Jeden z wielu (Trzeszczkowska, 1890)/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam M-ski
Tytuł Jeden z wielu
Wydawca W. L. Anczyc i sp.
Data wyd. 1890
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.

Tak nam rozkosznie lat dwa zbiegło
W pracy i wierze w sił swych dzielność;
Marzeń gmach w rozmiar rósł i strzelność,
Podnoszon coraz nową cegłą.

Lecz myśl, gdy w dzieje się zagłębi,
Zwątpienie czerpie miast otuchy:
Bo silnym śmiech, słabym grób głuchy,
Jastrząb rozbija ród gołębi,

A los nie prawdzie wyższość dawa.
Znasz na wyciętych ludów grobie,
że pięść jest wszystkiém o walk dobie,
Że zawsze górą ręka krwawa.

Wprawdzie nad wielką czasów rzeką
Niekiedy — zbrojna w srogą mściwość —
Wstaje karząca sprawiedliwość,
Lecz — ach — daleko to, daleko!

Za krótkie ludzkich dnie żywotów.
By każdy ujrzał świt téj zorzy,
To też przez wieki w swéj obroży
Z rozpaczą kona tłum helotów.

My, co od Wschodu do Zachodu
Mogiły liczym a kurhany,
Gdzie wróg bogate zżyna łany
Żyźnione kośćmi słowian rodu;

My łacno możem wznieść pytanie
Na cmentarzyskach gdzieś Wenetów:
Gdy wszystko los, aż do szkieletów,
Zmiótł — gdzież sąd dla nich i powstanie?

Może w pochodzie tym ludzkości,
Co nie zna ludów ani krajów,
By wzmocnić rozkwit przyszłych Majów
Potrzebne są poległych kości?

Lecz nazbyt słaby mózg człowieka,
By te bezmiary kładł na szali,
Gdy obok tuż — na wrogiéj stali —
Krew własnych Ojców się zapieka.

Toż w obec dziejów bladła wiara
W potęgę serc i dusz wszechmocność,
I zwolna trudów bezowocność
Jęła myśl trwożyć niby mara.

A tu od kraju wieści czarne
O zagrodzonych pracy drogach,
Że cudza moc w ojcowskich progach
Nasz trud w wysiłki zmienia marne;

Że gdy zwierz żyje w swym ostępie,
A ptak w swém gnieździe ma mieszkanie,
Bo śmierć mu niosą, nie wygnanie,
Tygrysie kły lub szpony sępie, —

Człowiek jest tylko tak zelżony,
Że nawet to, czém żyje zwierzę,
Dłoń silnych od ust jego bierze,
Gdy mu na imię: zwyciężony!

Wszystko mu wezmą, nim zgon zetrze,
Nim ciało stężą śmierci dreszcze,
Nawet rodzinnych stron powietrze,
Aby konając cierpiał jeszcze.

Ach, iluż wówczas z nieulękłą
Duszą idących do walk z losem
Pod samobójczym padło ciosem,
I ile serc szlachetnych pękło!

I ilu, chcących z popieliska
Podźwignąć dom, przeorać łany,
Oderwał wyrok niezbłagany
I w świat gnał śród urągowiska!

Powoli wieści te straszliwe
I ten przeciągły jęk rozpaczy
Jęły osłabiać huf junaczy,
W piersi lać jady zaraźliwe.

W miarę — im bliżéj się stawało
Chwili, gdy myśl w czyn wcielić trzeba
I ducha świat i kawał chleba
Zdobyć u losu ręką śmiałą, —

Jako w odlotu porze ptacy,
Częstośmy czuli niepokoje:
Trud — dźwigniem, chętnie przyjmiem boje,
Lecz pola! Kędyż pole pracy?

Czuliśmy wszyscy, że tam właśnie,
Dokąd się myśl i serce zrywa,
Stoi na straży ręka mściwa
I dusi każdą skrę, aż zgaśnie;

Że nam nie tylko już oręże,
Lecz rzemieślniczych prac narzędzie
Wytrąca z rąk na Ojców grzędzie,
Że przemoc wszędy nas dosięże

I znak ohydny poniżenia,
Piętno na czołach nam położy
Zwierząt przykutych do obroży
I nie mających praw istnienia.

A choć niewola w wielkich duchach
Czasem wyrabia hart i stałość,
Zwykłym jéj płodem znikczemniałość,
Bo lew lwem nie jest, gdy w łańcuchach.

Kto pozna orła w ciasnéj klatce,
Gdzie dni w leniwéj drzémce biegą?
Kto pozna w nim słońcookiego
Sinych eterów Niebios władcę?

Jedyne dreszcze w jego łonie
Dziś budzi chwila, gdy mu w oczy
Cisną kęs ścierwa, co krwią broczy;
Zżarł — i znów w śnie zgnuśniałym tonie.

Lecz choć niewola jest przeklęta
Zawsze — najsrożéj jéj łańcuchy
Ciężą, gdy młode kują duchy,
Wylatujące z gniazd orlęta,

Co jeszcze skrzydeł swych potęgi
Nie rozwinęły w kraju słońca,
Bo wprzód im sideł sieć hańbiąca
Zamknęła jasne widnokręgi.








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Trzeszczkowska.