Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 73. Głos przestrogi
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

73.
Głos przestrogi.

Z krótkiego snu obudził Sassę nagle szmer w pobliżu.
Rozpoznała zaraz przyczynę tego szmeru.
Niedźwiedź zwietrzył jej ślad i przyszedł za nią pod skałę, na którą się schroniła.
Próbował on wdrapać się albo wskoczyć na ten głaz, ale wysilenia jego były daremne.
Teraz starał się łapami dostać szat Sassy i ściągnąć ją.
Sassa wiedziała, że jest znowu w strasznem niebezpieczeństwie, gdyby bowiem jakimkolwiek sposobem udało się niedźwiedziowi dosięgnąć jej, byłaby bez ratunku zgubioną.
Zwierzę usiłowało także wykopać pod kamieniem dół, ażeby głaz się pochylił i żeby Sassa spaść z niego musiała.
Ślepa niewolnica domyśliła się zamiaru niedźwiedzia i zaczęła machać szablą, ażeby go odpłoszyć.
To jednak rozdrażniło go tylko.
Niedźwiedź jak szalony rzucał się na kamień.
Sassa czuła, że głaz się porusza i może się obsunąć do dołu wykopanego przez niedźwiedzia.
Przytem rozjuszone zwierzę zdołało szablę pochwycić zębami i wyrwać ją ślepej niewolnicy, tak, że byłaby bezbronną, gdyby kamień się pochylił.
Krzyk przerażenia wydobył się z drżących jej warg i rozległ się daleko po puszczy.
Kogo wołała? czyjej pomocy spodziewać się mogła? Czyż mogła przypuszczać, żeby ją ktokolwiek usłyszał?
Śmiertelna trwoga wydobyła z jej piersi ten krzyk, który się rozległ daleko, daleko!...
A jednakże... czyżby rzeczywiście jaka ludzka istota jednocześnie ze. ślepą niewolnicą przebywała na puszczy?
Sassa drgnęła.... niespodziewana radość wstrząsnęła nią.
Usłyszała rżenie i zbliżanie się konia... usłyszała głos człowieka, który konia naglił do biegu.
— Stójcie! ratujcie! — wołała Sassa, — patrzcie tutaj!
Niedźwiedź niezadowolony przybywaniem odsieczy, zwrócił się przeciw nowemu nieprzyjacielowi.
W tej chwili odgłos śmiechu dobiegł do Sassy.
Ten śmiech był jej znajomy.
— Wielki Boże, to czerwony Sarafan! — zawołała składając ręce, — Sarafanie! czy to ty! strzeż się! Niedźwiedź zwrócił się przeciw tobie!
Śmiech Sarafana dał się słyszeć znowu.
— Nie bój się nic, niewolnico Sobieskiego! Zkąd się tu wzięłaś na tej puszczy? — zawołał czerwony Sarafan.
— Zawleczono mnie tu przemocą.
Sarafan zaledwo zdołał powstrzymać konia, przestraszonego widokiem niedźwiedzia, który się zbliżał do niego.
Dzielny jednakże jeździec tak silnie siedział na koniu, że się zdawało, iż stanowił z nim jedną całość.
Wydobył pistolet z olster siodła, pozwolił niedźwiedziowi zbliżyć się i z głośnym śmiechem wypalił.
Kula przez oko weszła niedźwiedziowi w głowę.
Z głuchym jękiem padł on na ziemię i zamilkł wkrótce.
Po chwili przestał drgać.
— Czyś trafił, Sarafanie? — zapytała Sassa z niepokojem.
— Siadaj ze mną na konia, niewolnico, — odpowiedział Sarafan podjechawszy pod kamień, — tutaj nie możesz zostać. Dowiozę cię na drogę, a tam dasz sobie radę. Ja muszę jechać dalej.
— Czy niedźwiedź nie żyje?... Jedźmy ztąd, masz słuszność, Sarafanie, jedzmy ztąd! Wyprowadź mnie z tej strasznej puszczy, do której mnie zawleczono!
— Skazali cię na pożarcie przez dzikie zwierzęta, — śmiał się Sarafan, — gdyby nie ja, byłabyś zginęła Sasso! Ale czy sądzisz, że będziesz ocalona, gdy się wydobędziesz z puszczy, że ci już nic nie zrobią, bo wyrok został wykonany?
— Weź mnie z sobą, Sarafanie!
— Czy wiesz, że teraz należysz do tego, kto cię ocalił i wyprowadził, a zatem do mnie!
— Do ciebie, Sarafanie?
— Nie jesteś mi potrzebna, Sasso, muszę jechać dalej! Gdy wyjdziesz z puszczy, będziesz własnością tego, komu się pierwszemu dostaniesz!
— Bylebym tylko wyszła z tej strasznej puszczy!
— Podaj mi rękę, niewolnico i siadaj na mojego konia.... tak! Siądziesz ze mną!
Czerwony Sarafan podał Sassie rękę. Drugą ręką ujęła cugle i dosiadła wierzchowca, zajmując miejsce przed jeźdźcem.
— Wesoła z nas parka, ha! ha! ha! — śmiał się Sarafan swoim zwyczajem — naprzód! Musimy jechać.
— Masz słuszność! Gdyby cię wilki zwietrzyły, zginęlibyśmy oboje wraz z koniem.
Czerwony Sarafan popuścił cugli niespokojnemu i szeroko otwierającemu nozdrza koniowi.
Piękne zwierzę z podwójnym ciężarem lotem strzały puściło się przez puszczę i w parę godzin wyjechało z niej.
— Czy znasz tę wielką karczmę w pobliżu granicy, gdzie zatrzymują się podróżni, jadący do Turcyi albo powracający ztamtąd? Tam możesz wypocząć, tam musisz się udać! Zawiozę cię na wielką drogę, a sam muszę jechać dalej!
Sassa zgodziła się na wszystko.
Wkrótce dojechali do drogi i Sarafan zatrzymał konia.
— Teraz zsiadaj i idź! Tam musisz się udać, — rzekł, ujmując rękę ślepej niewolnicy, ażeby jej wskazać kierunek.
Sassa zsiadła.
— Dziękuję ci za twoją pomoc, Sarafanie! — rzekła, — może ci zdołam kiedyś odwdzięczyć to, coś uczynił.
Czerwony Sarafan odjechał.
Sassa stała na drodze i słuchała tętentu jego konia.
Następnie upadła na kolana i wzruszającemi słowy dziękowała Bogu za ocalenie.
Bliskim już był wieczór.... Sassę dręczył głód i pragnienie.
Poszła w kierunku, który jej wskazał czerwony Sarafan.
Po niejakim czasie szczekanie psów oznajmiło jej, że się znajduje w bliskości jakiegoś budynku.
Była to Karczma starego Kazimierza, o której jej mówił Sarafan, a która wówczas stanowiła jedyne miejsce wypoczynku dla podróżnych w całej tej części kraju.
Sassa zbliżyła się do wielkiego zabudowania, po za którem znajdowały się stajnie.
Dwa wielkie psy wybiegły, szczekając naprzeciw niej, nic jednak nie uczyniły biednej, opuszczonej niewolnicy, która bez przeszkody doszła do wielkiej bramy zajazdu.
Stary gospodarz wyszedł, ażeby zobaczyć co psy pobudziło do szczekania.
Gdy spostrzegł Sassę, zadziwił się widocznie.
— Oho! dziewczyno! — zawołał, — zkądże to idziesz i dokąd myślisz iść?
— Szukam schronienia, panie, posiłku i napoju, — odpowiedziała Sassa.
— Wszak jesteś niewidomą, dziewczyno?
— Tak jest, panie, — odpowiedziała Sassa i opowiedziała uważnie słuchającemu Kaźmierzowi zkąd przybywa i co zaszło.
Przypatrywał się miłym i pomimo ślopoty zadziwiająco pięknym ruchom Sassy i nasunęła mu się pewna myśl.
— Możesz u mnie pozostać, — rzekł, wejdź. Potrzebuję służącej dla obsługi podróżnych.
— Daj mi jeść i pić panie, a będę ci wdzięczną, — odrzekła ślepa niewolnica.
— Żebyś tylko nie była ślepą, — zauważył gospodarz.
— Niech się tylko dobrze obeznam z domem, panie, a nie zauważysz, że jestem ślepą!
Sassa widocznie spodobała się karczmarzowi, który ją zaprowadził do domu, mieszczącego kilku nizkich, ale ze szczególną wytwornością urządzonych pokoi, przeznaczonych dla bogatych podróżnych.
Nizkie sofy stały przy ścianach, dywany pokrywały podłogę, a na stołach znajdowały się ozdobne naczynia.
U sufitu największego pokoju wisiała zapalona lampa.
Gospodarz oprowadził dokoła Sassę, która dotykała się wszystkiego swemi zręcznemi, drobnemi rączkami.
— Prędko się z tem obeznam, panie, — zapewniła.
— Chodź, posil się i napij przedewszystkiem, — rzekł Kaźmierz i poszedł z nową swą służącą do kuchni, gdzie jej dano herbatę, chleba i mięsa.
Po przyjęciu posiłku Sassa odzyskała siły.
— Jutro możesz rozpocząć służbę, Sasso, — rzekł do niej gospodarz, gdy się posiliła, — przez tę noc wypocznij. Gdyby przyjechał kto z podróżnych, ja go sam obsłużę. Chodź zaprowadzę cię do twego pokoiku i dam ci inne ubranie, bo w tej szarej, biednej, przez ciernie poszarpanej sukience nie możesz pozostać.
Kaźmierz wziął Sassę za rękę i zaprowadził do pokoi, leżących za sypialniami podróżnych.
Pokazał jej łóżko dla niej przeznaczone odzież, przyozdobioną na sposób wschodni bogatemi złotemi taśmami i szychem.
Następnie wyszedł i pozostawił Sassę samą w izdebce.
Miała więc teraz znowu schronienie.
Zdawało jej się, że ją nowy świat otacza, że ją oblały promienie światła, że nowa przyszłość stoi przed nią.
Wszystko to było jeszcze jak gdyby snem.
Ocalenie przez czerwonego. Sarafana... znalezienie domu, słowa gospodarza, wszystko to jeszcze tak przepełniało jej duszę, że spać nie mogła, że nie czuła wcale znużenia.
Drżące jej ręce dotykały się sukni, które odtąd miała nosić.... była jak oczarowana... była ocalona, nowe życie otwierało przed nią swe bramy.
Nie wiedziała, co budziło w niej tak dziwne nowe wrażenia, co ją przejmowało tak czarownemi nadziejami.
Usłyszała nagle trzaskanie z biczów i głosy.
Obudziło ją to z jej snów.
Przystąpiła do okna swej izdebki, otworzyła je i słuchała.
Podróżni widocznie przyjeżdżali dopiero do zajazdu.
Służący wołali gospodarza, żądając herbaty i sypialni.
Nagle Sassa drgnęła... usłyszała głos, głos kobiety, który ją sparaliżował przestrachem.
Cóż to było? Czy łudziło ją podobieństwo? Czy rozdrażniona fantazya malowała przed nią przerażające obrazy, ażeby nagle zburzyć piękne wrażenia?
Słuchała... zaledwie mogła oddychać.
Znowu dał się słyszeć przed domem głos pewnej damy, która wysiadała z karocy.
Był to głos Jagiellony.
Okropna ta kobieta przybywała.
Czyżby szukała ślepej niewolnicy?
Czyżby jej nienawiść nie była jeszcze zadowoloną?
Tym razem Sassa usłyszała także głos drugi.
Bystry jej słuch pozwolił jej go rozpoznać!
Była to królowa.
Królowa znajdowała się w towarzystwie Jagiellony, zdawała się jej ufać.
A nikt lepiej od Sassy nie wiedział, że Marya Kazimiera nikogo na świecie tak się obawiać nie potrzebowała, jak tej której zaufała.
Służba przygotowywała wszystko na przyjęcie dostojnych podróżnych, które jeszcze na dworze rozmawiały z gospodarzem.
Jagiellona wypytywała się go o pewnego podróżnego.
Ślepa niewolnica słyszała każde słowo.
Królowa uzupełniała pytanie Jagiellony.
Wypytywały się obie o hrabiego Rochestera.
Serce Sassy bić przestało...
Czyżby Marya Kazimiera oszukiwała swego małżonka? Czyżby skuszona przez Jagiellonę chciała uciec z Rochestrem?
Na tę myśl zdrętwiała Sassa, wiedząca, jak Sobieski kochał Maryę Kazimierę.
Czy miała tryumfować? Czy miała pozwolić, aby jej zwyciężka rywalka oddaliła się od króla?
Zły duch podszeptywał jej te słowa.
Gospodarz odpowiedział dwom dostojnym paniom, że podróżny, o którego pytały, już oddawna przebył granicę.
— A zatem zapóźno! — rzekła Marya Kazimiera z wzruszeniem.
— Jagiellona zwróciła się do Maryi Kazimiery i mówiła z nią.
Następnie obie z gospodarzem weszły do domu.
Głosy ucichły, Sassa już nic więcej słyszeć nie mogła.
Wiedziała tylko o jednem, że Jagiellona zamierza zgubić królowę, ażeby tym sposobem zadać śmiertelny cios temu, którego nienawidziła, a który Maryę kochał namiętnie.
Cóż miało nastąpić?
Podróżne wypiły herbatę.
Sassa słuchała.
Czy nocą jeszcze pojadą dalej? W takim razie jechałyby za Rochestrem! Czy pozostaną w zajeździe?
Nagle ślepa niewolnica usłyszała znowu głosy.
Jagiellona towarzyszyła królowej do sypialni, leżącej obok jej izdebki i oddzielonej od niej tylko cienką ścianą z desek.
Pocichu ślepa niewolnica przysunęła się do ściany i przyłożyła do niej ucho.
Mogła teraz wyraźnie słyszeć każde, nawet po cichu wymówione słowo.
Nie poruszała się, chciała dowiedzieć się wszystkiego.
Serce jej biło z przerażenia i niepokoju.
Czyliż królowa już zupełnie dostała się w sieci szatańskich planów Jagiellony.
Widocznie obie dostojne panie nie miały zamiaru jechać dalej, lecz zamierzały noc przepędzić w zaieździe.
Rozmawiały o naszyjniku, ale co chwila powtarzało się nazwisko hrabiego Rochestera.
Istniał jakiś związek tajemny pomiędzy nim a Maryą, któlowa zatem była narażoną na straszne niebezpieczeństwo.
Ślepa niewolnica, przytulona do ściany, drżała.
Toczyła z sobą trudną walkę.
Jednakże dobry jej anioł zwyciężył.
Czyste serce Sassy wołało wyrzec się tajonej miłości, niż sprowadzić nieszczęście na swego dobroczyńcę, gdyż nietylko Sobieski był zawsze dla niej dobrym i uprzejmym, ale i Marya Kazimiera dawała jej dowody dobroci.
Zerwała się... w jej ręku spoczywało wszystko.
Jeżeli ostrzeże królowę, to ją ocali i da jej dowód wdzięczności.
A jakiejże boleści musiałby doznać Jan Sobieski, gdyby się przekonał, że się zawiódł na tej, którą uczynił swą małżonką!
Ta myśl rozstrzygnęła wszystko.
Sassa zbyt czystą i szlachetną miłością kochała Sobieskiego, ażeby mogła świadomie sprawić mu boleść.
Przeminął już ten ponury sen, w którym uciekała się do napoju miłosnego... kochała go zawsze, kochała wiecznie, ale kochała tak, że gotową była pomódz swojej rywalce, ażeby nie zrujnować jego szczęścia!
Skrwawione jej serce zdecydowało.
Odetchnęła... tłoczący ciężar spadł z jej piersi... złożyło drżące ręce i pokój wstąpił do jej duszy.
W tej chwili właśnie Jagiellona wyszła z sypialni królowej, ażeby się udać do swojego pokoju.
Marya Kazimiera była samą i udawała się na spoczynek.
Wtem dał się słyszeć głos cichy.
Królowa zerwała się.... nie wiedziała, zkąd ten głos pochodzi.
— Maryo Kazimiero, małżonko Jana Sobieskiego, — mówił głos, — uciekaj od szatańskiej Jagiellony, która cię chce zgubić.
Królowa słuchała, jak gdyby nadziemskiego objawienia.
Strzeż się Jagiellony, nie ufaj jej, — mówił głos dalej, — wracaj, nie zapominaj, że jesteś małżonką Jana Sobieskiego! Jagiellona pragnie twego nieszczęścia i rozpaczy króla! Chce cię przywabić do hrabiego! Nie Jedź z nią!
Maryę Kazimierę wzruszył ten głos... zadrżała i łzy popłynęły z jej oczu.
— Wracaj, — mówił dalej głos przestrogi, — na zbawienie twej duszy, wracaj! Odepchnij fałszywą przyjaciółkę! Jagiellona jest śmiertelnym wrogiem Sobieskiego i czyha na jego życie! Strzeż się jej! Ona jest twoim złym duchem.
Cichy głos zamilkł.
Głęboka cisza otaczała królowę.
Marya Kazimiera złożyła ręce.
— Dzięki ci, Najświętsza Panno, za tę przestrogę, — szepnęła, — na czas ją jeszcze usłyszałam.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.