La San Felice/Tom IV/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pewna liczba gości już przybyła, a między nimi siedm dam, których imiona chrzestne rozpoczynały się od litery E. Temi siedmioma damami to były: księżne de Cariati, hrabina de San Marco, markiza San Clemente, księżna de Termoli, księżna de Tursi, markiza d’Altavilla i hrabina de Policastro.
Mężczyźni byli: admirał Nelson i dwaj jego oficerowie, a raczej przyjaciele. Jeden był kapitan Troubridge, drugi kapitan Bali. Pierwszy dowcipny, pełen fantazji i humoru; drugi poważny i sztywny jak prawdziwy Bretończyk.
Innymi zaproszonymi byli: wykwintny książę de Rocca Romana, brat Nicolina Caracciola, który nie domyślał się nawet — mówimy o Nicolinie, że minister i królowa zadawali sobie tyle trudu, aby odkryć jego osobistość; książę d’Avalos nazywany częściej markizem del Vasto, którego starożytna familja podzieliła się na dwie gałęzie. Dziad jego kapitan Karola V., ten sam którego wzięto do niewoli w Rawennie, zaślubił sławną Viktorję Colonna i skomponował dla niej w więzieniu dyalog o miłości, odebrał w Pawji z rąk Franciszka I. zwyciężonego szpadę, od której tylko rękojeść została, podczas kiedy drugi pod imieniem markiza de Gusta przeinaczonego przez naszego kronikarza z Etoile na du Guaste, został kochankiem Małgorzaty Francuskiej i umarł zamordowany. Dalej przybyli książę de la Salandra i wielki łowczy króla, którego później zobaczymy usiłującego zabrać główne dowództwo odebrane baronowi Mack, książę Pignoteli, któremu król uciekając zostawił trudny urząd wikarjusza generalnego i wielu innych potomków szlachetnych rodzin hiszpańskich i neapolitańskich.
Wszyscy oczekiwali przybycia królowej i na jej widok skłonili się głęboko.
Dwie rzeczy zajmowały Karolinę tego wieczora: dać sposobność Emmie okazania wszystkich swoich powabów, aby do reszty zawrócić głowę Nelsonowi i za pomocą pisma rozpoznać damę, która ów list pisała, przypuszczając, że poznawszy tę, która go pisała, można było dojść do kogo był adresowany.
Tylko ci, co byli obecnymi tym poufnym i czarującym wieczornym zebraniom u królowej Neapolu, których Emma Lyona była prawdziwą królową i najgłówniejszą ozdobą, mogli opowiedzieć współczesnym, do jakiego stopnia zachwytu i szału doprowadziła tegoczesna Armida swoich słuchaczy i widzów. Jeżeli jej czarujące pozy, namiętna mimika wywierały wpływ na zimne temperamenta północy, o ileż więcej musiały elektryzować gwałtowne wyobraźnie południa, roznamiętniające się do śpiewu, muzyki i poezji, umiejące na pamięć Cimarozę i Metastasa. My z naszej strony, podróżując po Neapolu i Sycylji, znaleźliśmy i zapytywali starców, uczestniczących niegdyś w tych cudownych wieczorach i widzieliśmy, że po upływie pięćdziesięciu lat drżeli jak młodzieńcy, do tych ognistych wspomnień.
Emma Lyona była piękna, nawet nie chcąc tego. Można więc łatwo sobie wyobrazić, jaką była tego wieczoru, gdy chciała być piękną dla królowej i Nelsona. Wśród tych wszystkich wytwornych kostjumów z końca XVI11. stulecia, jakie dwór Austrjacki i Obojga-Sycylji uparcie zachował jako protestację przeciwko rewolucji francuskiej; zamiast pudru okrywającego wysokie koafiury piętrzące się śmiesznie na wierzchu głowy, które byłyby zniweczyły wdzięk nawet samej Terpsyhory, zamiast silnego różu, przemieniającego kobiety w hachantki, Emma Lyona, wierna tradycji wolności i sztukom, nosiła podług zjawiającej się nowej mody, przyjęte we Francji przez wszystkie kobiety słynne pięknością, długą tiunikę z jasno niebieskiego kaszmiru z spadającemi na około niej fałdami, mogącemi obudzić zazdrość starożytnych statuo w, włosy jej spływające na ramiona w długich lokach, poruszając się faliście, dozwalały widzieć dwa rubiny błyszczące jak bajeczne karbunkuły starożytności; jej pasek, dar królowej, był to łańcuch z drogich djamentów, który zawiązany jak sznurek spadał do kolan; ramiona jej były obnażone i jedno było ściśnięte u dołu i u góry dwoma brylantowemi wężami o rubinowych oczach, na jednej z rąk, tej, która była bez ozdoby, błyszczały pierścionki, podczas kiedy druga błyszczała tylko delikatnością skóry i podługowatemi paznokciami, których przezroczysty szkarłat zdawał się być zrobiony z liści różanych; nogi jej obute w pończochy cielistego koloru, zdawały się być nagie jak ręce, w lazurowych koturnach, a szamerowanych złotem.
Jakkolwiek Emma była piękna, a może właśnie z przyczyny tej olśniewającej piękności, siedziała samotnie w rogu kanapy wśród otaczającego ją koła.
Nelson, mający sam jeden prawo obok niej usiąść, pożerał ją wzrokiem, drżał oparty na ramieniu Troubridg’a, zapytując sam siebie, przez jaką tajemnicę miłości, albo wyrachowanie polityczne, ona mu się oddała, jemu surowemu marynarzowi, porąbanemu weteranowi w dwudzie
stu bataljach, ona, ta uprzywilejowana istota, łącząca w sobie wszystkie doskonałości.
Co do niej, była ona mniej żenowaną i czerwieniącą się na tym łożu Apollina, gdzie niegdyś Graham wystawiał ją nagą przed wszystkiemi ciekawemi z całego miasta, jak w tym salonie królewskim gdzie wszystkie spojrzenia zazdrosne i lubieżne ogarniały ją.
— Oh! Wasza Królewska Mość, wykrzyknęła, widząc wchodzącą królowę i biegnąc do niej, jakby wzywała jej pomocy, przybywaj prędko osłonić mnie swym cieniem i powiedz tym paniom i panom, że zbliżenie się do mnie, nie grozi im niebezpieczeństwem takiem, jak uśnięcie pod jadowitem drzewem.
— Więc uskarżasz się na to niewdzięczne stworzenie, powiedziała śmiejąc się królowa; dlaczegóż jesteś tak piękną, że obudzasz miłość i zazdrość we wszystkich sercach, tak że tylko ja jedna jestem tak mało zalotną, iż śmiem zbliżyć moją twarz do twojej i pocałować cię w obydwa policzki. I królowa pocałowała ją, a całując, powiedziała po cichu: — Bądź zachwycającą dzisiaj, potrzeba tego.
I zarzucając rękę na szyję faworyty, poprowadziła ją na kanapę, do koła której teraz wszyscy cisnęli się mężczyźni, albo zalecając się Emmie, zalecali się królowej.
W tej chwili wszedł Acton: spojrzenie, zamienione z królową, wskazywało że wszystko idzie podług życzenia. Odprowadziła Emmę na bok i pomówiwszy z nią kilka chwil po cichu:
— Panie, powiedziała, wyrobiłam u swojej dobrej lady Hamilton, że dzisiejszego wieczoru da nam próbkę wszystkich swoich talentów, to jest: zaśpiewa nam jaką balladę ze swego kraju, albo jaki śpiew starożytny, odegra nam scenę z Shakspeara i zatańczy swoje pas de chale, które dotąd tylko przedemną jedną tańczyła.
W salonie odezwał się tylko jeden okrzyk radości i zaciekawienia.
— Ale, powiedziała Emma, Wasza Królewska Mość wie, że to pod warunkiem.
— Jakim? zapytały wszystkie damy gwałtowniejsze jeszcze w swoich przymierzach niż mężczyźni.
— Jakim? powtórzyli za niemi mężczyźni.
— Królowa, powiedziała Emma, zwróciła moją uwagę, ze szczególnym trafem, imiona chrzestne wszystkich dam znajdujących się w tym salonie z wyjątkiem królowej, rozpoczynają się od litery E.
— To prawda, powiedziały wszystkie damy, spoglądając na siebie.
— A więc, jeżeli ja robię to, czego odemnie żądają, niech dla mnie zrobią to, czego ja żądam.
— Przyznacie panie, powiedziała królowa, że wymaganie jest słuszne.
— Więc czegóż chcesz milady, powiedz, słuchamy, zawołało kilka głosów.
— Pragnę, powiedziała Emma, zachować drogą pamiątkę dzisiejszego wieczora; Jej Królewska Mość Karolina, napisze swoje imię na kawałku papieru, a każda litera tego dostojnego i ukochanego imienia, będzie pierwszą głoską wiersza napisanego przez każdą z nas, mnie najpierwszą, na cześć Jej Królewskiej Mości. Każda z nas swój wiersz dobry czy zły podpisze, a spodziewam się, że na podobieństwo mojego będzie więcej złych niż dobrych; potem na pamiątkę tego wieczoru, w którym miałam zaszczyt być razem z największą królową świata i najszlachetniejszemi damami Neapolu i Sycylji, zabiorę ten drogocenny i poetyczny autograf do mego albumu.
— Zgadzamy się, powiedziała królowa, chętnie się zgadzamy.
— Ależ, Najjaśniejsza Pani, zawołały wszystkie damy przerażone tworzeniem wierszy na poczekaniu, ależ my nie jesteśmy poetkami.
— Wezwijcie pomocy Apollina — a staniecie się niemi.
Nie było sposobu cofnięcia się; zresztą Emma zbliżywszy się do stołu, zrobiła jak powiedziała: napisała naprzeciw pierwszej litery imienia królowej, to jest naprzeciwko litery C pierwszy wiersz akrostychu i podpisała Emma Hamilton.
Inne damy jedna po drugiej zbliżały się do stołu, brały pióro, pisały wiersze i podpisywały swoje nazwisko.
Kiedy ostatnia markiza de San Clemente, podpisała swoje, królowa żywo wzięła papier. Konkurs ośmiu muz, wydał następujący rezultat.
Królowa przeczytała głośno:
C’est past trop abuser de la grandeur supréme Emma Hamilton. | Jest to nadużywać wielkości najwyższej, |
Ayant le sceptre en main, au front le djademe Emilia Cariati. | Mając berto w ręku, na czole djadem, |
Reunissant déjà de si riches tributs, Eleonora San Marco. | Łącząc już tak bogate dary, |
Oreine de voluoir qu’en un instant Phébus, Elisabetta Termoli. | O Królowo! chcieć aby w jednej chwili Febus, |
Loreque le mont Vésuve est si loin du parnasse, Eliza Tursi. | Kiedy góra Wezuwjusz jest tak daleko od Parnasu, |
Innnitie au bel art de Petrarque et du Tasse, Eufrozja d’Altaville. | Wcielać w sztuki piękne Petrarka i Tassa, |
Nos coeurs qui n’ont jamais pour vous jusqu’à ce jour Eugenia Policastro. | Nasze serca które aż do dnia dzisiejszego tylko. |
Aspire qu’à lutter de respect et d’amour Elena San Clemente. | Zadały współzawodniczyć w szacunku i miłości. |
— Zobacz, powiedziała królowa, podczas kiedy mężczyźni unosili się nad zaletami akrostychu, a damy dziwiły się same, że tak dobrze napisały, zobaczże generale Acton, jak markiza San Clemente pięknie pisze.
Generał Acton zbliżył się do świecy i zarazem oddalił od towarzystwa, jak gdyby chciał jeszcze raz przeczytać akrostych. Porównał pismo listu z pismem ósmego wiersza i oddając z przyjemnym uśmiechem straszny autograf Karolinie:
— W istocie prześlicznie, odpowiedział.