„Śpij, śpij! Zapomnij troski świata... Już na czole ręka leży... Nad twym mózgiem duch mój wzlata...
Nad sercem litość, przyjacielu biedny! A z mych palców płynie świeży
Prąd życia sił, co krążąc w tobie, błogą Moc przeciwko troskom życia szerzy...
Sił, co się wszakże zlać w istności jednej Z twemi nie mogą!
„Śpij, śpij! — Nie kocham cię — a przecie, Gdy myślę, że ten, co w dolę Moją wplata samo kwiecie
Tak jak w twe losy ciernie nieprzerwanie, Te same cierpiałby bole,
Jak ty zgubiony — i nie moja ręka Leżałaby na jego czole,
Jak ta na twojem, łagodząc konanie — Serce mi pęka!
„Śpij, śpij snem śmierci, snem co w bycie Nieurodzonych się splata... Zapomnij miłość i życie...
Zapomnij, że na cierpień wrócisz drogę... Zapomnij bezmyślną świata
Wzgardę, stracone zdrowie, sny co poją Młodzieńczy wiek, który ulata
Z nimi — i mnie zapomnij, gdyż nie mogę Nigdy być twoją.
„Jak z chmur brzemiennych burzą w lesie, Deszcz z płaczącej duszy mojej Mży na ciebie, zwiędły kwiecie,
Muzyką niemą twoje sny owiewa I zapachem myśl twą koi
I w mrocznem łonie twem jasnością prószy... Powtórna ci się młodość roi...
Moja istota w głębię twej się zlewa... Włada w twej duszy!
„Czar już podziałał. Jest ci lepiej?“ „Lepiej mi — tak dobrze!“ rzecze Śpiący. — Powiedz, co pokrzepi,
Kiedy się zbudzisz, cierpiącego ducha... Czem twej głowy ból uleczę?...“
„Tem, czem zabiłabyś mi duszę ranną!... Niech jeszcze tu mój byt się wlecze...
Dziś do zerwania mojego łańcucha Nie kuś, Joanno!