[61]PIEŚŃ IV.[1]
W twardej kamiennej wieży, i za troistemi
Drzwiami siedząc Danae nieprzełomionemi,
Pod strażą nieuśpionych spartańskich złajników[2],
Mogła wiecznie nie uznać nocnych wszeteczników.
By była z Akryzego Wenus nie szydziła
Stróża zamknionej panny, bo ta obaczyła,
Że Jowisz w upominku złotym, utajony,
Miał mieć bezpieczny przystęp i gmach otworzony.
Złoto śrzodkiem Janczarów zbrojnych pójdzie snadnie,
A przez twardą opokę gwałtowniej przepadnie,
Niźli raz piorunowy; upadł nieszczęśliwy
Dom proroka greckiego prze zysk niecnotliwy
Z gruntu wykorzeniony; przebił bramy twarde
Zacnych miast Macedończyk,[3] i podkopał harde
[62]
Tyranny datkiem; datkom hetmani hołdują,
Którzy daleko świetnym nawom rozkazują.
Wielkich pieniędzy, wielka troska naszladuje,
A im człowiek w pokładzie[4] swoim więcej czuje,
Tem jeszcze więcej pragnie; słusznie moje oko,
I nigdy przedtem i dziś nie zmierza wysoko.
Im sobie człowiek więcej pomierny ujmuje,
Tem mu więcej od Boga z łaski przystępuje;[5]
Nic nie mając, z tymi, co nic nie chcą, przestaje,
A buntów[6] dobrowolnie bogatych się kaje.[7]
Pan znaczniejszy, gdy państwem wzgardzi, niżby wszytki
Żóławskie[8] urodzaje, i gdańskie pożytki
W jednym spichlerzu zamknął, a sam siedząc w cieniu,
Nie mógł się chleba najeść, nędznik w dobrem mieniu.
Zdrój przeźrzoczystej wody, lasu średnia miara,
I zasiewku mojego niepochybna wiara,
Rządźcy płodnej Afryki szeroko władnemu
Nie da się znać, że w szczęściu przyrównana jemu.
Acz mi miodu podolskie pasieki nie dają,
Ani w mym lochu wina seremskie stawają,
Ani bogate stada owiec niezliczonych
Strzygą odrosłą trawę po górach zielonych.
[63]
Przedsię nazbyt ubóstwa nie znać w domu moim,
Aby mi więcej trzeba, ufam w Bogu swoim;
Ale gdy niepotrzebne chciwości odprawię,
Lepiej daleko płatu[9] sobie tem poprawię,
Niżbych bogate pola węgierskie z porządnym
Państwem Węneckiem złączył; ludziom wielożądnym
Wiela i niedostawa; niech przyjmuje z dzięką,
Komu ścisłą, co dosyć, Bóg udzielił ręką.