Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 97. Sułtanka matka
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

97.
Sułtanka matka.

Szczególny orszak zbliżył się do głównej bramy seraju.
Kto go spotkał na ulicy, klękał i składał ręce na piersiach.
Warta przy bramie również padła na kolana.
Prowadzony przez służących, ukazał się seraskier, wezyr wojny, na wspaniale przystrojonym koniu, lecz można było łatwo dostrzedz, że był tylko przywiązanym do konia. Głowa spadała mu bezwładnie na piersi, a sztywne ręce nie trzymały cugli, lecz wisiały nieruchomo po obu stronach ciała.
W taki sposób orszak Ibrahima baszy odbył z nim wjazd do pałacu sułtana, ku zdziwieniu i przerażeniu urzędników.
Gdy orszak przybył na wewnętrzne podwórze, zdjęli zimnego i zesztywniałego seraskiera z konia i zanieśli do pokoju, w którym posadzili go na sofie plecami oparłszy o ścianę. Widać było na jego szyi czerwony jedwabny sznurek, którym mu śmierć zadano.
Urzędnicy pałacowi oznajmili przybycie seraskiera dowódcy eunuchów, Kizlar adze, a ten wysoki urzędnik udał się z zawiadomieniem do sułtanki matki.
— Zaprowadź seraskiera do mojego pokoju recepcyjnego, — odpowiedziała sułtanka matka, — pragnę z nim mówić.
— Ibrahim basza jest w marmurowym pokoju na dole, najdostojniejsza pani, — rzekł dowódca eunuchów, — nie może on chodzić i mówić... zamilkł na zawsze.
— Jakto? czyżby seraskier umarł w drodze? — zapytała sułtanka matka z największem zdziwieniem.
— Seraskier ma na szyi czerwony jedwabny sznurek, najdostojniesza pani, — odpowiedział Kizlar-aga, — wielki wezyr odsyła go napowrót do seraju.
Sułtanka matka drgnęła.
Co to znaczyło? Na co się odważył wielki wezyr?... Śmiał się opierać jawnie rozkazowi sułtana! Czerwonego sznurka, który dla niego był przeznaczony, śmiał użyć dla tego, co mu go doręczał?
Było to niesłychane zdarzenie, akt jawnego buntu, na wieść o którym matka sułtanka przez chwilę nie wiedziała co począć.
Następnie włożyła zasłonę i udała się do marmurowego pokoju.
Zastała martwego seraskiera siedzącego na sofie.
A zatem było to prawdą! Na jego szyi widać było czerwony sznurek. Był on niemym posłańcem Kara Mustafy, objawiającym wyraźnie i jasno jego zamiary.
Straszne niebezpieczeństwo groziło sułtanowi. Czuła to matka i drżała o swego syna.
Jeżeli Kara Mustafa wróci na czele zwycięzkich pułków, to sułtan będzie zgubiony! Czekała go okropna śmierć, jak jego poprzedników strąconych z tronu i zamordowanych przez janczarów.
Obraz ten był okropnym dla matki, która już widziała oczyma ducha skrwawione zwłoki swego syna. Potrzeba było go ocalić! Jeszcze nie wszystko było stracone. Przy szczerej woli i energii można go było jeszcze może ocalić! Jeden tylko był wybór: sułtan lub wielki wezyr! Jeden znich musiał umrzeć! Miała przed sobą martwy tego dowód!
Udała się na pokoje sułtana i przystąpiła do niego.
— Czy ci oznajmiono co zaszło w seraju, sułtanie? — rzekła głosem tak złowrogim, że sułtan spojrzał na nią pytająco.
— Co się stało? Byłem w kjosku! odpowiedział.
— Kara Mustafa odesłał ci seraskiera z czerwonym sznurkiem, sułtanie!
Sułtan zerwał się.
— Co mówisz? Kara Mustafa nie przyjął sznurka? — zapytał.
— Kazał nim okręcić szyję seraskiera i odesłał go tu, sułtanie!
— Na brodę Proroka! buntownik padnie pastwą sępów i kruków! — zacisnąwszy pięści rzekł sułtan, ukarzę przykładnie zarozumiałego zuchwalca, tak, że to na wieki odstraszy wszystkich od podobnego czynu! Nędzny pies umrze, a pułki będą musiały przynieść na palu jego zwłoki.
— Masz słuszność, sułtanie. Buntownik Kara Mustafa musi umrzeć, — rzekła sułtanka matka do syna, — ale nie jawnie, nie wobec pułków. Mogłoby one pójść za przykładem swojego wodza i odesłać ci jako odpowiedź trupa tego, kogobyś posłał dla wykonania wyroku! Nie zapominaj, najjaśniejszy panie, że Kara Mustafa ma wojsko pod rozkazami!
— A więc jestem zgubiony! — zawołał sułtan, którego nagle opuściła odwaga, padając bezsilnie na sofę.
Była to straszna chwila.
Sułtanka matka tak się przeraziła słowami syna, który zwątpił o sobie, że zapłakała głośno.
Sułtan stracił w tej chwili ostatni szczątek swojej męzkiej odwagi, swojej energii i woli.
— Postaraj się o okręt, abym mógł uciec! — szepnął, — na kimże jeszcze mógłbym polegać? Wymień mi tych, którzyby jeszcze byli do mnie przywiązani i którym mógłbym zaufać! Czy Kara Mustafa powraca już do Stambułu?
— Pozostał na czele pułków.
— Ale powróci, a wtedy wszystko będzie stracone! szepnął sułtan, — podszedł mnie! Teraz zrzuca maskę! I już zapóźno, żeby go usunąć! Na kogóż jeszcze mógłbym liczyć?
— Na mnie, najjaśniejszy panie. — odpowiedziała sułtanka matka wysiłkiem woli powstrzymując łzy.
W podeszłą wiekiem kobietę wstąpiła odwaga i energia. Słabość syna natchnęła ją nadludzką siłą.
— Więc sądzisz, że nie mam nikogo więcej, na którego mógłbym liczyć? — zapytał sułtan.
— Nie uważaj wszystkiego za stracone, najjaśniejszy panie! Niebezpieczeństwo wielkie, ale ja cię ocalę!
— Ty?
— Nieprawdą jest, żebyśmy na nikogo liczyć nie mogli, — mówiła sułtanka matka dalej, — jest jeszcze w pałacu wielu przywiązanych do ciebie, sułtanie!
— Więc wyślij ich z tajnym rozkazem, ażeby zabili tego przeklętego buntownika!
— Toby powiększyło niebezpieczeństwo, najjaśniejszy panie! Tutaj w pałacu możesz im ufać. Co innego byłoby, gdyby przybyli do pułków Kara Mustafy! Odstąpiliby ciebie i przeszliby do buntownika, zamiast go zabić, a wtedy wszystko byłoby stracone!
— Jeszcze jest sposób! Zawezwę tu Kara Mustafę, zwabię go obietnicami....
— Czy sądzisz, że przybędzie, najjaśniejszy panie — zapytała sułtanka matka syna, który w niebezpieczeństwie tracił głowę.
— Wyznaczę niesłychaną nagrodę na jego głowę, — mówił sułtan dalej, — połowę mego skarbu!
— Pozostawią go przy życiu, a tobie cały skarb zabiorą, najjaśniejszy Panie.
— Więc pozostaje nam tylko ucieczka!
— Jest jeszcze inny sposób, sułtanie, — odpowiedziała sułtanka matka, czy pozwolisz mi potajemnie opuścić seraj?
— I ty chcesz mnie opuścić?
— Ażeby cię ocalić, najjaśniejszy panie!
— Tego nie dokażesz! Jesteś kobietą!
— Powiedz, że jestem matką, a matka ma częstokroć więcej odwagi i siły, niż mężczyzna, — mówiła sułtanka dalej, — mam pewną myśl... lecz musisz mi pozwolić, że ją zamilczę.
— Jestem w niebezpieczeństwie i trwodze! Muszę myśleć o ucieczce, to rzecz stanowcza! — odrzekł sułtan.
— Jeszcze nie! Wstrzymaj się z tem przez czas jakiś, najjaśniejszy panie! Na ucieczkę czas zawsze będzie. Ja chcę spróbować innego sposobu i może mi się uda przynieść ci głowę Kara Mustafy.
— Głowę buntownika? Dobrze, uczyń to! Każę zatknąć jego głowę na lancy i osadzić na szcycie muru! Głowa ta oznajmi wszystkim, jaki los czeka buntowników!
— Postaram się przynieść ci jego głowę! Czy upoważniasz mnie do tego sułtanie?
— Do wszystkiego, co zrobić zechcesz.
— A więc niech mi Ałłach dopomaga!
— Cóż chcesz czynić?
— Nie pytaj mnie o to, sułtanie! Pozostaw mi wolną wolę! Ja cię ocalę! Nie ufam nikomu, oprócz ciebie. Jeżeli jeszcze kto może odwrócić ci grożące niebezpieczeństwo, to ja z pewnością! Dałeś mi władzę, użyję jej dla ocalenia ciebie!
Sułtanka matka wyszła z pokoju syna i udała się najprzód do marmurowego pokoju, gdzie rozkazała uprzątnąć zwłoki Ibrahima baszy i pogrzebać je pocichu.
Po wykonaniu tego rozkazu powróciła do swego apartamentu w haremie i zawołała swoje sługi i niewolnice.
Wszystkie one były bardzo przywiązane do sułtanki Walidy, która choć surowa, była dla nich dobrą i sprawiedliwą.
— Wiem, że mnie słuchacie i spełniacie wszystkie moje rozkazy, — rzekła, — wystawię was zatem na nową próbę, ażeby się przekonać o waszem bezwarunkowem posłuszeństwie. Gdy się ściemni, opuszczę seraj potajemnie. Żadna z was towarzyszyć mi nie będzie, nie wezmę lektyki ani orszaku. Nikt nie ma wiedzieć o mojej nieobecności, taki jest mój rozkaz. Gdyby nadeszły jakie wiadomości, przyjmujcie je, jak gdybym była obecna. Potrawy i napoje noście do moich pokoi jak zawsze, a następnie potajemnie rozdawajcie je biednym. Nie okazujcie niczem, że, mnie niema. Teraz odejdźcie. Znacie moją wolę. Zobaczę, czy mi będziecie posłuszne.
Sułtanka matka oddaliła niewolnice i udała się sama do składu zapasowej odzieży, znajdującego się w haremie.
Były tam ubrania dla urzędników pałacu i kobiet haremu.
Nie biorąc z sobą Kizlara agi i nie wtajemniczając go w swój plan, sułtanka Walida wybrała sobie odzież, jaką wówczas nosili młodzi Turcy, pragnący wstąpić do wyborowego korpusu janczarów.
Ubranie to składało się z turbanu z małem pawiem piórem, z dość obszernej kolorowej haftowanej bluzy ściąganej pasem, szerokich pantalonów dochodzących do kostek i nad niemi związanych oraz z czerwonych ostro zakończonych butów.
Wziąwszy to ubranie, sułtanka matka, powróciła do siebie.
Tutaj zdjęła suknie kobiece i przebrała się za mężczyznę.
Chociaż twarz zdradzała jej wiek, odzież jednak tak ją zmieniła, że nikt nie mógłby jej poznać. Wyglądała jak młody Turek, o przeżytych cokolwiek rysach.
Przypasawszy krzywą szablę i zatknąwszy sztylet za pasem, odważna i zdeterminowana kobieta wyszła tylnemi drzwiami.
Był już wieczór i zmrok zapadał powoli nad stolicą sułtanów.
Sułtanka Walida dostała się niespostrzeżona z haremu do innych części obszernego pałacu i wyszła na trzecie podwórze.
Tutaj spotkała kilku — wyższych urzędników seraju, którzy jej nie poznali. Próba zatem wypadła zadawalniająco.
Gdy zbliżyła się do bramy, warta przepuściła ją.
Przeszła przez drugie podwórze i wezwała bostandżego następnej bramy, ażeby jej otworzył.
Nastąpiło to bez przeszkody.
Niepoznana przybyła na pierwsze podwórze i przez otwartą bramę wyszła z seraju.
Aż dotąd plan jej powiódł się zupełnie.
W mieście udała się do bazaru koni, kupiła dobrego konia i zapłaciła złotem.
Umiejąc dobrze jeździć konno, dosiadła konia i odjechała. Przygotowania jej były skończone.
Noc zapadła. Na ulicach Stambułu panowała cisza.
Sułtanka opuściła miasto i udała się drogą, którą niedawno przebywały w pochodzie pułki Kara Mustafy.
Myśl ocalenia syna dodawała jej odwagi i siły do pokonania wszelkich przeszkód i niebezpieczeństw. Postanowienie jej było tak silne, że nicby jej nie odwiodło od powziętego zamiaru.
W seraju nikt się nie dowiedział o jej zniknięciu. Nikt nie wiedział, że przebrana za mężczyznę opuściła pałac sułtański.
Przybywszy na noc do pewnej wioski, zajechała do karawanseraju, ażeby się posilić i dać wypocząć koniowi.
Następnie pojechała dalej.
Poważne jej rysy świadczyły o stałości zamiaru. Miała odwagę, której jej synowi zabrakło.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.