Przejdź do zawartości

La San Felice/Tom IV/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Człowiek strzela.

Zaledwie król odjechał, uwożąc z sobą Andrzeja Backera, kiedy królowa Karolina, nie mogąc do tej pory pomówić z głównym dowódzcą Aktonem, ponieważ ten przybył w chwili siadania do stołu, podniosła się, dała mu znak, aby poszedł za nią, poleciła Emmie i sir Williamsowi, aby czynili honory domu, gdyby ktokolwiek przybył przed jej powrotem i przeszła do swego gabinetu. Akton wszedł za nią. Usiadła i dała znak Aktonowi, aby usiadł także.
— I cóż? zapytała.
— Wasza Królewska Mość zapytuje mnie zapewne w kwestji listu?
— Naturalnie! czyż nie odebrałeś moich dwóch biletów, proszących cię, abyś zrobił doświadczenie. Czuję się otoczoną spiskami i sztyletami, pospieszam więc rozjaśnić tę sprawę.
— Jak to przyrzekłem Waszej Królewskiej Mości, zdołałem wywabić krew.
— Nie o to chodziło, ale czy wywabiwszy krew, pozostanie pismo... Czy pismo pozostało?
— Dosyć wyraźne, aby je można przeczytać przez lupę.
— I czytałeś je?
— Tak, pani.
— Więc to doświadczenie było bardzo trudne, kiedy potrzebowałeś tyle czasu?
— Śmiem zwrócić uwagę Waszej Królewskiej Mości, że nietylko to, miałem do czynienia; potem przyznaję, że z przyczyny ważności, jaką przywiązywałaś do pomyślnego skutku tej operacji, długo próbowałem, zrobiłem pięć do sześciu rozmaitych doświadczeń, nie na tym samym liście, ale na innych, w tych samych warunkach. Próbowałem kwasu winnego, kwasu solnego i obie te substancje, wywabiając krew, wywabiły zarazem atrament. Dopiero wczoraj, gdym myślał, że krew ludzka w zwyczajnych warunkach zawiera od 65 do 70 części wody i krzepnie tylko za ulotnieniem się tej wody, przyszła mi myśl, list poddać parze, aby oddać krwi skrzepniętej potrzebną ilość wody do rozpuszczenia jej i wtenczas wsiąkając krew chustką batystową i lejąc wodę na list trzymany pochyło, otrzymałem rezultat, który byłbym natychmiast przedstawił Waszej Królewskiej Mości, gdybym nie wiedział, że Waszą Królewską Mość dla której żadna nauka nie jest obcą, przeciwnie jak inne kobiety, o tyle interesują środki, o ile sam rezultat.
Królowa uśmiechnęła się: podobna pochwała najwięcej pochlebiała jej miłości własnej.
— Zobaczymy rezultat, powiedziała.
Akton podał Karolinie list, otrzymany od niej w nocy z 22 na 23 września, z którego kazała mu krew wywabić. Krew w istocie zniknęła, ale wsz
ędzie, gdzie była, ślady atramentu pozostały tak blade, że rzuciwszy okiem, królowa zawołała:
— Niepodobna czytać.
— Tak, pani, powiedział Akton. Za pomocą tej lupy i trochy imaginacji, przekona się Wasza Królewska Mość, że list można odczytać cały. — Masz lupę?
— Oto jest.
— Daj ją! Na pierwszy rzut oka królowa miała słuszność, bo oprócz trzech albo czterech pierwszych wierszy zawsze czytelnych, oto co golem okiem, przy pomocy dwóch woskowych świec, można było wyczytać z całego listu:

„Kochany Nicolino!
„Wybacz twej biednej przyjaciółce, że nie mogła przybyć na schadzkę obiecującą jej tyle szczęścia. Nie jestto wcale moją.... przysięgam ci, to dopiero po... widziała, oznajmiła mi Królowa... abym była gotową z..... Nelsona. Będę dla niego.... niałe i Królowa chce.... w całej swej chwale.... zrobiła.... mi.... promieni, którym... lśnić... Nilu... mające „mniej zasługi na nim który... ma tylko jedno oko, nie bądź.... więcej Acisa, jak Polyphema.... Pojutrze.... zawiadomię cię o dniu, w którym....
Twoja tkliwa i wierna
D. 21 września 1798 r.“E.
Królowa, mając lupę w ręku, próbowała jeszcze te wyrazy powiązać z sobą; ale z swoim niecierpliwym charakterem, znużyła się wkrótce tą bezowocną pracą, podniósłszy więc lupę do oczów wyczytała nakoniec z trudnością następujący list:
„Kochany Nicolino!
Wybacz twej biednej przyjaciółce, że nie mogła przybyć na schadzkę, obiecującą jej tyle szczęścia. Nie jestto wcale moja winą, przysięgam ci to, dopiero po widzeniu się z tobą oznajmiła mi Królowa, abym była gotową z innemi damami dworu, dla udania się naprzeciwko admirała Nelsona. Będą dla niego wyprawiane uroczystości wspaniałe i Królowa chce ukazać mu się w całej swej chwale; zrobiła mi zaszczyt, mówiąc iż jestem jednym z promieni, którym chce olśnić zwycięzcę Nilu. Będzie to doświadczenie, mające mniej zasługi na nim, który ma tylko jedno oko, jak nad każdym innym; nie bądź zazdrosnym, zawsze będę więcej kochała Acisa, jak Polyphema. Pojutrze kilkoma wyrazami zawiadomię cię o dniu, w którym będę wolną.strona druga
Twoja tkliwa, wierna
D. 21 września 1798 r.“E.

— Hm! powiedziała królowa do jenerała, skończywszy czytanie, z tego listu nie wiele się dowiadujemy i możnaby sądzić, że osoba pisząca go odgadła. że będzie czytanym nie tylko przez tego, do którego był adresowany. Oh! oh! ta dama jest przezorną osobą.
— Wasza Królewska Mość wie, że jeżeli możnaby zrobić jaki zarzut damom dworskim, to zapewne nie zbytniej naiwności; ale ta jeszcze za mało była, przezorną, bo dziś wieczór będziemy wiedzieli, kto ona.
— Jakim sposobem?
— Czy Wasza Królewska Mość raczyła zaprosić na dziś wieczór do Cazerte wszystkie damy dworu, których chrzestne imię zaczyna się od litery E i które miały zaszczyt towarzyszenia jej na spotkanie admirała Nelsona.
— Tak, jest ich siedm.
— Wolnoż mi zapytać, które to?
— Księżna de Caviati, nosząca imię Emilji, księżna de San Manco, Eleonora, markiza San Clemente, Elena, księżna de Termoli, Elżbieta, księżna de Tursi, Eliza, markiza d’Allavilla, Eufrozja, i hrabina Policastro, Eugenja. Nie rachuję lady Hamilton, noszącej imię Emma; ona nie należałaby do podobnej oprawy. Widzisz więc pan, że mamy siedm osób skompromitowanych.
— Tak, odparł Acton śmiejąc się, ale z tych siedmiu osób, dwie nie są już w wieku odpowiednim do podpisywania listów jedną literą.
— To prawda. Pozostaje więc pięć. Cóż dalej?
— Dalej, rzecz bardzo prosta i dziwię się nawet, że Wasza Królewska Mość raczy jeszcze słuchać dalszego ciągu mego planu.
— Cóż chcesz kochany Actonie, są dnie, że czuję się prawdziwie głupią; zdaje mi się, że jestem właśnie teraz pod wpływem tego napadu.
— Wasza Królewska Mość widzę, chętnie powiedziałaby mi komplement, jaki powiedziała samej sobie.
— Tak, bo niecierpliwisz mnie swojemi omówieniami.
— Niestety Pani! nie nadaremnie jest się dyplomatą.
— Kończmy!
— Koniec będzie w dwóch słowach.
— Powiedz więc te dwa słowa! rzekła zniecierpliwiona królowa.
— Niech Wasza Królewska Mość wynajdzie sposób dania w rękę pióra każdej z tych dam, a porównywając pisma...
— Masz słuszność, powiedziała królowa, kładąc rękę na ręku Actona, poznawszy kochankę, poznamy wkrótce i ukochanego. Wracajmy! I podniosła się.
— Upraszam Waszą Królewską Mość jeszcze o dziesięć minut posłuchania.
— Z ważnych powodów?
— Dla interesów nadzwyczajnej wagi.
— Mów! Królowa usiadła.
— Czy Wasza Królewska Mość przypomina sobie, że tej nocy, kiedy mi list oddała, o godzinie trzeciej rano, pokój króla był jeszcze oświetlony?
— Tak, ponieważ pisałam do niego...
— Czy wie Wasza Królewska Mość z kim król tak długo rozmawiał?
— Z kardynałem Ruffo, powiedział mi o tem mój oficer służbowy.
— A więc w skutek tej rozmowy kardynała Rufib z królem wysłano kurjera.
— W istocie, słyszałam pod sklepieniem galopującego konia. Kto był tym kurjerem.
— Jego zaufany Ferrari.
— Zkąd wiesz o tem?
— Mój angielski masztalerz Tom, sypia w stajniach i widział o trzeciej godzinie rano Ferrarego, jak w ubiorze podróżnym wchodził do stajni, a następnie osiodłał sobie konia i pojechał. Nazajutrz sam powiedział mi o tem.
— Więc cóż?
— Więc zapytywałem sam siebie, do kogo po rozmowie z kardynałem Ruffo, król mógł wysyłać kurjera i doszedłem do przekonania, że chyba do swego siostrzeńca cesarza Austrjackiego.
— I król zrobiłby to, nie uprzedziwszy mnie?
— Nie król, lecz kardynał, odparł Acton.
— Oh! oh! powiedziała królowa brwi marszcząc, nie jestem Anną Austriacką, a kardynał Ruffo, nie jest kardynałem Richelieu, niech się strzeże!
— Pomyślałem, że sprawa jest ważna.
— Czy jesteś pewnym, że Ferrari pojechał do Wiednia.
— Miałem w tej mierze niejakie wątpliwości, ale zostały one wkrótce rozproszone, wysłałem w drogę Toma, aby się dowiedział, czy Ferrari wziął pocztę.
— I cóż?
— Wziął ją w Caponi, gdzie pozostawił swego konia, mówiąc poczthalterowi, aby miał o nim staranie, bo to koń ze stajni królewskiej i że powracając, zabiorze go, to jest w nocy 3. października albo rano 4-go.
— Jedenaście do dwunastu dni.
— Właśnie tyle czasu, ile potrzeba, aby pojechać i powrócić z Wiednia.
— I wskutek tych wszystkich odkryć, co postanowiłeś?
— Naprzód uwiadomić Waszą Królewską Mość, potem, zdaje mi się, że dla naszych planów wojennych, bo Wasza Królewska Mość wciąż myśli o wojnie...
— Zawsze. Przygotowuje się koalicja dla wypędzenia z Włoch Francuzów. Skoro raz Francuzów wypędzę, mój siostrzeniec cesarz Austrjacki, zagarnie nietylko prowincje, które posiadał przed traktatem Campo Formio, ale jeszcze i ziemie w Romanji. W tego rodzaju wojnach, każdy zatrzymuje to, co zabrał, cząstkę tylko oddając. Opanujmy więc sami, bez niczyjej pomocy państwo Rzymskie, a oddając papieżowi Rzym, którego nie możemy zatrzymać, co do reszty podamy nasze warunki.
— A więc, ponieważ Wasza Królewska Mość wciąż jest zdecydowaną na wojnę, ważną jest rzeczą, co król mniej od niej zdecydowany, mógł za radą kardynała Ruffo, napisać do cesarza Austrjackiego i i co tenże mu odpisał.
— Wiesz ty jedną rzecz generale?
— Jaką?
— Że nie możemy się spodziewać żadnego ustępstwa ze strony Ferrarego. Jestto człowiek całkiem oddany królowi i jak utrzymują, nie dający się przekupić.
— Filip, ojciec Aleksandra, dobrze powiedział, że nie ma fortecy niezdobytej, jeżeli tylko może wejść do niej muł obciążony złotem. Zobaczymy wiele Ferrari ceni swoją niesprzedajność.
— A jeżeli Ferrari odmówi, choćby największa suma była mu ofiarowaną; jeżeli powie królowi, że królowa i jej minister chcieli go ująć; co pomyśli król, coraz więcej niedowierzający?
— Wasza Królewska Mość wie, że mojem zdaniem, król zawsze był nieufny; ale sądzę, że jest środek, usuwający Waszą Królewską Mość i mnie od tej sprawy.
— Jaki?
— Ten, ażeby propozycję zrobił mu sir Williams. Jeżeli Ferrari jest człowiekiem dającym się kupić, tak dobrze sprzeda się sir Williamsowi jak nam, tem więcej że sir Williams, ambasador angielski, może mu dać jako powód chęć uwiadomienia swego dworu o prawdziwem usposobieniu cesarza Austriackiego. Może przyjmie, bo nie nie ryzykuje przyjmując, chcemy tylko otworzyć list, przeczytać go, włożyć napowrót w kopertę i zapieczętować. Jeżeli przyjmie, wszystko pójdzie dobrze; jeżeli przeciwnie, będzie nieprzyjacielem swoich własnych interesów i odmówi, sir Williams da mu jakie sto luidorów, aby milczał o tem; nakoniec, w najgorszym razie, jeżeli nie zechce wziąść stu luidorów i zachować tajemnicy, sir Williams wszystko składa na... jakże to powiedzieć, na swoją wielką przyjaźń dla swego mlecznego brata króla Jerzego; jeżeli to jeszcze mu nie wystarczy, zapyta króla pod słowem honoru, czy w podobnej okoliczności nie zrobiłby tak samo jak sir Williams. Król się rozśmieje i nie da słowa honoru. Nakoniec, w obecnej sytuacji król zanadto potrzebuje sir Williamsa, ażeby długo zachował do niego urazę.
— Pan sądzisz, że sir Williams zgodzi się?...
— Pomówię z nim, a jeżeli nie zdołam go nakłonić, Wasza Królewska Mość poleci jego żonie z nim pomówić.
— A teraz nie obawiasz że się, żeby Ferrari bez naszej wiedzy przejechał?
— Nie prostszego jak usunąć tę obawę i czekałem tylko przyzwolenia Waszej Królewskiej Mości, nie chcąc nic przedsiębrać bez jej rozkazu.
— Mów!
— Ferrari tej nocy lub jutro rano, będzie przejeżdżał przez Kapuę i wstąpi na pocztę, gdzie zostawił swego konia, posyłam mego sekretarza na pocztę do Kapui, ażeby uprzedzono Ferrarego, że król jest w Caserte i tu oczekuje na depesze; pozostajemy tu na noc i jutro cały dzień; zamiast przejechać koło zamku, Ferrari wejdzie do niego, zapyta o jego Królewską Mość i zastanie sir Williamsa.
— To wszystko w istocie może się udać, odpowiedziała królowa zakłopotana, ale może też i nie udać się.
— To i tak już wiele, pani, kiedy walcząc z równą szansą powodzenia, masz jeszcze za sobą przypadek.
— Masz słuszność, Actonie, wreszcie, w każdej rzeczy trzeba liczyć na przypadek, jeżeli nam posłuży, tem lepiej; jeżeli zaś nie, zmusimy go. Wyślej swego sekretarza do Kapui i uprzedź sir Williamsa.
I królowa wstrząsnęła swoją jeszcze piękną głową, ale obarczoną kłopotami, jakby dla zrzucenia z niej tysiąca zajęć na niej ciążących i weszła do salonu lekkim krokiem i z uśmiechem na ustach.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.