
Loredan uśmiechnął się, widząc, jak naiwnie dwaj Mohikanowie wpadli w zasadzkę, którą na nich stawiał: zasadzki tej już się zapewne domyślali czytelnicy nasi.
Była to rzeczywiście dobra kombinacja: nic łatwiejszego, jak nakłonić do picia dwóch ludzi lubiących wino; zachęcić tak, ażeby stracili rozum, także nie było rzeczą trudną. Raz to postanowiwszy, Loredan dosyć odważnie ciągnął z kieliszka, i pił jak mógł najuprzejmiej.
Poszły tym sposobem dwie butelki, a panu Loredanowi tak zasmakowało wino, że kazał odkorkować drugie dwie.
— Ha, ha! jakoś waszmość nieźle zabiera się do rzeczy! odezwał się Jan Byk, który widząc, że więzień pije tak dobrze jak i on, zaczął się oswajać z hrabią i traktować go na równi.
— Ha! człowiek czyni co może, odpowiedział Valgeneuse z pozorną dobrodusznością.
— Nie dowierzajcie jednak, mój szlachcicu, zauważył Jan Byk, to wino zdradzieckie!
— Doprawdy? zapytał więzień z wyrazem powątpiewania.
— O! ręczę! zawołał Toussaint Louverture podnosząc rękę do góry, tak jak gdyby przysięgał. Jak wypiję trzy butelki, bywaj zdrów! już po mnie.
— Ej! ozwał się Valgeneuse wciąż z wyrazem powątpiewania, taki tęgi chłop?
— Nic a nic nie dodaję, odpowiedział Murzyn. Trzy butelki, dojdę najwięcej do półczwartej. On, Jan Byk, który jest olbrzymem, zmoże i cztery, ale przy ostatniem kieliszku, zapalona pałka plecie sam nie wie co, a łamie żebra każdemu kto mu się nawinie. Wszak prawda Janie?
— Tak powiadają, odrzekł kolos.
— A ty dajesz tego dowody.
Ostatnie to objaśnienie, bardzo wreszcie dla hrabiego de Valgeneuse nauczające, przedstawiało więźniowi w bliskiej przyszłości wypadki tak hazardowne, że hrabia Loredan widząc odkorkowaną siódmą butelkę, wzniósł rękę nad swój kieliszek, mówiąc.
— Dziękuję! mam już dosyć.
Jan Byk podniósł szyjkę od butelki i bystro patrzył na hrabiego Loredana.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.