Królowa Śniegu (Andersen, przekł. Szczęsny)/Córeczka rozbójników

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Królowa Śniegu
Pochodzenie Baśnie Andersena
Wydawca J. Mortkowicza
Data wyd. 1913
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Tłumacz Aleksander Szczęsny
Źródło Skany na Commons
Inne Cała baśń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


5. CÓRECZKA ROZBÓJNIKÓW.

Kareta wjechała w ciemny las, a ponieważ była cała pozłocista, świeciła daleko na mrocznej drodze leśnej. Dlatego wpadła niedługo w oczy rozbójnikom, którzy tam czatowali na przejezdnych. — Ależ to czyste złoto jedzie nam w ręce — pomyśleli, wypadli z gąszczu, pozabijali sługi i wyciągnęli Zosię przelękłą z karety. — Patrzcie, jaka czyściutka i tłusta, jakby ją orzechami karmiono — powiedziała stara rozbójniczka, która miała twarz pełną szczeciniastych brodawek i wielkie, zwisające brwi.
— Dobra jesteś, jak małe, pulchne jagniątko — rzekła dalej — zaraz cię spróbujemy. — I baba wyciągnęła z za pasa lśniący nóż, lecz w tej chwili krzyknęła boleśnie. Jej własna, zamorusana córeczka, którą niosła w płachcie na plecach, ugryzła ją w ucho.
— Cóż to znowu, obrzydliwe stworzenie! — zawołała stara, odwracając się i odkładając nóż.
— Ona będzie się ze mną bawiła — zawołała córka. — Niech mi tylko odda swoje piękne suknie i trzewiczki. I będzie spała ze mną razem — i mała znów ugryzła matkę tak, że ta aż podskoczyła w górę i zaczęła się z nią kręcić w kółko, a rozbójnicy śmieli się i wołali: patrzcie, jak stara tańczy ze swoim skarbem.
— Chcę jechać karetką — zawołała mała i musiano znów spełnić jej wolę, bo była bardzo rozpieszczona i uparta. Zosia wsiadła z nią razem i wszyscy udali się jeszcze głębiej w las. Córka rozbójniczki była wzrostu Zosi, była tylko silniejsza, ogorzała i miała czarne, duże oczy. Teraz objęła nagle dziewczynkę w pół i powiedziała: — nie zabiję cię, dopóki się z tobą nie pogniewam. Jesteś pewnie księżniczką? — Nie, odparła Zosia i opowiedziała jej wszystko od początku.
A wtedy mała rozbójniczka otarła jej oczy i powiedziała, że jej nie zabije nawet wtedy, gdy będzie rozgniewana.
Tymczasem kareta się zatrzymała, bo była już na podwórzu rozbójniczego zamku.
Zamek był w ruinie, latały nad nim kruki i wrony, a na powitanie ludzi wypadły ogromne buldogi, szczerzą zęby w milczeniu, bo oduczono ich szczekania.
W dużej, starej, opustoszałej sali paliło się wielkie ognisko pośrodku kamiennej podłogi, dym wychodził sufitem; nad ogniem wisiał kocioł z zupą, a obok na rożnach piekły się zające i króliki.
— Musisz spać razem ze mną i z moim ulubieńcem — powiedziała Zosi córka rozbójniczki. I gdy się napiły i najadły, zaprowadziła ją w kąt, gdzie leżała słoma, nakryta derkami. Obok na deskach i drągach siedziały różne gołębie, które drzemiąc, poruszyły się cicho, gdy dziewczynki nadeszły. — Wszystkie są moje — powiedziała mała rozbójniczka. — A tutaj stoi mój najmilszy — dodała, ciągnąc za sznur, który był uwiązany do ciężkiej, żelaznej obroży na szyi dużego rena. — Musi być przywiązany, bo inaczej uciekłby. — Potem rozbójniczka położyła się spać z Zosią, ale przedtem wzięła do ręki ostry nóż. Czy chcesz z nim spać? — zapytała dziewczynka. — Śpię zawsze z nożem, bo niewiadomo, co się może zdarzyć, ale opowiedz mi lepiej o swych przygodach.
Więc Zosia opowiadała jej dalej, a niektóre gołębie gruchały cicho przez sen. Wreszcie mała rozbójniczka zasnęła, obejmując szyję Zosi. Lecz ta nie mogła zasnąć, bo nie wiedziała, co się z nią stanie. Rozbójnicy siedzieli wokół ognia, pijąc i śpiewając, a stara rozbójniczka chrapała głośno.
Nagle odezwały się gołąbki: — Grr... grr... widziałyśmy małego Janka. Biała kurka niosła jego sanki, a on sam siedział w pojeździe królowej śniegów, który unosił się nad lasem, gdyśmy spały w gnieździe. Wtedy mroźny wiatr zadął na nas, brać gołębią, i wszystkie zmarzły prócz nas dwóch.
— Co tam mówiono wtedy w górze, dokąd jechała królowa śniegów? — pytała Zosia.
— Prawdopodobnie jechała do Laponji, bo tam zawsze króluje śnieg i lód. Zapytaj o to rena, on będzie wiedział najlepiej.
— Tam jest dużo śniegu i lodu i dlatego to kraj wspaniały — wtrącił z zachwytem ren. — Cudnie tam jest w szerokich, lśniących dolinach. Królowa śniegów ma tam swój letni pałac, a pałac jej zimowy jest jeszcze dalej, na samym biegunie.
— O, Janku, mały Janku! — westchnęła Zosia.
— Śpijże cicho, bo cię skaleczę — zawołała w tej chwili obudzona rozbójniczka, i zwierzęta straciły ochotę do rozmowy.
Nazajutrz opowiedziała Zosia małej rozbójniczce wszystko, co jej mówiły gołębie i ren, a ta potrząsnęła głową. To wszystko jedno, wszystko jedno. — A ty, czy wiesz gdzie jest Laponia? — zapytała rena.
— Jakżebym nie wiedział! — odpowiedziało zwierzę i oczy mu się zaiskrzyły. — Tam się urodziłem i wychowałem. Tam się nabiegałem po śnieżnych polach.
— Słuchaj — rzekła wtedy rozbójniczka do Zosi — jak widzisz, ludzie już poszli, ale matka pozostanie, tylko przed południem ma zwyczaj pociągnąć sobie z dużej butli, a wtedy rozpoczyna drzemkę. Wtedy coś dla ciebie zrobię.
I rzeczywiście, gdy stara rozbójniczka zasnęła, córka jej przywołała rena i zapytała: Czy potrafisz zanieść szybko tę małą dziewczynkę do Laponji? Musiałeś słyszeć pewno, co opowiadała wczoraj? — Ren aż podskoczył z uciechy, a mała rozbójniczka przywiązała mu na grzbiecie poduszeczkę, oddała Zosi jej futrzane trzewiczki i ciepłe suknie i posadziła ją na rena. Zosia płakała z radości. — No, nie maż się, a lepiej weź te chleby i szynkę, abyś nie zagłodniała. I rozbójniczka otworzyła drzwi, przywołała psy do siebie i przecięła nożem sznur, wiążący rena. Biegnij teraz — dodała i popędziła go sznurem, — a uważaj na małą dziewczynkę. Zosia zdążyła uścisnąć ją jeszcze za rękę, a potem ren popędził jak strzała przez bagna i równiny. Naokoło wyły wilki i krakały wrony. Puf, puf, strzelało na niebie i tryskał stamtąd ogień.
— To moja stara zorza północna — powiedział ren — patrz, jak błyszczy. I pobiegł jeszcze prędzej. Biegł dnie, biegł noce. Wreszcie, kiedy już chleby i szynka były zjedzone, stanął z Zosią w Laponji.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Aleksander Szczęsny.