Kandyd, czyli Optymizm/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Kandyd, czyli Optymizm
Podtytuł I. Jak Kandyd chował się w pięknym zamku i jak go stamtąd wygnano
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom pierwszy
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

I. Jak Kandyd chował się w pięknym zamku i jak go stamtąd wygnano.

W Westfalii[1], w zamku barona de Thunder-ten-tronckh, żył młody chłopiec, którego natura obdarzyła charakterem najłagodniejszym w świecie. Fizyognomia odbijała jego duszę. Posiadał dość zdrowy sąd o rzeczach, przy dowcipie wszelako niezmiernie prostym; mniemam, iż dla tej przyczyny dano mu imię Kandyda. Starzy słudzy podejrzewali że jest on synem siostry barona, oraz pewnego zacnego i godnego szlachcica z sąsiedztwa, którego ta panna uparcie wzbraniała się zaślubić, ponieważ mógł się wywieść zaledwie z siedmdziesięciu jeden pokoleń, reszta zaś drzewa genealogicznego gubiła się gdzieś w odmęcie czasów.

Baron był jednym z najpotężniejszych panów w Westfalii, zamek jego bowiem posiadał drzwi i okna. Główna komnata ozdobiona była nawet dywanami. Zebrawszy wszystkie psy z obejścia, można było, w potrzebie, utworzyć coś nakształt sfory; chłopcy stajenni byli masztalerzami, miejscowy wikary wielkim jałmużnikiem. Wszyscy tytułowali barona „Jego Dostojnością“ i śmiali się z jego konceptów.
Pani baronowa, która ważyła około trzystu pięćdziesięciu funtów, zażywała z tej przyczyny wielkiego poważania; czyniła zaś honory domu z godnością jednającą jej tem większy szacunek. Córka, Kunegunda, licząca siedmnaście wiosen, była rumiana, świeża, pulchna i apetyczna. Syn okazywał się we wszystkiem godny ojca. Preceptor Pangloss[2] był wyrocznią domu, a mały Kandyd słuchał jego nauk z dobrą wiarą właściwą jego wiekowi i naturze.
Pangloss wykładał tajniki metafizyko-teologo-kosmolo-nigologii. Dowodził wprost cudownie, że niema skutku bez przyczyny i że, na tym najlepszym z możliwych światów, zamek JW. Pana barona jest najpiękniejszym z zamków, pani baronowa zaś najlepszą z możliwych kasztelanek.
„Dowiedzione jest, powiadał, że nic nie może być inaczej; ponieważ bowiem wszystko istnieje dla jakiegoś celu, wszystko, z konieczności, musi istnieć dla najlepszego celu. Zważcie dobrze, iż nosy są stworzone do okularów; dlatego też mamy okulary. Nogi są wyraźnie utworzone po to, aby były obute, dlatego też mamy obuwie. Kamienie są na to, aby je ciosano i budowano zamki; dlatego Jego Dostojność pan baron ma bardzo piękny zamek: największy baron w okolicy musi mieć najlepsze mieszkanie. Świnie są na to aby je zjadać; dlatego mamy wieprzowinę przez cały rok. Z tego wynika, iż ci, którzy twierdzili że wszystko jest dobre, powiedzieli głupstwo; trzeba było rzec, iż wszystko jest najlepsze“.
Kandyd słuchał uważnie i wierzył w prostocie ducha; panna Kunegunda wydawała mu się bowiem bardzo urodziwa, mimo iż nigdy nie odważył się jej tego wyznać. Wnioskował, iż, po szczęściu urodzenia się baronem de Thunder-ten-tronckh, drugim stopniem szczęścia jest być panną Kunegundą; trzecim, widywać ją codziennie; czwartym zaś słuchać mistrza Panglossa, największego filozofa w okolicy, a tem samem na całej ziemi.
Jednego dnia, Kunegunda, przechadzając się wpodle zamku po małym lasku który nazywano parkiem, ujrzała, w gęstwinie, doktora Panglossa, jak dawał lekcyę eksperymentalnej fizyki pokojówce jej matki, fertycznej brunetce, bardzo ładnej i przystępnej. Ponieważ panna Kunegunda miała z natury wielką ciekawość do nauk, przyglądała się, z zapartym oddechem, owym kilkakroć ponawianym doświadczeniom; ujrzała jasno przekonywującą argumentacyę doktora, przyczyny i skutki, i wróciła do domu wzruszona, zadumana, wskróś przenikniona chęcią poświęcenia się naukom. Myślała przytem, że ona mogłaby snadnie być skutecznym argumentem dla młodego Kandyda, on zaś nawzajem dla niej.
Spotkała Kandyda wracając do zamku i poczerwieniała; Kandyd poczerwieniał również. Rzekła mu, przerywanym głosem, dzień dobry; Kandyd odpowiedział, nie wiedząc sam co mówi. Nazajutrz, po obiedzie, kiedy wstawano od stołu, Kunegunda i Kandyd znaleźli się za parawanem; Kunegunda upuściła chusteczkę, Kandyd podniósł; wzięła go niewinnie za rękę; chłopiec ucałował niewinnie rękę panienki, z żywością, uczuciem, wdziękiem nie do opisania; usta ich się spotkały, oczy zapłonęły, kolana zaczęły drżeć, ręce zabłąkały się. Baron Thunder-ten-tronckh przechodził koło parawanu, i, widząc tę przyczynę i skutek, wypędził Kandyda z zamku paroma kopnięciami w pośladki. Kunegunda zemdlała; kiedy przyszła do siebie, otrzymała silny policzek od baronowej; tak wszystko zamąciło się w najpiękniejszym i najmilszym z możebnych zamków.





  1. Wolter, prawdopodobnie dla jakichś osobistych wspomnień, darzył Westfalię szczególną antypatyą.
  2. Imię urobione z greckiego: pan, wszystko, i glossa, język.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.