Michał-Anioł i Tycjan Vecelli/Michał-Anioł (Dumas)/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Michał-Anioł i Tycjan Vecelli
Wydawca Drukarni S. Orgelbranda
Data wyd. 1845
Druk Drukarni S. Orgelbranda
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Alojzy Kuczyński
Tytuł orygin. Michel-Ange suivi de Titien Vecelli
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Wstąpienie na stolicę apostolską Leona X zaznaczyło w życiu Michała-Anioła epokę prac jałowych, cierpkiego niesmaku i głuchych prześladowań. Było napisano, że los tego człowieka będzie się roztrącać od czasu do czasu, jak potok o skałę, ażeby potem wydobywać się z większym popędem i dumą. Podczas długich lat dziewięciu nie słyszemy wzmianki o Michale-Aniole, aż do jednego wypadku, który przynosi szczyt jego duszy artystycznéj i jego uczuciom obywatelskim.
Akademja Florencka wysłała do Leona X deputowanych, prosząc o powrócenie na miejsce rodzinne popiołów Danta Alighieri, dostojnego i nieszczęśliwego wygnańca, który, przed dwóma wiekami, wyzionął ducha w Rawennie.
W owych dniach bezczynności przymuszonej i smutku ponurego, Michał-Anioł odczytywał pienia poety florenckiego, i zakreślał piórem na maryginesie, wszystkie miejsca, które uderzały jego wyobraźnią. Arcy-dzieło godne uwielbienia, i które byłoby dzisiaj wartości nieocenionéj, gdyby nie zaginęło w morzu. Kto inny nad Michała-Anioła był godzien tłumaczyć i objaśniać Dantego?
Na pierwszą wieść o kroku, jaki zamierzono uczynić do Papieża, artysta się obudził. Z zapędem najszlachetniejszym, z współczuciem żywém i płomienném przyłączył się do téj sprawy o wynagrodzenie i wymiar sprawiedliwości. U spodu prośby, któréj oryginał przechowuje się w Archiwach Florencyj, czytamy te szlachetne wyrazy:
„Ja, Michał-Anioł, snycerz, zanoszę tęż prośbę do Waszéj Świątobliwości, ofiarując się postawić poecie boskiemu godny jego grobowiec.”
Niestety! czyż należy złorzeczyć Leonowi X. Mecenasowi tyle słynnemu, który swém imieniem wiek namaścił, że nie przyjął zobowiązania się snycerza, że pozbawił świat takiego pomnika?
Lecz jaką koleją przeciwności lub intryg Michał-Anioł przyszedł do tego, że nie miał się już czem zająć, jak tylko czytaniem i objaśnianiem wierszy Dantego? trzeba się cofnąć do źródła tej smutnej walki.
Juljusz II, na krótki czas przed śmiercią, kazał był obiecać Michałowi_Aniołowi, że znowu się weźmie za swój grobowiec, mający się wznieść w rozmiarach skromniejszych. Kardynałowie Santi-Quattro i Aginense, wybrani przez Papieża na wykonawców testamentu, przyjęli zobowiązanie się Michała-Anioła, że zacznie pracować nad posagami rozpoczętymi, dla okazania niby próby rozmaitych rzędów figur, które miały ozdobić pomnik. W ich liczbie był okazały wojownik, tratujący swego niewolnika, który powszechnie nosi nazwę Zwycięstwo, i Mojżesz świętego Piotra w Okowach, o którym niżej powiemy. Michał-Anioł począł się znowu oddawać swojéj pracy ulubionéj, gdy się Leon X wdał w to, i używając władzy, jaką mają Papieże na ziemi związywania i rozwiązywania tego, co się im podoba, kazał artyście udać się z nim niezwłócznie do Florencyj, w celu zajęcia się fasadą świętego Wawrzyńca. Co do Juljusza II, ten, jako umarły, miał dosyć czasu do poczekania na swój grobowiec.
Michał-Anioł usłuchał. Zaledwie zdążył przedstawić projekt, gdy odebrał nowe zlecenie od Leona X, mianowicie, udać się do Karrary. Widzieliśmy już, że raz ta podróż była dla niego zgubną.
Podczas bowiem pierwszego pobytu w Karrarze poniżono go w umyśle Juljusza II; jego drugi odjazd był hasłem do nowych napadów. Za pierwszym razem atoli poprzestali na oczernieniu talentu, teraz posunęli się do oszkalowania jego poczciwości.
Wmawiano Papieżowi, — i to czyni zaszczyt potwarzy, pomnąc, że Papieżem był Leon X, — że Michał-Anioł, przez nędzną rachubę, przenosił marmury Karrary nad marmury z Seravezza w Toskanii. Natychmiast dano mu rozkaz rozpoczęcia nowych kopalń.
Michał-Anioł, z powolnością zadziwiającą u takiego człowieka, natychmiast opuszcza Karrarę i udaje się do Pietra-Santa. Trwoni tam całe lata, podejmuje prace nieskończone na wydobywanie nowych marmurów, na utorowanie dróg i na sprowadzanie materjałów na brzeg morza. Gdy po tylu staraniach, po tylu mozołach, przybywa do Florencyj, Papież nie myślał już o kościele świętego Wawrzyńca, który dotąd oczekuje fasady.
Tym razem artysta, rozjątrzony, zawarł się w swojej wielkości, i nie raczył bywać na dworze, gdzie się poważano tak bezczelnie jemu ubliżać.
Około téj właśnie epoki, ze wszech miar przynajmniéj możemy tak utrzymywać, wybuchła owa niezgoda, niestety głośna, między Rafaelem i Michałem-Aniołem, dwóma najpiérwszymi genjuszami swojego wieku; niezgoda pod każdym względem smutek i żal obudzająca, w któréj należy rozgrzeszyć pamięć dwóch sławnych współzawodników, i któréj cała odpowiedzialność spada na tych ludzi miernych i zawistnych, którzy nie wiedzieć jakim sposobem, wkradają się do zaufania wielkich artystów, dla pochlebiania ich namiętnościom i rozjątrzania niesnasek.
Biografowie podają, że Michał-Anioł miał raz w uniesieniu zawołać z pogardą, że olejne malowanie jest sztuką tylko niewieścią, przydatną najwięcéj dla ludzi leniwych. Opiekował się widocznie Sebastianem del Piombo i rysował własną ręką wiele obrazów kolorowanych tylko przez tego malarza, pomiędzy innémi Zmartwychwstanie Łazarza, które poczciwy brat Sebastjan w naiwności swojéj porównywał z Przemienieniem Pańskiem Rafaela.
Podczas tych wypadków. Leon X umarł otruty. Sztuki i nauki straciły w nim opiekuna, którego Michał-Anioł nie miał powodu żałować co do siebie. Podczas swego panowania, Papież florencki okazywał się nieprzyjaznym dla swego współrodaka. Po Leonie nastąpił Adryan VI, z pochodzenia Flamandczyk. Lecz ta zmiana była jeszcze gorszą dla naszego artysty. Nowy Papież miał osobliwą myśl zrzucić strop kaplicy Syxtyńskiej, pod pozorem, że on bardziéj by się przydał w łaźni publicznéj, aniżeli w kościele.
Zastanawiano się nawet nad tém, czy nie należy powołać Michała-Anioła przed sąd, w przedmiocie grobowca Juljusza II, na który dostał za liczenie, a z ukończeniem go się nie spieszył. Snycerz, ze wrzącą wściekłością, chciał lecieć do Rzymu. Ale kardynał Medyceusz, który wkrótce został Klemensem VII, zachęcał go do cierpliwości, i wezwał tymczasowo do wzniesienia biblioteki i zakrystyj w kościele św. Wawrzyńca. Ryły to dwa piérwsze dzieła w budownictwie, dokonane przez Michała-Anioła. Miał wtenczas 40 lat życia.
Jednakże książę Urbino, synowiec Juljusza II, znajdując całe postępowanie za powolne, w porównaniu ze swémi chęciami, chwycił się środka skuteczniejszego do znaglenia Michała-Anioła, ażeby się wziął na nowo za pomnik jego stryja. Kazał mu zagrozić, jak się to zdarzało w tych czasach sprawiedliwości dorywczéj, trafném pchnięciem sztyletu pomiędzy żebra, jeżeli by się nie okazał uległejszym i bardziéj przystępnym. Widać, że ten zacny książę Urbino znał się przedziwnie na rzeczy.
Klemens VII, po wstąpieniu na stolicę, przywoławszy Michała-Anioła, z rozpaczą Benvenuta Celliniego, dał mu radę, któraby przyniosła zaszczyt jakiemu prawnikowi.
„Kochany Buonarroti, rzekł mu Papież na ucho, zamiast się bronić, powinieneś napaść na dziedziców Juljusza II. To prawda, że ci wyliczono cóś na rachunek; lecz w stosunku tej ceny, za jaką nabywają teraz twoje posągi, pieniądze przez ciebie odebrane, nie wynagradzają nawet podjętéj pracy. Powołaj więc ich przed trybunały, a z dłużnika staniesz się wierzycielem.
— Wolę skończyć pomnik, odpowiedział sucho artysta: i natychmiast powrócił do Florencyj.
Wszyscy już byli pod bronią, jak mówi Benvenuto; tłuszcza złoczyńców zebranych ze wszystkich krańców Europy runęła na miasto wieczne, i niszczyła je ogniem i mieczem. — Cellini chełpił się, że sam zabił, wystrzałem z rusznicy, Konnetabla Burbona, Wodza téj armii Wandalów.
Tymczasem Florencya, przez wysilenie pełne rozpaczy, po raz ostatni otrząsła się z pod władzy Medyceuszów. Zebrano się dla narady o formie nowego rządu, i wówczas to z pośród rady gminnéj powstał wniosek jedyny w dziejach.
Wnoszono za obraniem Jezusa Chrystusa Królem Florencyi.
Nowy Król otrzymał, jak twierdzą, znaczną większość głosów: jednakże, przez opozycyą systematyczną, co przynosi największy zaszczyt lewéj ostateczności owego czasu, znaleziono w urnie przeznaczonéj do losowania 20 gałek czarnych.
Jezus Chrystus był więc okrzyknięty Królem Florencyi, i na chorągwiach rzeczy-pospolitéj umieszczono nadpis:

„Jesus Christus rex florenlini populi
S. P. decreto eleclus”

Elekcja ta, jakkolwiek w gruncie nic ulegała zarzutowi, i co do formy okazywała się być zupełnie prawidłową, mało przecież pochlebiała Klemensowi VII. Nowy ten Korjolan pospieszył sprowadzić na swoją ojczyznę, potok barbarzyńców, którzy wołali z wysokości tych uśmiechających się pagórków, zkąd się daje spostrzegać miasto kwiatów: „Przygotuj twoje złotogłowy Florencyo! przychodzim je kupować na miarę dzirytu. „Wówczas zaczęło się to godne podziwienia oblężenie, wytrzymywane przez 13,000 ludzi, przeciwko armii liczącéj przeszło 34,000 żołnierzy. Naród bronił się po bohatersku przez 8 miesięcy. Ośm tysięcy obywateli zginęło w wyłomie, lecz z ich ręki poległo 14,000 żołnierzy Papiezkich.
Michał-Anioł nie wahał się między narodem i rodziną swoich dobroczyńców. Przeznaczony na Członka Komitetu Dziewięciu i Dowódzcę fortyfikacyi miasta, obszedł wały i ogłosił, że, jeśliby nie przedsięwzięto natychmiast środków najdzielniejszych, Medyceuszowie by weszli kiedyby tylko chcieli. Lecz stronnictwo szlachty, które może namyślało się nad poddaniem Florencyj, udało, że jego ostrożności znajduje zbytecznemi i obwiniło wielkiego artystę o nikczemność i obawę. Michał-Anioł niezważał na tę obelgę, i kazawszy sobie tegoż wieczora otworzyć bramę, schronił się do Wenecyi, jak niegdyś bohater Homera, pod swój namiot.
Posłannicy Florencyi, nie omieszkali z nim się połączyć. Znaleźli go jak zawsze smutnego, posępnego i marzącego w głębi jednéj z najbardziéj odosobnionych ulic Della-Giudecca. Otoczono go, błagano puścić w niepamięć wszystkie urazy, jakich się mógł względem niego dopuścić Rząd tymczasowy. Na wezwanie wolności i ojczyzny Michał-Anioł napróżno chciał się opierać. Uległ, i po powrocie do Floroncyj wystąpił znowu jako Generał i Strategik, na czele obrońców miasta. Było zapóźno. — Wybiła ostatnia godzina niepodległości Włoskiéj. Karol X swój miecz rzucił na szalę. Działa grzmiały dzień i noc. Najwaleczniejsi polegli od ognia nieprzyjacielskiego. Starcy i niewiasty, osłabieni cierpieniami, trawieni głodem, pokryci popiołem i żałobą, zbierali się na placach, albo padali na kolana w Świątyniach, przysięgając Bogu umrzeć raczéj, aniżeli się poddać.
Michał-Anioł oszańcował się na dzwonnicy San-Minjato. Dwa działa, wycelowane przeciwko oblegającym i grzmiące bez ustanku, ostrzegały nieprzyjaciel że dopóki się będzie trzymać ta twierdza, niemożna mieć nadziei zajęcia Florencyj. — Tam to na szczycie tej wieży starożytnej, panującéj nad górą i doliną, schroniła się wolność Włoska, w sercu ostatniego z Włochów.
W krotce dzwonnica San-Minjato stała się punktem do którego zmierzały kule nieprzyjaciół. Michał-Anioł uśmiechał się dumnie nad tym szalonym napadem, i z wysokości wieży zrzucał aż na dół materace wełniane, które niweczyły moc wystrzałów i zasłaniały drogi pomnik przed wściekłością tych Wandalów. Zaiste, gdyby Florencja mogła być ocaloną, sława ta nalegałaby się Michałowi-Aniołowi. Już jego wytrwałość, jego odwaga, pomysły jego rozległego genjuszu ożywiały nadzieję w oblężonych, a rodziły obawę i powątpiewanie w obozie nieprzyjacielskim, gdy nagle usłyszano na ulicy krzyki, trwogę, płacz niewiast i przekleństwa żołnierzy. Malatesta był zaprzedany Medyceuszom, i bezecny Valori wydał swoją ojczyznę.
Kapitulacja, która otwierała bramy nowym władcom Florencyj, zapewniała ułaskawienie powszechne. Zobaczymy, jak Medyceuszowie dotrzymali słowa. Sześciu najznakomitszym obywatelom ucięto głowę, inni byli skazani na deportacją albo wygnanie. Przetrząśnięto dom Michała-Anioła od piwnic aż do strychu; ale artysta był zniknął. Ukryty, podług jednych u pewnego przyjaciela, zamknięty, podług drugich, w dzwonnicy San-Nicolo oltr’Arno, oszukał ogarów Medyceuszowskich i wywołał gniew Papieża.
Nakoniec Klemens VII, znużony témi fortelami, dorozumiał się przecie, że gdyby się mu udało nawet schwytać artystę, co zresztą nie było łatwém, miałby tylko jedną mniéj głowę, albo o jednego jeńca więcéj; tymczasem kiedy obdarzając go wolnością i życiem, rodzina jego skorzysta, że będzie miała jeden pomnik więcej, i jednego mniej wroga.
Tym więc razem sędzia schylił swe czoło przed winowajcą. Kazano się ma spodziewać wszelkiego rodzaju ofiar i obietnic, skoro się tylko weźmie znowu za dłóto, i zajmie się niezwłocznie, mauzoleami Juliusza i Wawrzyńca Medyceuszów.
Pracując nad zakrystją Świętego Wawrzyńca, podobnie jak we wszystkich swoich arcydziełach, Michał-Anioł nie chciał iść po drodze utorowanéj; geniusz nie cierpliwy i samowładny, wzgardził prawidłami, odrzucił podania i przełamał zapory. Godłem jego w malarstwie i snycerstwie, w snycerstwie i budownictwie, jest nie naśladować nikogo i nie mieć wcale naśladowców.
Przy wejściu, dają się spostrzegać dwa grobowce, jeden po ręce prawéj, drugi po lewéj, oparte o ściany kaplicy. Rozkład i ozdobienie pomieszczenia z dziwną harmonią odpowiadają massom rzeźby i uszykowaniu posągów. W dwóch bocznych framugach, ponad sarkofagami, umieszczone są posągi książąt. Na obydwóch z obu stron pochylonych wiekach, leżą dwa posągi allegoryczne. Wszystko to nosi cechę skromności i wielkości. Nic w tém spokojném ustroniu nie przeszkodzi rozmyślaniu albo modlitwie. Czystość zarysów, zgodność w układzie, jedność całości przyciąga cię i trzyma pod tajemniczym urokiem.
Po prawéj ręce Juljan Medyceusz: znim energja, śmiałość, siła. U jego stóp leży noc i dzień.
Po lewéj ręce Wawrzyniec: z nim dumanie, łagodność, myśl: stąd ten podziwiający posąg nazwany był Il Pensieroso. Dwie postacie allegoryczne, spoczywające na grobie Wawrzyńca mają wyobrażać Zmierzch i Jutrzenkę. Niech będzie Jutrzenka i Zmierzch; naszém zdaniem nie widziano nigdy doskonalszéj piękności w ideale nowożytnych, jak te cztery allegorje i te dwa wizerunki Michała-Anioła. Nie potrzeba tu objaśnień i rozbioru: sześć posągów oddychają życiem.
Pomiędzy dwoma grobowcami, Michał-Anioł umieścił Matkę Boską i Dzieciątko Jezus. Ta grupa wspaniała jest niedokończona. Postawa i ruch Maryi zdumiewają naturalnością i słodyczą. Dzieciątko-Jezus ma więcej energii, aniżeli wdzięku.
Takiż charakter ogólny spostrzegają w wizerunku Jezusa-Chrystusa z krzyżem, dokonanym przez Michała-Anioła około tegoż czasu i umieszczonym w kościele Minerwy. Wtem dzieło, jedném z najbardziéj wykończonych, jakie nam zostawił Buonarroti, Zbawiciel ludzi obudzą raczej przestrach, aniżeli zaufanie; ale może nigdy, pod dłótem wielkiego snycerza, ciało ludzkie nie doszło do stopnia prawdy doskonalszéj i bardziéj uderzającéj.
Sława o tém arcy-dziele przeszła bystro po za Alpy; mamy przed sobą, list Franciszka I, adresowany do Michała-Anioła Buonarroti, w którym król-rycerz prosi usilnie artystę, ażeby mu raczył udzielić pozwolenie odlania jego posągu.
Oto dosłowny przekład tego listu ciekawego, przynoszącego równy zaszczyt królowi, który go pisał, i artyście do którego był adresowany.

„MPanie Michale-Aniele,

„Ponieważ pragnę posiadać jaki bąć wasz „utwór, poleciłem postarać się o takowy opatowi świętego Marcina z Troyes, oddawcy niniejszego listu, którego posyłam po za góry, prosząc was, jeżeli za jego przybyciem będziecie mieli jaki przedmiot doskonały już, gotowy, ażebyście mu wynajęli, za co wam dobrze zapłaci (godny król!), również, rozkazałem mu, ażebyście, przez miłość dla mnie, raczyli przysłać, do odlania, Chrystusa z kościoła Minerwy, i Matki Boskiej Febryjskiéj czém bym mógł ozdobić jednę z kaplic swoich, jako rzeczami, które podług zapewnień, mają być najwytworniejsze w waszéj sztuce.
„Proszę Boga, Mości Michale-Aniele, ażeby was miał w swojéj pieczy.
„Pisano w Saint-Germain en-Laye 6III Lutego, tysiąc pięćset czterdziestego szóstego roku.“

„Podpisano: Frańciszek.
„Podpisano: Laubepine.“
Z pomiędzy pochwał współczesnych, po liście króla, przytoczymy czterowiersz, ułożony zapewne przez kogoś z gminu, który znaleziono przyklejony do posągu allegorycznego Nocy, na grobowcu Juljana:

La Notte che tu vedi si dolci atti
Dormire, fu da un Angelo scolpita
In questo sasso, e perché dorme ha vita.
Destala se not credi, e parleratti.

„Noc, którą widzisz uśpioną w tak przyjemnéj postawie, była wyrytą w tym marmurze przez Anioła, a ponieważ śpi, więc żyje. Obudź ją, jeżeli wątpisz o tém, a przemówi do ciebie.
Michał-Anioł na wiersze poety nieznanego odpowiedział przez następujący czterowiersz:

Grato m’é il sonno o più l’esser di sasso
Mentre che il danno e la vergogna dura;
Non veder, non sentir m’é gran ventura,
Poró non mi destar! deh! parlar basso!

„Miło mi spać, a jeszcze bardziej być z głazu, dopókąd trwa sromota i niewola. Nie widziéć, nie czuć, jest szczytem mojego szczęścia. Nie budź mnie więc, przez litość; mów cicho.“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Alojzy Kuczyński.