Muszę wyznać, bo się już niemasz na co chować:
Nigdybych był nie wierzył, bych tak miał żałować,
Tego zwłaszcza, co nigdy mem własnem nie było;
Poprawdzie mi nieprawie źle serce tuszyło.
Aleciem barzo nagle wypadł z tej nadzieje,
A mojej się przygodzie nieprzyjaciel śmieje.
Kto drugi ma bez prace, o co snadź dbał mało,
A mnie za me staranie złe szczęście potkało.
Samem swą własną ręką tę winnicę grodził,
Aby jej był ani zwierz, ani zły ptak szkodził.
Polewałem, żeby jej słońce nie suszyło,
Nakrywałem, żeby jej zimno nie mroziło.
A kiedy mię nalepsze miały potkać gody,
Nie wiem, co za zły człowiek oberwał jagody
I używa z rozkoszą, czego dostał snadnie,
A mnie, patrząc, jeno się serce nie rozpadnie.
Bodajże nie przechował,[1] a bogaj poleżał;[2]
Nie wiem, jako mię do gron tak pięknych ubieżał.
Ja sobie tak dobrych lat doczekać nie tuszę, —
Podobno, jako niedźwiedź, łapę lizać muszę.