Jeździec bez głowy/XXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXII.  Tajemniczy koszyk.

W Teksasie pojedynki nie są rzadkością, a jakkolwiek przechodzą szybko w zapomnienie, to jednak o pojedynku Mauricea Geralda i Kasjusza Calchuna mówiono długo i wiele, komentując jego wyniki na korzyść dzielnego łowcy mustangów.
Kasjusz Calchun odniósł ciężkie rany i nie pokazywał się nigdzie, będąc na długo przykutym do łóżka. Nie mniej również był rannym Maurice Gerald i wskutek znacznego upływu krwi musiał przebywać w łóżku w jednym z najbiedniejszych pokoików hotelowych u Olddufferyego. Na szczęście, chorego doglądał troskliwie jego wierny służący, Felim.
Gdy Mauriceowi było lepiej, Felim wszczął z nim rozmowę, a przede wszystkiem dał wyraz oburzeniu na Olddufferyego, który nietylko, że dał jego panu zły pokój i karmił go najpodlejszemi potrawami, ale odgrażał się, że mister Gerald musi ponieść koszty wstawienia nowych luster i kupna naczynia.
Słysząc to Maurice chętnie zgodził się na poniesienie strat w połowie, ale stwierdził, że w tym celu musiałby sprzedać wszystko, nawet srebrny kubek, ostrogi i broń palną.
— Mister Gerald, a cóż my zrobimy bez broni? — przeraził się Felim.
— Zostanie nam lasso i ono na razie wystarczy. Będziemy polowali na konie, żywiąc się ich mięsem.
— Ha, trudno! Skoro nie będzie nic innego, to i konina dobra. W każdym razie lepsza, niż to ścierwo, którem nas żywi Oldduffery.
Dalszą rozmowę przerwało stukanie do drzwi i wejście służącej, która dźwigała dość pokaźnych rozmiarów koszyk.
— Cóż to jest, Gertrudo? — zapytał Maurice.
— Jakiś nieznajomy gentleman przyniósł ten koszyk i kazał mi go oddać panu.
Gerald kazał Felimowi otworzyć koszyk i ku swemu zdumieniu ujrzał różne wina oraz potrawy i łakocie, poukładane starannie. Ani listu, ani rachunku nie było.
Maurice zachodził w głowę, kto mógł zdobyć się na tak przyjemny i niespodziewany podarek, i mimowoli stanął mu przed oczami czarujący obraz Luizy Pointdekster. A chociaż wydawało się to niedość prawdopodobnem, to jedynie na samo wspomnienie pięknej kreolki serce zabiło mu gwałtownie.
Tymczasem Felim, obserwujący ukradkiem Mauricea, rzekł, jakby odgadując jego myśli:
— Gertruda mówi, że koszyk przyniósł gentleman, ale niech pan jej nie wierzy.
— Więc któżby?...
— Znać tu rączki kobiety. Niech pan tylko spojrzy na tę kokardę przy koszyku: taką kokardę mogła zawiązać tylko prawdziwa lady.
— Głupstwa pleciesz, Felimie. Żadna kobieta nie zajmuje się mną. Ot, lepiej zabierzmy się do spożywania tych darów!
Felima nie zadowoliła taka odpowiedź, Maurice zaś snuł domysły, komu ma zawdzięczać tyle troskliwości.
Po upływie trzech dni nieznany „gentleman“ nadesłał za pośrednictwem służącej drugi koszyk, a po pewnym czasie trzeci, w którym już znaleziono mały liścik w języku hiszpańskim:

„Drogi Panie!
Bawiąc w ciągu tygodnia u wuja Silvio, dowiedziałam się o Pańskim wypadku. Ponieważ, jak mi mówiono, jest Pan w hotelu źle odżywianym, przeto proszę przyjąć tę bagatelkę, jako skromny wyraz wdzięczności za tę wielką przysługę, jaką mi Pan kiedyś wyświadczył. Piszę, siedząc w siodle na koniu. Za chwilę wyjeżdżam do Rio Grande.
Żegnaj zbawco mego życia i honoru.
Isadora Cavarubio de los Lianos.“

Gerald był rozczarowany, liścik wysunął mu się z rąk na podłogę.
— Ach, to od Isadory. Zawsze mi wdzięczna i uczynna! Gdyby nie Luiza Pointdekster, byłbym może pokochał Isadorę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.