Królowa Śniegu (Andersen, przekł. Szczęsny)/Córeczka rozbójników
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królowa Śniegu |
Pochodzenie | Baśnie Andersena |
Wydawca | J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1913 |
Miejsce wyd. | Warszawa, Kraków |
Tłumacz | Aleksander Szczęsny |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała baśń Cały zbiór |
Indeks stron |
Kareta wjechała w ciemny las, a ponieważ była cała pozłocista, świeciła daleko na mrocznej drodze leśnej. Dlatego wpadła niedługo w oczy rozbójnikom, którzy tam czatowali na przejezdnych. — Ależ to czyste złoto jedzie nam w ręce — pomyśleli, wypadli z gąszczu, pozabijali sługi i wyciągnęli Zosię przelękłą z karety. — Patrzcie, jaka czyściutka i tłusta, jakby ją orzechami karmiono — powiedziała stara rozbójniczka, która miała twarz pełną szczeciniastych brodawek i wielkie, zwisające brwi.
— Dobra jesteś, jak małe, pulchne jagniątko — rzekła dalej — zaraz cię spróbujemy. — I baba wyciągnęła z za pasa lśniący nóż, lecz w tej chwili krzyknęła boleśnie. Jej własna, zamorusana córeczka, którą niosła w płachcie na plecach, ugryzła ją w ucho.
— Cóż to znowu, obrzydliwe stworzenie! — zawołała stara, odwracając się i odkładając nóż.
— Ona będzie się ze mną bawiła — zawołała córka. — Niech mi tylko odda swoje piękne suknie i trzewiczki. I będzie spała ze mną razem — i mała znów ugryzła matkę tak, że ta aż podskoczyła w górę i zaczęła się z nią kręcić w kółko, a rozbójnicy śmieli się i wołali: patrzcie, jak stara tańczy ze swoim skarbem.
— Chcę jechać karetką — zawołała mała i musiano znów spełnić jej wolę, bo była bardzo rozpieszczona i uparta. Zosia wsiadła z nią razem i wszyscy udali się jeszcze głębiej w las. Córka rozbójniczki była wzrostu Zosi, była tylko silniejsza, ogorzała i miała czarne, duże oczy. Teraz objęła nagle dziewczynkę w pół i powiedziała: — nie zabiję cię, dopóki się z tobą nie pogniewam. Jesteś pewnie księżniczką? — Nie, odparła Zosia i opowiedziała jej wszystko od początku.
A wtedy mała rozbójniczka otarła jej oczy i powiedziała, że jej nie zabije nawet wtedy, gdy będzie rozgniewana.
Tymczasem kareta się zatrzymała, bo była już na podwórzu rozbójniczego zamku.
Zamek był w ruinie, latały nad nim kruki i wrony, a na powitanie ludzi wypadły ogromne buldogi, szczerzą zęby w milczeniu, bo oduczono ich szczekania.
W dużej, starej, opustoszałej sali paliło się wielkie ognisko pośrodku kamiennej podłogi, dym wychodził sufitem; nad ogniem wisiał kocioł z zupą, a obok na rożnach piekły się zające i króliki.
— Musisz spać razem ze mną i z moim ulubieńcem — powiedziała Zosi córka rozbójniczki. I gdy się napiły i najadły, zaprowadziła ją w kąt, gdzie leżała słoma, nakryta derkami. Obok na deskach i drągach siedziały różne gołębie, które drzemiąc, poruszyły się cicho, gdy dziewczynki nadeszły. — Wszystkie są moje — powiedziała mała rozbójniczka. — A tutaj stoi mój najmilszy — dodała, ciągnąc za sznur, który był uwiązany do ciężkiej, żelaznej obroży na szyi dużego rena. — Musi być przywiązany, bo inaczej uciekłby. — Potem rozbójniczka położyła się spać z Zosią, ale przedtem wzięła do ręki ostry nóż. Czy chcesz z nim spać? — zapytała dziewczynka. — Śpię zawsze z nożem, bo niewiadomo, co się może zdarzyć, ale opowiedz mi lepiej o swych przygodach.
Więc Zosia opowiadała jej dalej, a niektóre gołębie gruchały cicho przez sen. Wreszcie mała rozbójniczka zasnęła, obejmując szyję Zosi. Lecz ta nie mogła zasnąć, bo nie wiedziała, co się z nią stanie. Rozbójnicy siedzieli wokół ognia, pijąc i śpiewając, a stara rozbójniczka chrapała głośno.
Nagle odezwały się gołąbki: — Grr... grr... widziałyśmy małego Janka. Biała kurka niosła jego sanki, a on sam siedział w pojeździe królowej śniegów, który unosił się nad lasem, gdyśmy spały w gnieździe. Wtedy mroźny wiatr zadął na nas, brać gołębią, i wszystkie zmarzły prócz nas dwóch.
— Co tam mówiono wtedy w górze, dokąd jechała królowa śniegów? — pytała Zosia.
— Prawdopodobnie jechała do Laponji, bo tam zawsze króluje śnieg i lód. Zapytaj o to rena, on będzie wiedział najlepiej.
— Tam jest dużo śniegu i lodu i dlatego to kraj wspaniały — wtrącił z zachwytem ren. — Cudnie tam jest w szerokich, lśniących dolinach. Królowa śniegów ma tam swój letni pałac, a pałac jej zimowy jest jeszcze dalej, na samym biegunie.
— O, Janku, mały Janku! — westchnęła Zosia.
— Śpijże cicho, bo cię skaleczę — zawołała w tej chwili obudzona rozbójniczka, i zwierzęta straciły ochotę do rozmowy.
Nazajutrz opowiedziała Zosia małej rozbójniczce wszystko, co jej mówiły gołębie i ren, a ta potrząsnęła głową. To wszystko jedno, wszystko jedno. — A ty, czy wiesz gdzie jest Laponia? — zapytała rena.
— Jakżebym nie wiedział! — odpowiedziało zwierzę i oczy mu się zaiskrzyły. — Tam się urodziłem i wychowałem. Tam się nabiegałem po śnieżnych polach.
— Słuchaj — rzekła wtedy rozbójniczka do Zosi — jak widzisz, ludzie już poszli, ale matka pozostanie, tylko przed południem ma zwyczaj pociągnąć sobie z dużej butli, a wtedy rozpoczyna drzemkę. Wtedy coś dla ciebie zrobię.
I rzeczywiście, gdy stara rozbójniczka zasnęła, córka jej przywołała rena i zapytała: Czy potrafisz zanieść szybko tę małą dziewczynkę do Laponji? Musiałeś słyszeć pewno, co opowiadała wczoraj? — Ren aż podskoczył z uciechy, a mała rozbójniczka przywiązała mu na grzbiecie poduszeczkę, oddała Zosi jej futrzane trzewiczki i ciepłe suknie i posadziła ją na rena. Zosia płakała z radości. — No, nie maż się, a lepiej weź te chleby i szynkę, abyś nie zagłodniała. I rozbójniczka otworzyła drzwi, przywołała psy do siebie i przecięła nożem sznur, wiążący rena. Biegnij teraz — dodała i popędziła go sznurem, — a uważaj na małą dziewczynkę. Zosia zdążyła uścisnąć ją jeszcze za rękę, a potem ren popędził jak strzała przez bagna i równiny. Naokoło wyły wilki i krakały wrony. Puf, puf, strzelało na niebie i tryskał stamtąd ogień.
— To moja stara zorza północna — powiedział ren — patrz, jak błyszczy. I pobiegł jeszcze prędzej. Biegł dnie, biegł noce. Wreszcie, kiedy już chleby i szynka były zjedzone, stanął z Zosią w Laponji.