Mohikanowie paryscy/Tom VIII/Rozdział XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.
Stypa Pogrzebowa.

W kwadrans po scenie, którą opisaliśmy, Herwey wprowadzi! wszystkich zebranych na smutną ceremonię do wielkiej komnaty, która niegdyś była zbrojownią.
Ogromna sala podłużna, oświecona oknami o szybach kolorowych, obwieszona była pamiątkami: herby, tarcze, zbroje, chorągwie i miecze dawnych panów na Penhoel, tam się znajdowały.
Księdza tylko brakowało.
Domyślano się, że został z hrabią, aby mu opowiedzieć ostatnie chwile Kolombana.
Rozmowa pomiędzy zebranymi prowadzona zrazu cichym głosem, niebawem stała się głośną.
Najstarszy ze zgromadzonych, starzec białowłosy, który znał ostatnich pięciu hrabiów de Penhoel, opowiadał co słyszał od ojców i praojców swoich o ich czynach.
Z kolei zabrała głos staruszka i sławiła cnoty pań z tego domu.
I tak oczekując na hrabiego, opowiadali sobie dziesięciowiekową przeszłość, która dziś zakończyła się w samotnym grobie.
Stary Herwey obchodził wszystkich, serdecznie ściskał im ręce i opowiadał także zasłyszane wypadki, jako i te, na które sam patrzał. Lecz skoro doszedł do swego młodego pana, skoro próbował opowiedzieć życie jego, czysty i pogodny wiek dziecięcy, burzliwą młodość Kolombana, wtedy łkania wydobyły się ze wszystkich piersi.
Kolomban tak niedawno był w Penhoel, widziano go, witano, rozmawiano z nim... Prawda, smutny był bardzo, lecz któż mógł przypuścić, że smutek ten śmiercią się skończy?
Herwey posłyszał nadchodzącego pana swojego: podbiegł i drzwi otworzył.
Hrabia blady, z twarzą łzami pooraną, ale spokojny, ukazał się na progu.
Dominik wszedł za nim.
Starzec powitał z szacunkiem zgromadzonych chłopów.
— Ostatni syna mojego przyjaciele, rzekł, którzy odprowadziliście do grobu nazwisko Penhoel, żałuję, że nie mogę godniej was przyjąć. Zechciejcie przejść do sali jadalnej i według obyczaju naszej starej Bretonji, przyjąć dobrem sercem ucztę pogrzebową, jaką wam ofiaruję.
Poszedł przez salę krokiem pewnym, kazał Herweyowi otworzyć podwoje i wszystkich obecnych zaprosił do stołu.
Ogromne deski dębowe, rozstawione na podporach, tworzyły stół, a na nim rozstawiona była uczta zastosowana obfitością do ilości zaproszonych.
Nie było tam pierwszego, ani ostatniego miejsca, smutek wiał ze ścian, czuć było, że śmierć tamtędy przeszła.
Stary hrabia usiadł pośrodku stołu i dał znak aby ksiądz Dominik zajął miejsce naprzeciw niego.
Starsi wiekiem pozasiadali, młodsi, którym zabrakło miejsc, otoczyli stół stojący.
Ksiądz odmówił głośno modlitwę, po skończeniu której zebrani odpowiedzieli chórem: „amen“.
Wtedy hrabia de Penhoel odezwał się ze starożytną prostotą:
— Przyjaciele moi, przyjmijcie udział w uczcie żałobnej na cześć wicehrabiego de Penhoel, z taką myślą, jak gdyby on was sam częstował.
Podał kieliszek do napełnienia Herweyowi, podniósł w górę mówiąc:
— Piję za spokój duszy wicehrabiego Kolombana de Penhoel.
Wszyscy powtórzyli:
— Pijemy za spokój duszy wicehrabiego Kolombana de Penhoel.
Rozpoczęła się uczta, po której zakończeniu ksiądz Dominik odmówił modlitwę dziękczynną i wszyscy powstali.
Hrabia stanął przy drzwiach, oparł się o ścianę i każdemu z wychodzących dziękował w te słowa:
— Dziękuję ci, żeś towarzyszył synowi mojemu do grobu.
Ostatni wyszedł ksiądz Dominik.
Hrabia de Penhoel skłonił mu się tak jak innym i tak samo podziękował, potem położył rękę na ramieniu mnicha, spojrzał błagalnie i wymówił dwa tylko słowa:
— Mój ojcze.
Mnich zrozumiał słowa i spojrzenie.
— Jeśli pan hrabia sobie życzy, mogę tu pozostać czas jakiś.
— Dziękuję, odpowiedział hrabia.
Skinąwszy ostatni raz ręką na pożegnanie gościom, zaprosił mnicha do pokoju, który miał pozór sypialni i pracowni jednocześnie. Wskazał krzesło księdzu i sam także usiadł.
— To był jego pokój ile razy przyjechał do domu, rzekł, będzie twoim ojcze, dopóki zechcesz pozostać w wieży Penhoel.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.