Memento (Prus)/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Prus
Tytuł Memento
Pochodzenie Pisma Bolesława Prusa. Tom XXII
Nowele, opowiadania, fragmenty. Tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI,
W KTÓRYM KU WIELKIEMU ZADOWOLENIU PANNY ZOFJI,
IZYDOREK NAJNIESPODZIEWANIEJ W ŚWIECIE WYGRYWA ZAKŁAD.

Resztę dnia ja i sekundanci spędziliśmy na namawianiu Izydorka, aby się wycofał z pojedynku, ale zacięty chłopak pozostał niewzruszonym. To też nikogo nie zdziwię chyba, gdy powiem, że całą noc spać nie mogłem i że następnego dnia o ósmej z rana byłem już w mieszkaniu domyślnego nieboszczyka.
Otworzywszy drzwi, zastałem go bardzo spokojnie zapijającego herbatę.
— No i cóż? — zawołałem — wyciągnąłeś białą gałkę.
— Nie.
— A więc czarną?...
— Nie.
— A więc jakąż?
— A żadnej!
— Rozmyśliłeś się zatem?
— Nie.
— Więc nie poszedłeś do Holenderskiego?
— Owszem, poszedłem, razem ze swoimi sekundantami.
— Powiedzże u licha, cóż się ostatecznie stało? — spytałem niecierpliwie.
— Widzisz, było tak. O wpół do szóstej wyszliśmy z domu, a o trzy kwadranse stanęliśmy u Holenderskiego, który ze swymi sekundantami pił herbatę.
— Panowie — rzekł Holenderski, gdyśmy weszli — zegarek mój dobrze idzie. Mamy jeszcze kwadrans czasu, możemy więc napić się razem herbaty. — Usiedliśmy tedy do stołu, piliśmy herbatę i jedli ser szwajcarski, i szynkę surową aż do szóstej.
O szóstej Holenderski wydobył z szuflady nabity rewolwer, a nasi sekundanci w braku gałek popisali kartki. Potem mieli do nas mówkę o miłości bliźniego, jedności i zgodzie.
Mowy tej obaj wysłuchaliśmy przykładnie, — poczem jeden z sekundantów rzekł do mnie:
— Panie Izydorze, zaczynaj pan!...
— Niech zacznie pan Holenderski — odpowiedziałem, zgodnie z przepisami kodeksu honorowego.
Holenderski sięgnął ręką do kapelusza, i wyciągnął czystą kartkę.
— A zatem pan Izydor strzeli sobie w łeb — rzekł, podając mi rewolwer.
— Panie! — odpowiedziałem — jeszcze nie wyciągnąłem kartki.
— A więc ciągnij pan!
— Nie mogę, panie, ponieważ przypomniałem sobie, że muszę pierwej wyzwać na pojedynek pana Bonifacego.
— A cóż mnie jakiś tam Bonifacy obchodzi? — zawołał Holenderski.
— Pana nic, ale mnie obchodzi, a nawet bardzo, ponieważ zrzucił mi kapelusz.
— Bagatela! — wtrącił jeden z sekundantów.
— Ale ba! on mnie jeszcze ze schodów zepchnął!...
— Pysznie! — wtrącił drugi sekundant.
— Wcale nie pysznie — dodałem z zimną krwią — bo on mnie jeszcze cybuchem parę razy uderzył.
— Panie! — przerwał Holenderski z ukłonem — wybacz pan, że nie mogę się ani pojedynkować, ani nawet znać z człowiekiem, którego ze schodów spychają i biją cybuchami. Żegnam!
Jeszczem nie ochłonął z wrażenia, jakie na mnie ta powieść zrobiła, kiedy nagle otworzyły się drzwi Izydorowego pokoju, i wszedł jakiś nieznany mi młody człowiek.
— Aa! — rzekł Izydorek, powstając. — Zapoznajcie się panowie... pan Bronisław, mój przyjaciel...
— Nie nazywaj mnie swoim przyjacielem, blagierze jakiś! — odparł przybyły z gniewem.
— Cóżto znaczy? — spytał zdumiony Izydor.
— To znaczy, żeś pożyczył ode mnie pięćdziesiąt rubli, miałeś je oddać na pierwsze żądanie i nie oddałeś...
— Alboż upominałeś się?...
— Pisałem do ciebie trzy listy...
— Nie widziałem żadnego.
— Wezwałem cię przez „Kurjer“...
— Żartujesz?!... — zawołał Izydor.
— Żartuję? więc czytaj! — odparł przybyły, rzucając mu pismo.
Izydor czytał:

Prędzej niż spodziewać się mogłem, będę musiał prosić o dotrzymanie słowa; czasu pozostaje dni kilka, więc memento!

B.

— Więc to ty? ty naprawdę pisałeś?
— Naturalnie, że ja!
— Jak Boga kocham, wygrałem zakład!... Bolciu, biorę cię na świadka... — wołał Izydorek.
— Więc, jeżeli wygrałeś zakład, to mi oddaj moje pięćdziesiąt rubli — rzekł przybyły trochę łagodniej.
— Ale bo...
— O cóżeście się założyli? — spytałem Izydora, chcąc nareszcie dowiedzieć się o wysokości stawki.
— O sto... papierosów za rubla!...
— A nacóż ci papierosy, człowieku?
— Ach! prawda — odparł Izydorek — na śmierć zapomniałem, że nie palę!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Głowacki.