Przejdź do zawartości

Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego/List XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan III Sobieski
Tytuł Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1883
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST XXVII.
W obozie pod Torno, trzy mile od Koszyc, 27 Novembris.

Jedyna i t. d. — Gdyby Polska była wyspą, t. i. insulą, mielibyśmy ią tu za owę na Oceanie, o którey piszą historycy, że była flottante, y że się raz pokazywała, drugi raz się oczom kryła ludzkim. Po Gulczewskim nie tylko o zdrowiu Wci s. m., ale nawet ieśli Polska iest na świecie, naymnieyszey nie mieliśmy wiadomości. Jako zaś Gulczewski wyiechał z Krakowa, iuż to niedziel pięć minęło. Uważże tedy Wć moia duszo, ieżeli to iest, tak kochaiącemu iak ia, supportable, y ieżeli dłużey żyć można? Ale co naycięższa, żeśmy tu mieli kilka listów, i świeżych barzo, które naymnieyszey, ani o Wci s. m., ani o Polsce nie czynią mencyi. Nayprzód był list z Lubowli du 16me de Novembre, kiedy Dupont tamtędy przeieżdżał, od P. Moszyńskiego, który to tylko napisał, że z Krakowa nie miał żadnych listów. Drugi list był od tegoż du 21 Novembre, który siła pisze, a ieszcze w cyfrach o rzeczach Węgierskich, których tu nowin u nas aż do uprzykrzenia; a o Polsce ani słowa iednego. Dziś nawet przyiechał tu człowiek z miast Spiskich, z plebanii X-dza Zebrzydowskiego: przyniósł listy różne z tamtąd, a o Polsce y mencyi naymnieyszey. W iakiem tedy podziwieniu zostawać musimy, wyrazić tego niepodobna, ile ia, którybym przysiągł milion razów, że Wć m. s. pisuiesz, y okazyi szukasz do pisania. Ale to konsyliarze Wci s. m. coś dziwnego robią, którzy coś wszystko opak y czynią, y rozumieią, szykuyąc w ciepłey izbie kwiczoły na przemiany z kieliszkami, a dyskuruiąc o woynie, y o gościńcach do Węgier, mapę wspak obróciwszy. A tu nie trzeba było żadney filozofii, iedno listy odsyłać do Lubowli; gdyż my tu od miast Spiskich od kilka czasów nie iesteśmy daley, nad mil ośm, dziewięć, dziesięć, lubo przez góry wielkie, ale konnemu z listami wszędy przebyte y bezpieczne. Jako nam tedy tu miło na te tam rady, snadno się domyślić, osobliwie mnie, który, po zdrowiu Wci s. m., tak dawno wiedzieć pragnę, co też tam robią Pan Krakowski, Pan Lubaczowski, i Hospodar Wołoski? Nie maią widzę Ichmoście tey dyskrecyi y tego miłosierdzia, aby nas tem przynaymniey pocieszyli, przy swych wczasach y delicyach, w nagrodę biedy naszey, gdy nam iuż przyidzie nie pod namiotami, ale pod niebem samem stawać y koczować, ponieważ za nastąpieniem tak srogich mrozów y śniegów, iuż kołka w ziemię wbić niepodobna.
Ode dni trzech, weszliśmy tu w kray cale sobie nieprzyiazny. Miasta się y zamki wszystkie przed nami pozamykali, osadzone garnizonami Tekolego, który poszedł za Cisę w granicę Turecką, nie dawszy nam żadney w sprawach swych doskonałey rezolucyi. W Koszycach iest ludzi do obrony z kilka tysięcy. Posyłamy tam Posłów naszych; ale wątpimy, aby co sprawili. Jakie to tedy nasze będą stanowiska, chyba drugą, da P. Bóg, oznaymi się okazyą, całuiąc tą teraźnieyszą milion razy wszystkie śliczności Wci s. m. iedynego. A Mr. le Marquis et a ma soeur mes baisemains. Dzieci całuyę i obłapiam.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan III Sobieski.