Memento (Prus)/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Prus
Tytuł Memento
Pochodzenie Pisma Bolesława Prusa. Tom XXII
Nowele, opowiadania, fragmenty. Tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV,

W KTÓRYM PANNA ZOFJA SŁYSZY O POJEDYNKU Z PANEM

HOLENDERSKIM I O WIELU INNYCH RZECZACH.

Trzy dni przepędziłem w pokoju, namyślając się nad tematem do nowej powiastki. Czwartego dnia wpadł do mnie strasznie zaperzony Izydorek.
— Wyobraź sobie, że mi odmawia pojedynku!... — zawołał w progu.
— Kto? pan Bonifacy?...
— Ale gdzież tam, ten rozbójnik Holenderski, który mnie sam wyzwał, a teraz napisał do sekundantów impertynencki list, że z nimi może się bić, jeżeli zechcą, ale ze mną nigdy...
— Cóż sekundanci?
— Sekundanci bardzo rozsądnie odpowiedzieli, że ponieważ on ze mną bić się nie chce, więc i oni bić się z nim nie mogą, według honorowego kodeksu.
— Dziwny kodeks! Cóż myślisz robić?
— Ha cóż? Przyszedłem cię prosić, ażebyś poszedł w mojem imieniu do niego i wyzwał go ostatecznie.
— No, a jeżeli on odpowie mi to samo?
— A to go zwalisz kijem według kodeksu honorowego! — zawołał namiętny Izydorek.
— Człowieku! Ależ ja tego Holenderskiego jak żyję nie widziałem!... Cóżeś znowu zmalował?...
Izydorek rzucił z gniewem swój filcowy kapelusz na podłogę i usiadł na krześle.
— To znowu to głupie ogłoszenie — dodał po chwili. — Wyobraź sobie, że już trzeci ślad tracę!...
Uspokoiłem go, jak mogłem, i uprosiłem wreszcie, aby mi opowiedział swoją awanturę z Holenderskim, którego (dalibóg! nie wiem z jakiej racji) miałem według kodeksu honorowego zwalić kijem!...
— Widzisz, było tak. Zaraz na drugi dzień po awanturze z Bonifacym, wyszedłem do Saskiego ogrodu. Patrzę, jakiś facet wyciąga chustkę z kieszeni; patrzę dalej, wylatuje mu kawał „Kurjera.“ Czytam „Kurjera“... o nieba!... znajduję to przeklęte ogłoszenie...
No, myślę sobie, mam cię ptaszku, nareszcie, ale już obcesowo nie będę robił interesów, tylko ostrożnie!...
Chodzę tedy za facetem jak zmora. On do cukierni, ja do cukierni, — on z ogrodu, ja z ogrodu, — on do teatru, i ja do teatru, — on do domu, i ja do domu.
Na drugi dzień ta sama historja, — aż nareszcie, około południa, facet podchodzi do mnie i mówi:
— Panie! dlaczego pan za mną włóczysz się jak cielę za krową?
— Panie! — odpowiadam — dlatego, że mi się tak podoba.
— Panie! pan szukasz ze mną awantury?... Jeżeli tak, to służę. Nazywam się Holenderski, oto moja karta i proszę o pańską.
Dałem mu kartę, zgodnie z przepisami kodeksu honorowego, i tego samego dnia sekundanci nasi ułożyli się o termin za tydzień. Tymczasem, patrz! on się wycofał i to w sposób ubliżający dla mnie!
Skończywszy swoją powieść, Izydorek dał mi adres Holenderskiego i gwałtem do niego wyprawił. Będąc ciekawym, na czem skończy się awantura, poszedłem.
Holenderski był w domu. Przedstawiłem mu się i w niewielu słowach objaśniłem powód wizyty.
— Panie szanowny! — zawołał ten człowiek, ozdobiony straszliwemi wąsami i kamaszami z żaglowego płótna — dziwię się, jak możesz popierać podobną sprawę!
— Dlaczego panie?
— Dlatego, że pański (a i mój na nieszczęście) znajomy pan Izydor, jest poprostu kieszonkowym złodziejem...
— Ależ panie?!
— Ależ panie, tak jest niestety! Dowiedziałem się o tem wypadkowo, od jednego z urzędników sądowych, który mi powiedział, że pański (i mój jak na teraz) znajomy kradł na strychu bieliznę...
Czułem, że mi się miesza w głowie.
— A jeżeli przekonam pana, że podejrzenie to jest czystem nieporozumieniem?...
— W takim razie z największą przyjemnością postrzelę pana Izydora, który mi zrobił impertynencją — odparł Holenderski, nastawiając wąsy tak, że aż mi się niedobrze zrobiło.
Pożegnałem go co rychlej i wróciłem do domu, gdzie czekał na mnie Izydorek.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Głowacki.