Marcin Podrzutek (tłum. Porajski)/Tom VIII/PM część IV/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Marcin Podrzutek
Podtytuł czyli Pamiętniki pokojowca
Wydawca S. H. Merzbach
Data wyd. 1846
Druk Drukarnia S Strąbskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryn Porajski
Tytuł orygin. Martin l'enfant trouvé ou Les mémoires d'un valet de chambre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


10.
Dalszy ciąg listu pana Montbar do pana Piotra.

„Od niejakiego czasu uważałem że moja żona bardziéj niespokojna, bardziéj smutna jak zwykle; przypisałem to posępnéj i dżdżystéj pogodzie, i powiększonej ztąd niezwykłéj drażliwości nerwów.
„Wczoraj wszedłem umyślnie dosyć głośno do jéj salonu, pragnąc aby mię przychodzącego słyszała; nie postrzegła jednak mojego przybycia. Kiedy się do niéj zbliżyłem... ujrzałem ją zalaną łzami.
„Pytałem o przyczynę... nic nie odpowiedziała... wołałem na nią... milczała, ciągle zadumana.... na koniec wziąłem jéj rękę... ale prawie natychmiast żywo mi ją wyrwała, spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym ją nagle ze snu przebudził, i spytała czy dawno już przy niéj jestem?
„To głębokie roztargnienie, te chwile bolesnego uniesienia lub zupełnéj nieczułości, w jakich teraz niekiedy pogrążona bywa... pojmowałem a raczéj sądziłem że pojmuję jak wszystkie inne.
„Walczy nadaremnie, — mówiłem sobie, — przeciw niepokonanemu uczuciu które mi ją przywraca, a lęka się wyznać to sama przed sobą... i przedemną.
„Wieczorem mimo że atmosfera była burzliwa, dusząca, wyszliśmy do ogrodu.
„Kazałem aby nam przyniesiono kawę do małéj wiejskiéj altanki położonéj w głębi gęstéj alei.
„W piérwszych... szczęśliwych dniach mojego małżeństwa, oboje z Reginą dziecinnéj doznawaliśmy rozkoszy, zamykając się jak prawdziwi kochankowie w téj altance i spędzając tam samotnie dni całe.
„Wspomnienia tych najpiękniejszych dni mojego życia... tak mi są jeszcze obecne w pamięci, tak żywe...że porwany polotem myśli moich, sądziłem iż podobny muszą wywierać wpływ i na moję żonę... że otoczona wszystkiém, co powinno było przypomnieć jéj dawne nasze upojenia... mimowolnie prawie wywoła z serca na usta wyznanie, jakiego tak gorąco pragnąłem.
„Weszliśmy do altanki, Regina siadła na sofie; była w białéj sukni, wyglądała jak cień siebie saméj. Była tak blada... tak blada... iż, wpośród zaczynającego wciskać się do altany półcienia, nie można było znaleźć różnicy między miłą i piękną jéj twarzą a białością jéj sukni.
„Po obojętnéj rozmowie, od kwadransa już, mimo wiedzy, wpadliśmy oboje w jakieś milczące zadumanie.
„Zdawało się, ze Regina nie postrzega już mojéj obecności... nieugięty wzrok wpoiła w wierzchołki wielkich drzew ogrodu, po nad któremi błyszczało już gwiazd kilka; uśmiéch jéj był smutny, pełen goryczy... siedziała nieruchoma, niby pod własnym ciężarem zgięta, założywszy na kolanach swe zawsze piękne, lecz strasznie wychudłe ręce...
„W téj chwili, przyjacielu, kiedy już kłamliwe przywidzenia nie zakłócają umysłu mojego, kiedy przypominam sobie rzeczywistą fizyonomią i postawę pani de Montbar... zaledwie pojmuję nieszczęsny obłęd, w który wpadłem mówiąc sobie:
„Biédna kobieta... tyle dla niéj uczyniłem, iż nakoniec ulega. Czeka tylko abym zaczął a uczyni mi wyznanie, które ją zarazem zachwyca i dręczy: bo ta bladość, to przytłoczenie, są tylko skutkami powstrzymywanego wzruszenia. Odwraca oczy ode mnie... z obawy może aby nie uległa magnetycznemu pociągowi mojego spojrzenia; jéj pomieszanie, jéj roztargnienie mówi mi wyraźnie że walczy po raz ostatni, lecz nadaremnie, przeciw zewsząd oblegającym ją uczuciom miłości. Lecz noc nadchodzi... cisza głęboka panuje wkoło; jesteśmy sami... w miejscu budzącém tyle wspomnień. Nigdy nie nadarzy się przyjaźniejsza sposobność ku wywołaniu na jéj usta wyznania jakie jeszcze wstrzymuje...
„Padłem więc do nóg mojéj żonie i wziąłem jej rękę, na co bez oporu zezwoliła.
„Tę pałającą, wychudłą rękę, pokryłem namiętnemi pocałunkami ona na mój uścisk odpowiedziała konwulsyjnym uściskiem...
— „Regino! — zawołałem upojony, — nakoniec wracasz do mnie... jesteś znowu moją Regin?.. kochasz mię?...
„O! tak jest... Niech się stanie co chce...kocham cię zawsze, i bardziéj jak kiedykolwiek... Umiéram z téj miłości... ale nie mówię tego... i powiedzieć nie mogę... jam mu tyle winna... jemu! Ale mniejsza o to... ha!... ta śmierć słodką jest dla mnie... mój Juście ukochany... bo umieram z myślą o robie.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Rozdzierający okrzyk który mimowolnie wydałem wyrwał panią de Montbar z szału jaki jej umysł obłąkał.
„Zadrżała niby niespodzianie przebudzona, spojrzała na mnie błędnym wzrokiem i rzekła prowadząc obie ręce po czole:
— „Czy my tu już dawno jesteśmy... Jerzy?
„Łkania mówić mi nie dozwalały, szczęściem noc już prawie zupełnie była zapadła. Zona moja nie widziała że płaczę! odpowiedziałem więc:
— „Tak jest... już dosyć dawno... ale już późno; może wrócisz do pokoju?
— „Jak chcesz, mój przyjacielu, — odparła łagodnie niedostrzegając zmiany w moim głosie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Przerwałem ten list, przyjacielu, bo zbytne cierpienie pisać mi nie dozwalało.
„Teraz, wiész wszystko... Dla mnie już jedna tylko pozostaje droga... i jestem pewny że mi ją doradzisz: to jest, powinienem wyjechać jutro... i przywrócić swobodę pani de Montbar...
„Nieszczęśliwa kobiéta umiera... i ja to zabijam ją mojém zaślepieniem, moją podłością.
„Jutro więc oddalę się.
„W obecnym stanie pani de Montbar, wiadomość o nagłym wyjeździe moim, już dla samego zbytku szczęścia jakiego dozna, zadałaby jéj cios straszliwy... napiszę jéj zatém że przedsiębiorę jedynie kilko-dniową podróż, potém dopiero z oddalenia, powoli i ostrożnie... doniosę jéj tak pomyślną wiadomość.
„Tak jest, Regina szczęśliwa będzie... Mimo niepokonanych moich uprzedzeń przeciw... temu człowiekowi, ufam rzadkim przymiotom jego serca... nie wątpię... i nie mam prawa wątpić iż będzie dla niéj takim jakim być powinien.
„Zegnam cię więc po raz ostatni... i dziękuję ci przyjacielu... O! tak jest, dziękuje, bo twoje mądre i życzliwe nauki zaszczepiły się w mojéj duszy, a jeżeli życie bolesne, które odtąd będzie moim udziałem, nastręczy mi jeszcze jaką pociechę... winien ją będę przyuczaniu się dobrego, zasmakowaniu w wspaniałomyślnych, wzniosłych i pożytecznych myślach, co miały mi odzyskać serce mężnéj i zacnéj kobiety, którą na zawsze... z własnéj... tak jest z własnéj winy... postradałem!!
„Korzystna to... ale straszna nauka!.. O gdybym był zaczął, jak skończyłem; gdybym zamiast pędzić życie w poniżającém próżniactwie, które mi na zawsze wydarło serce mojéj żony, postępował był jak postępowałem późniéj dzięki twoim radom... Regina w téj chwili byłaby dumną ze mnie!
„Zegnam cię przyjacielu, odpowiadaj natychmiast, chociaż wiem z góry co odpowiesz... Nic innego doradzić mi nie możesz nad to co czynię.”

J. de M.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: Seweryn Porajski.