Któś/Tom II/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
< Któś‎ | Tom II
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Któś
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1884
Druk Drukiem S. Orgelbranda Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Listy z Włoch szły swoim porządkiem, ale Wierzbięta nie miał odwagi ich czytać. Czuł, że wysyłając do Włoch Sylwana, stał się może przyczyną całego tego nieszczęścia.
Horpiński pisał z Florencyi:
„Stanąłem tu, na pamiątkę naszej pierwszej bytności w małym hoteliku „Washington“ na Lung’Arno, gdzieśmy tak wesołych kilka tygodni przeżyli. Zdaje mi się trochę więcej wyelegantowanym niż był, ale nic a nic nie lepszym.
„Florencya zmieniła się bardzo; podobną jest teraz do wielkiej sali balowej, przygotowanej na przyjęcie gości tłumnych, którzy na ucztę nie przybyli.
„Miasto zadłużyło się po uszy, aby być godnem zostać Włoch stolicą. Zaszczytu tego dostąpiło na czas krótki — wołano o Rzym — Roma capitale! i wołano tak natarczywie a głośno, że mimowoli i przekonania Wiktor Emmanuel uledz musiał. Zamiast mieć Rzym stolicą całego katolickiego świata, Włosi zażądali go dla siebie.
„Florencya padła ofiarą.
„Wyobraź sobie to nagle, gorączkowo rozrosłe miasto, pomnożoną ludność, całe życie zjednoczonych prowincyi, zbiegające się tutaj na lat kilka, a potem nagle wszystko to wędrujące do Rzymu, zostawiające za sobą mury puste, drogi trawą zarastające, ulice nowe bez mieszkańców i tysiące ruin, poczynając od zadłużonego i zawiedzionego municypum, które padło ofiarą. Skłaniasz głowę przed patryotyzmem Włochów, którzy nawet syknąć z bólu nie śmieli tu, we Florencyi — gdy Rzym odebrał im wszystko.
„A że Roma oprócz tego miała potężny urok pociągający ku sobie — cóż dziwnego, iż teraz, wzmógłszy się, Florencyi część jej artystycznego znaczenia nawet odbierze? I tysiące cudzoziemców, którzy tu mieszkali, pociągną do Rzymu, choć tam nie znajdą ani Pittich, ani wielkiej galeryi.
„Pamiętasz od wieków niedokończoną facyatę wielkiego kościoła Najświętszej Panny dei Fiori? Zebrano się na wykończenie jej teraz. Dotąd razi jakąś dysharmonią barw i stylu, choć go się starano naśladować.
„Nowym jest wielki posąg Dantego, przed kościołem Santa-Croce, a za miastem, na górze, za San-Miniato, wśród gościńca, pomnik Michała Anioła.
„Wszystko to, wśród pustych przestrzeni — na bezludziu — zdaje się spać, drzemać, zamierać. Ażeby się stać ruiną, miasto nie potrzebuje się rozpaść w gruzy, może być nowem, jak z igły: gdy mu zabraknie człowieka, zabraknie życia.
„Taką jest dziś Florencya.
„Na Cascinach — drzewa podrosły i te niepoczciwe bluszcze, co je w swych uściskach duszą, nie przestały okrywać zielonością uśmiechniętą — dzieła zniszczenia.
„Te włoskie bluszcze! — przypominają ludzi. Spojrzawszy zimą na drzewo ustrojone w ciemnozieloną szatę od dołu do góry, rozczulasz się nad tą poczciwością rośliny, która otula i ogrzewa pień swego dobroczyńcy, ale — odsłoń liście. Pod niemi grube, jak powrozy splecione gałęzie, opasują pień i duszą go powoli, soki wypijając z niego.
„Walka o byt! nic więcej!
„Na samym końcu Cascin pomnik jakiegoś Indyanina, którego tu spalono i pogrzebiono.
„Zato próżno szukałem pomnika dla spalonego Savonaroli. Na tego czas jeszcze nie przyszedł.
„Włócząc się po mieście — myślałem: na coby się ono teraz przydać mogło?
„Doskonałe schronienie dla inwalidów wszelkiego rodzaju — cicho — a jest na co patrzeć i czem się rozkoszować, nic nie robiąc.
„Nasz wiek jest wiekiem, w którym tych inwalidów musi być mnóztwo. Zmienia się i zmieniało tak szybko tyle urządzeń, trybów życia, obyczajów, iż wiele słabych istot musi wykolejonych pozostać na gościńcu. Schronienie we Florencyi jest dla nich. Klimat wprawdzie lepszy w Pizie, ale tam smutniej jeszcze. Do Pizy się już jedzie, nie żyć, ale umierać.
„Z ogólnego widoku ulic, cascin, ogrodów, restauracyi, galeryi — przekonywam się, że napływ cudzoziemców jest tu teraz — chyba mniejszy.
„Nawet Anglików nie tylu, nawet Amerykanów bogatych, którzy robią miliony w nowym świecie, aby je trwonić w starym — mniej spotykam. Jeszcze parę dni pobłądzę trochę wśród tej ciszy i — dokąd? — Naturalnie, że do Rzymu.
„Łatwo się domyślam, że ten mi się wyda jeszcze bardziej zmienionym, lecz w sposób wcale różny. Florencya opustoszała, Rzym ożył, zaroił się ludźmi niestworzonymi, aby tu żyli. Gospodarstwo nowe.
„Nie wiem czy przypominasz sobie, że w Niemczech u chłopów jest obyczaj, gdy się sprzedaje chatę i grunt obcemu, dożywotnio starym co do nich nawykli, zostawiać kątek, dlatego — zowią się, jeśli się nie mylę: auszügler? Takim starowiną auszüglerem na łasce i dożywociu jest teraz papież — głowa Kościoła, u którego stóp niegdyś cesarskie korony w proch padały.
„Można westchnąć nad tem — ale jest aureola, co taki upadek pozorny otacza; co wielkim czyni umiejącego nosić godnie potęgę ubóztwa i potęgę bezsilności fizycznej.
„Jedźmy więc do tego Rzymu, o którym tu mi już mówią, że go nie poznam. Wątpię, ażeby nowe życie uroku mu dodało.
„Rzym... prawie zawsze człowiek ma talent, odgadując przyszłe ważenia, omylić się na nich. Nie dziwię się, że taką czcią otaczano zawsze proroków, wieszczów, jasnowidzących — niema nic trudniejszego nad przewidzenie przyszłości w drobnych, równie jak wielkich rzeczach. Człowiek najczęściej się gwałtownie napiera tego, co mu ma zaszkodzić, odpycha to, co-by pożytecznem być mogło. Wyobraziłem sobie Rzym pod uciskiem niezbłaganych wymagań teraźniejszości — innym.
„Zmienił się — prawda — lecz w głównych rysach, które wieki rzeźbiły, pozostał sobą. Widzę wiele nowych postaci, ale z poważnych ruin mało mi wyszczerbiono. Cóś z Łaźni Diokleciana. Zato widzę dużo odkopanego świeżo, odkrytego, zdobytego zpod warstwy prochu nagromadzonej wiekami, a na kilkanaście stóp już grubej. Z tych pyłów unoszących się w powietrzu, które połykamy — wyrosła cała warstwa mogilnej ziemi na przysypanie przeszłości i zachowanie jej — dla archeologów.
„A! ci archeologowie, — gdy z powagą urzędową tłómaczą użytek obłamka bronzu lub żelaza, który do tysiąca rzeczy mógł być przyczepionym?....
„Wyobrażam sobie zabytek naszych prozaicznych czasów, odkopany za lat parę tysięcy — jak o nim pisać będą rozprawy. Było li to ucho od dzbanka czy rączka od patelni?„
„Nigdy się ludzie tak zapamiętale w przeszłości nie grzebali, jak teraz — znak-li to, że teraźniejszość niewiele warta? Poczciwy nasz Długosz urny dobywane z ziemi miał za produkt natury! Wielbiono w nich wszechmocność Bożą — nie domyślano się przedhistorycznych garncarzy — a dziś! czegośmy to nie doszli?
„Ludność teraźniejsza Rzymu, oile mogę rozróżnić, dzieli się na dwie klassy, w zupełnym z sobą antagonizmie zostające — jedna z nich pozostała wierną dawnemu panu i tradycyom, druga otacza nowe państwo i broni praw narodowych. Jest wiele poszanowania godnego w pierwszej, jest życie gorące w drugiej.
„Wszystkie dotychczasowe usiłowania pogodzenia dwóch skrajnych obozów rozbiły się o — non possumus. Lecz ten smutny wyraz brzmiał głośno z początku, dziś coraz ciszej się odzywa. Protest pozostanie wpisanym do akt, a życie, życie znajdzie sobie — modus vivendi — czy — modus moriendi?
„Wspaniały, piękny, wielki zawsze jest Rzym, a najlepszym dowodem potęgi jego, zaczerpniętej z tradycyi, jest to, że rzeczywistość go pokonać nie mogła. Jak mrówki, kręcą się nowi ludzie na tych niepożytych ruinach.
„Wygodniej jest podróżnemu teraz tutaj, niż gdyśmy my przebywali. Gospód się namnożyło — ale i cudzoziemców, przynajmniej w powszednich dniach, jest więcej, choć ich wielkie uroczystości i dawne daty nie wabią, bo Watykan jest jakby w żałobie. Papież, zamknięty w nim, nie pokazuje się poza murami świątyni i pałacu. Zresztą w nim nic się nie musiało odmienić. Teżsame widzę gwardye w średniowiecznych strojach, podkomorzych w ich kostiumach malowniczych, służbę.
„Pielgrzymi płyną, jak dawniej, tysiącami, z tem większą pobożnością, że ten, któremu pokłony biją, jest rzeczywiście jakby więźniem — swojego obowiązku. Nie Włosi go zamykają w tych murach, ale poczucie godności własnej i wielkiego spadkobierstwa. W okolice jeszcze nie wyjrzałem dalej za Via Appia“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.