Kalifornia (Dumas)/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Kalifornia
Wydawca Drukarnia Gazety Codziennej
Data wyd. 1854
Druk Drukarnia Gazety Codziennej
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wojciech Szymanowski
Tytuł orygin. Un Gil Blas en Californie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV.
SACRAMENTO.

To życie, mające dla krajowców tyle ponęt, ze względu ciągłego koczowania było dla nas niewymownie powabnem. Przyznać należy że doznawaliśmy wielkich znojów, udając się dwa a czasem i trzy razy w tygodniu do San-Francisco dla sprzedaży zwierzyny. Ale nie zważaliśmy na to, albo raczej znosiliśmy trudy, będąc sowicie wynagradzani, mianowicie w początkach. Zarabialiśmy 300 a czasem i 400 piastrów tygodniowo.
W pierwszym miesiącu, po odtrąceniu wszelkich wydatków, każdy z nas miał 400 piastrów czystego zysku; lecz w ciągu dwóch ostatnich, a mianowicie w ostatnim tygodniu w którym zarobiliśmy tylko 50 piastrów, przekonaliśmy się że spekulacya nasza doszła do kresu.
Łowy nasze wytępiły zwierzynę w okolicy, i zwierzęta wydaliły się, szukając schronienia w okolicach jeziora Saguny i Indyan Kinglusów.
Postanowiliśmy zatem zapuścić się w stronę północno-wschodnią i handlować zwierzyną w Sacramento-City. Będąc tam, mieliśmy powziąść wiadomość, czy placery Sacramento są obfitsze jak San Joaquino i czy rzeki Yong, Yaba albo Plume przedstawiły większe korzyści jak obóz pod Sonorą, Passo del Pinto albo pod Murfys.
Przekonaliśmy się zatem, że okolica była pozbawioną zwierzyny, opuściliśmy te strony i zbliżyliśmy się do tak zwanych wideł Ameryki. Przebyliśmy zatem łańcuch gór Kalifornijskich, dążąc z zachodu na wschód; i po półtora dniowem polowaniu obładowawszy naszego konia zwierzyną, stanęliśmy nad brzegami Sacramento.
Przez dwie lub trzy godziny szliśmy wydłuż brzegu rzeki; przewieźliśmy się na statku rybackim wraz ze zwierzyną za cztery piastry. Koń nasz, lubo rzeka wtem miejscu miała szerokości ćwierć mili, wpław ją przebył. Pytaliśmy rybaków o nowiny z kopalni. Nie mogli nam udzielić dostatecznych wiadomości, lecz słyszeli tylko że Amerykanie niweczyli wszystko przez swoją grabież.
To nas bynajmniej nie dziwiło, t. j. Tilliego i mnie; albowiem byliśmy świadkami ich postępków w San-Joaquin. Co się tyczy Ałuny, wzruszył tylko ramionami i ustami, co miało znaczyć: — Ach, widziałem ja wiele innych rzeczy.
Aluna niecierpiał Amerykanów i przypuszczał, że są zdolni do wszelkich zbrodni. Miał zawsze na mnóstwo przykładów morderstw, zadawanych nożami lub pistoletami, uniewinnionych bezczelnie, lub z powodu głupoty przysięgłych.
Dostaliśmy się do Sacramento City a nawet do twierdzy Sutter, dla przekonania się o rzeczywistości tych wieści. Tam potwierdziło się to co nam mówili rybacy; w kopalniach wszczęły się rozruchy. Obawialiśmy się utracić to cośmy zebrali z takiemi trudami i powróciliśmy nazad, udając się z biegiem Sacramento na łodzi którąśmy wynajęli za 40 piastrów.
Miejscowy wymiar sprawiedliwości zdaje się być zbyt opieszałym dla nowych osadników. Tę powolność zastępują sądy polubowne wydające wyroki przeciw jawnym wykroczeniom.
Ogół wybiera przysięgłych których wyrok jest nieodwołalny; jeśli przysięgli jednozgodnie potępią obwinionego, wyrok natychmiast bywa wykonany. Szubienica jest karą najpospoliciej wymierzaną przez ten szczególny i groźny trybunał. Siedm wyroków tego rodzaju ogłoszono przeciw złodziejom bydła i wykonano je w przeciągu dwóch tygodni, bez żadnego wmieszania się władzy przeciw temu zbytecznemu zadośćczynieniu sprawiedliwości ludowej.
Jeśli łagodzące okoliczności są przyjętemi, wtedy kara szubienicy zastąpioną bywa przez chłostę, i wtedy nie zbywa na wykonawcach sprawiedliwości.
Jednakże dostateczny jest jeden głos przychylny dla obwinionego, ażeby odroczyć stanowcze zawyrokowanie sprawy. Pewien artysta dramatyczny, nazwiskiem Fayolle, był raniony w ramię wystrzałem z pistoletu, na ulicy przez napastnika, którego lud oburzony oddał pod sąd przysięgłych. Jedenastu z 12 przysięgłych osądziło go winnym, z tem wszystkiem stanowczą sprawę odroczono do tygodnia.
Przybywszy do Sacramento-City, sprzedaliśmy naszą zwierzynę za 80 dolarów, gdyż w stronie wideł Ameryki liczą na dolary, jak w stronie San-Joaquin liczą na piastry.
Łódź którąśmy wynajęli należała do rybaków łososi. Zobowiązali się wysadzić nas na ląd podług naszego żądania, bylebyśmy tylko nie bawili dłużej nad dni cztery, jadąc z Sacramento-City do Benicyi, powyżej zatoki Suiron. Aluna jechał na swym koniu z lewego brzegu rzeki.
Dolina Sacramento jest jedną z najpiękniejszych jaką sobie wyobrazić można, otoczona ze wschodu przez góry Sierra-Nevada, od zachodu przez góry Kalifornijskie, a od północy przez górę Sharte. Rozciąga się od północy ku południowi na przestrzeni 200 mil. W porze topnienia śniegów, Sacramento wylewa i wznosi się do do wysokości 8 lub 9 stóp. Co łatwo sprawdzić przez ślady szlamu pozostawionego na pniach drzew. Ten to szlam podobny do szlamu Nilowego, nadaje nową żyzność roślinności.
Drzewa rosnące nad brzegami są głównie, dęby, wierzby, wawrzyny i sosny. Po oba brzegach rzeki pasą się trzody bydła rogatego, jeleni i dzikich koni. W niektórych miejscach, Sacramento ma pół mili szerokości; zwyczajna głębokość tej rzeki wynosi od trzech do czterech metrów, z czego wynika, że mogą żeglować statki po niej 200 beczkowe.
Sacramento obfituje w mnóstwo łososi które przechodzą do wszystkich jej zlewów. Łososie opuszczają morze z wiosną i ciągną w górę rzeki przez mil 50, dążąc w głównym kierunku i nie natrafiając na żadne zawady. — Lecz dalej, czy to udając się w kierunku koryta Sacramento, czy też zwracając się do jej zlewów, napotykają na jazgi zastawione przez Indyan, albo na zastawy wzniesione przez rolników, lub przez poszukiwaczy złota.
Wtedy te ryby zdobywają się na niesłychane usiłowania ażeby przebyć te jazgi lub zastawy. Jeżeli napotykają jaki pień drzewa lub skalę mogącą im służyć za punkt oparcia, zalegają na nich, zwijają się w pałąk, poczem gwałtownie się podnosząc podskakują częstokroć na 15 stóp wysoko i w takiejże odległości spadają. — Skok ich jest zawsze tak obliczony, że wpadają w koryto rzeki do którego się chcą dostać.
Przybywszy do zlewu Sacramento z San-Joaquino, widać ze 12 wysp niskich i zarosłych, mieszczących bagniska nieprzebyte, pokryte talą, rośliną, natrafiającą się we wszystkich okolicach nizkich i wilgotnych tych okolic.
Lubownicy ptaków wodnych mogą tam ich nazbierać, jako to: dzikich kaczek, gęsi, kormoranów, bocianów, nurków i srok w tysiącznych gatunkach i barwach.
W cztery dni stanęliśmy w Benicyi. Zaspokoiwszy należytość za przewóz rybakom, dostaliśmy się polując na łąkach do zatoki Senony, w której oczekiwała na nas łódź nasza. Tejże nocy wróciliśmy do San-Francisco, po sześciotygodniowej nieobecności.
Zastaliśmy Gautiego i Mirandola dość jeszcze osłabionych, wyrażając się po kupiecku, od ostatniego pożaru. Stracili bowiem prawie tyle przy przeprowadzeniu ile inni przez zgorzenie.
Nazajutrz po przybyciu naszem, spotkaliśmy jednego z naszych przyjaciół, Adolfa, mieszkającego w Ranco, między zatoką San-Francisco, i górami Kalffornijskiemi. Zaprosił nas do siebie na polowanie na niedźwiedzia. Przyjęliśmy. Gdy staniemy u niego będziemy mieli dość czasu, to jest Tillier i ja, naradzić się nad obraniem nowego położenia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Wojciech Szymanowski.