Marcin Podrzutek (tłum. Porajski)/Tom VIII/PM część IV/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Marcin Podrzutek
Podtytuł czyli Pamiętniki pokojowca
Wydawca S. H. Merzbach
Data wyd. 1846
Druk Drukarnia S Strąbskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryn Porajski
Tytuł orygin. Martin l'enfant trouvé ou Les mémoires d'un valet de chambre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


12.
Zdziwienie.

W tém miejscu przerwiemy Pamiętniki Marcina aby przypomnieć wypadki które zaszły po przyaresztowaniu Bête-puanta (a raczéj Klaudyusza Gérard, któremu przywracamy jego prawdziwe nazwisko).
Schwytani nad brzegiem stawu w folwarku Grand-Génevrier, przez brygadyera Beaucadet, który wraz z kilku żołnierzami ukrył się w zwaliskach piekarni, Klaudyusz Gérard i Marcin dostali się w ręce żandarmów, w chwili gdy hrabia i syn jego uwiadomieni przez Beaucadeta, przybyli aby się przekonać, że jeden z ich służących miewa tajemnicze schadzki z Bête-puantem, obwinionym o zamach przeciw panu Duriveau.
Przypomnimy nakoniec czytelnikowi, że ojciec Scypiona poznawszy w Klaudyuszu Gérard wykradacza zwierzyny, człowieka którego po dwakroć śmiertelnie obraził skutkiem niegodziwej junakieryi, wobec tegoż Klaudyusza Gérard wydał rozkaz wygnania dzierżawcy Chervin i jego żony z folwarku Grand-Genévrier.
Spełniwszy tak niegodziwy czyn, syn i ojciec wsiedli do powozu i wrócili do zamku Tremblay, a żandarmi uprowadzali Klaudyusza i Marcina.
Za powrotem do domu, hrabia za radą Beaucadeta, uznał za rzecz rozsądną dopełnić niejakich poszukiwań w stancyi Marcina, na którym wtedy ciążyły tak ciężkie podejrzenia.
Z razu poszukiwania te były daremne; lecz pan Duriveau znalazłszy zamknięty tłómok, osądził że ma prawo otworzyć go, i wydobył z niego białą drewnianą szkatułkę, zawierającą rękopis Pamiętników Marcina i list jego do księcia.
Ta korespondencya pokojowca z księciem, do żywego podżegała ciekawość pana Duriveau, zabrał więc rękopis do swojego pokoju i zaczął go czytać właśnie w chwili, gdy na zamku Tremblay wybiła piérwsza po północy.
Wiadomo że Pamiętniki Marcina tak się zaczynały:
„Niepewne tylko i niedokładne zachowałem wspomnienie o wypadkach które poprzedziły ósmy lub dziesiąty rok życia mojego. Z téj jednak, już tak odległéj przeszłości, pozostała mi w pamięci piękna, młoda kobióta, któréj zgrabne palce prawie ciągle szeleściły wrzecionami narzędzia do robienia koronek, pełnego świetnych mosiężnych szpilek. Ten dźwięczny szmer wrzecion jedyną sprawiał mi radość... sądzę że go jeszcze słyszę; lecz wieczorem radość ta przemieniała się w uwielbienie: spoczywając w maleńkiém mojém łóżeczku, widziałem jak ta młoda kobióéta, niezmordowana robotnica (może matka moja), pracowała przy blasku świecy, któréj ogień podwajała szklanna kula napełniona wodą; widok tego promieniejącego ogniska wprawiał mię w jakieś oślepienie, w jakiś zachwyt, któremu sen dopiéro zwykle kładł koniec.”
Gdyby nawet inne powody nie wzbudzały ciekawości pana Duriveau, już sam wyżéj przytoczony ustęp dostateczny był do ściągnienia żywéj jego uwagi, jeżeli nie do czytania tych Pamiętników z mocném zajęciem.
Młoda dziewica którą niegdyś uwiódł, wyrabiała koronki, podobnie jak i młoda kobiéta którą Marcin za swą matkę uważał.
Nazywała się Perrine-Martin... a pokojowiec którego pamiętniki czytał, miał imię Marcin...
Nakoniec lata jakie Marcin mieć zdawał się, niejakie rysy twarzy, które hrabia z razu zaledwie postrzegał, a które po piérwszém podejrzenia żywo mu na pamięci stanęły, słowem wszystkie te okoliczności razem wzięte, nie przekonywając wprawdzie pana Duriveau że Marcin był jego synem... przedstawiały mu jednak całe podobieństwo tego przypuszczenia.
Pojmujemy tedy jakie przyczyny podżegały hrabiego do pilnego czytania Pamiętników Marcina.
Przebiegłszy kilka stronnic, pan Duriveau spotkał imiona Bambocha i Baskiny, tych dwóch towarzyszy dziecinnych lat Marcina.
Bamboche został tym straszliwym zbójcą, którego wczoraj śledzono w lasach hrabiego. Baskina została jedną z najsławniejszych podówczas artystek... według jednych szatanem, według drugich aniołem, lecz według hrabiego istnym wyrodkiem piekieł: bo kilka zaledwie dni upłynęło jak Scypio zuchwale oświadczył ojcu, że Baskine uważać powinien jako najwyższego sędziego w sprawie małżeństwa jego (pana Duriveau) z panią Wilson. To bezczelne oświadczenie wywołało, jak widzieliśmy, przerażającą scenę między ojcem a synem, po któréj nastąpiło z obu stron zawieszenie nieprzyjacielskich kroków, gdyż hrabia nazajutrz oświadczył synowi, że jakkolwiek dziwaczną była jego pretensya czynienia Baskiny sędzią podwójnego małżeństwa, ojca i syna... jednak obaczy...
W dalszym ciągu Pamiętników, mówiono o spotkaniu Marcina w głębi lasu de Chantilly z Reginą, Scypionem i Robertem de Mareuil...
Ileż to wspomnień te imiona budzić musiały w panu Duriveau!
Scypio... to jego syn...
Robert de Mareuil to jego współzawodnik o rękę Reginy, którą hrabia później usiłował wciągnąć w niegodziwe sidła... aby się pomścić za jéj wzgardę...
Potém opisano dzieciństwo i piérwszą młodość Marcina strawione u Klaudyusza Gérard...
Klaudyusz Gérard... oto także człowiek, którego nazwisko złowrogiemi i niezatartemi literami wypisane było w życiu hrabiego...
I tu znowu pojawiała się Regina, Regina dziécię, potém dziewczynka, daléj dziewica, niemal wzrastająca pod okiem Marcina w każdą rocznicę śmierci baronowéj de Noirlieu...
Daléj ukazała się biedna waryatka, którą się Klaudyusz Gérard opiekował tak tkliwie i pobożnie.
Niepokonane przeczucie mówiło hrabiemu że tą waryatką była Perrine-Martin... któréj serce wydarł Klaudyuszowi Gérard, aby ją później uwiódł i porzucił, aby jéj następnie kazał porwać dziecko, i tym sposobem uwolnił się od uporczywych reklamacyj matki, którą podle opuszczał, zostawiając ją bez zasobów, prócz szczupłego zarobku z natężonej pracy.
Marcin przybył do Paryża...
Tu znowu hrabia Duriveau napotkał imiona głęboko w jego pamięci wyryte:
Reginy — Roberta de Mareuil — Księcia de Montbar...
A późniéj owa scena na teatrze Skoczków, gdzie hrabia znajdował się wraz z synem, scena od któréj, poczęła się nieuleczona nienawiść Baskiny dla Scypiona i całego jego próżniaczego i niegodziwego plemienia, jak powiadała ta młoda dziewica.
Daléj następował pobyt Marcina u doktora Clément... potém zalecenia doktora, który stojąc nad grobem zobowiązywał Marcina, aby czuwał nad Reginą, bo wiedział że jéj groziła nieubłagana zemsta pana Duriveau...
Przeczucia doktora nie omyliły go — Marcin godnie wywiązał się z obowiązków jakie nań włożył umierający pan jego, zesłał zbawcę Reginie schwytanéj w sidła, które jéj hrabia zastawił w opustoszałym domu przy ulicy Marché-Vieux.
Tym zbawcą... był Just Clément... który tak srodze ukarał nikczemny postępek pana Duriveau i wymógł na nim pojedynek na zawsze zabezpieczający Reginę od niegodziwéj obmowy.
Nakoniec w opowiadaniu Marcina hrabia znalazł także i panią Wilson, którą tak zapamiętale, tak namiętnie kochał.
Widzimy zatém, że Pamiętniki te z tylu stron dotykały życia pana Duriveau, iż dostatecznie można pojąć jego uporczywą ciekawość w ich czytaniu.
Atoli skoro mu przyszło na myśl że to dziécię nieszczęśliwe, opuszczone, wystawione na taką nędzę, na tyle udręczeń i ostrych prób, które zniosło tak odważnie i z taką rezygnacją, z których wyszło tak czyste... skoro, powtarzamy, hrabia pomyślił że Marcin jest zapewne jego synem, uczuł w sobie trwogę, wstyd dokuczający na samo przypuszczenie spotkania się znowu twarz w twarz z Marcinem, człowiekiem tak prawego umysłu, tak nieskażonego serca, tak wzniosłego charakteru.
Wstyd ten nieznośnym byłby dla hrabiego, gdyby nawet Marcin nie znał tajemnicy swojego urodzenia... lecz wspomniawszy na niektóre szczegóły piérwszego z nim widzenia się, wspomniawszy na przyjaźń jaka go wiązała z Klaudyuszem Gérard, wmówiwszy nakoniec w siebie, iż niepodobna aby sam jedynie traf skłonił Marcina do przyjęcia służby u niego, hrabia nowéj i okropniejszéj doznał zgryzoty... bo nie wątpił że Marcin wié dobrze jakie ich łączą węzły...
A tak, ten człowiek niezmiernie bogaty, nielitościwy, żelaznej woli i niezrównanéj zuchwałości, ten człowiek z cyniczną i nieposkromioną pogardą odrzucający wszelkie szlachetne uczucia, rumienił się, truchlał... na samą myśl o spojrzeniu oko w oko biédnemu słudze... nieszczęśliwemu, opuszczonemu dziecku.
Lecz... ten sługa posiadacz tak hańbiących tajemnic... ten sługa miał piękną duszę... ten sługa był jego synem!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: Seweryn Porajski.