Bywają zmierzchy wielkie, gdy po dziennych gwarach Miasta mrą... gdy gołębie posną w gołębniku... Mrą cicho, wolno, w sennie bijących zegarach I jaskółek niebieskich na dzwonnicy krzyku... A wtedy się nad niemi światła zapalają: Czuwalne dobre światła, jako siostry wierne. I latarnie wędrują w mgłę staja za stają, I szara droga płynie przez pola niezmierne; Kwiaty się po ogrodach zatuliły drżące, By słyszeć, jak w ten wieczór stare miasto kona, Bo wiedzą, — że w niem oczy otwarły na słońce. A potem światła gasną i śród nocy łona Stare mury oddają Bogu wierne duchy Cicho, łagodnie, jako poczciwe staruchy...