Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/924

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skinąwszy ostatni raz ręką na pożegnanie gościom, zaprosił mnicha do pokoju, który miał pozór sypialni i pracowni jednocześnie. Wskazał krzesło księdzu i sam także usiadł.
— To był jego pokój ile razy przyjechał do domu, rzekł, będzie twoim ojcze, dopóki zechcesz pozostać w wieży Penhoel.

XVI.
Szczątek.

Po półgodzinnej rozmowie o ostatnich chwilach Kolombana, hrabia de Penhoel zostawił księdza, ażeby wypoczął.
Nazajutrz ksiądz Dominik bojąc się by zamiast pociechy nie sprawić nieszczęśliwemu ojcu boleści widokiem swoim, oświadczył hrabiemu, że wyjeżdża.
— Jak wola twoja ojcze, odpowiedział hrabia, tyle już zrobiłeś dla mnie, zże o więcej prosić cię nie śmiem... Jeżeli jednak nic pilnego nie powołuje cię do Paryża, to zostań u mnie jeszcze choć kilka dni; obecność przyjaciela mojego syna, smutku mojego nie powiększy, nawet ulgę przynieść może, jeżeli to możebne.
— Pozostanę, odrzekł mnich, tak długo, jak pan hrabia życzyć sobie będzie.
Przebyli z sobą miesiąc cały, rozmawiając o Kolombanie, spędzając dnie na chodzeniu po nad morzem i na rozmyślaniu o tym, którego już nie mieli ujrzeć na tej ziemi.
Z rana hrabia przychodził do księdza, podawał mu rękę w milczeniu, siadał na wielkiej rzeźbionej ławie dębowej i długą, wyschłą ręką wskazywał fale wznoszące się na niezmiernym oceanie.
— Tu on siadał, mówił z cicha biedny ojciec, dręczony ciągle jedną myślą, z tego miejsca wzrok jego zanurzał się w horyzont bezmierny. Patrz ojcze, oto jego książki prawnicze, lekarskie, przyrodnicze... Oto strzelba jego, florety... fortepian i ulubieni poeci starożytni. Patrząc na ten pokój, zdaje się, że on wejdzie, uśmiechnie się do nas i zacznie rozmawiać.
Hrabia spuszczał głowę i mówił dalej do siebie:
— Ostatniej nocy, którą tu spędził, było to przed burzą, a upał duszący nie dał mi wysiedzieć w moim pokoju;