Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/70
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |
Podtytuł | Romans Historyczny |
Rozdział | 70. Zdrajca |
Wydawca | A. Paryski |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Toledo |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Król Jan Sobieski pewnego wieczoru powracał z kaplicy zamkowej i przechodził długim korytarzem, gdy nagle ujrzał przed sobą Witolda, pazia wojewodziny Wassalskiej.
— Kogo szukasz, paziu? — zapytał.
— Ciebie, najjaśniejszy panie i królu, — odpowiedział paź, przyklęknąwszy.
Sobieski stanął.
— Wstań paziu, — rzekł, — czegóż chcesz odemnie?
— Chcę cię prosić, najjaśniejszy panie, ażebyś mnie wysłuchał.
— Wszak jesteś Litwin?... sprowadził cię tu hetman polny Pac? — zapytał król z wyraźną podejrzliwością.
— Tak jest, najjaśniejszy panie, — odpowiedział paź, — zostaję w usługach dobrej i szlachetnej wojewodziny Wassalskiej.
— Czy to uważasz za najlepszą rekomendacyę?
Paź spojrzał chytrze.
— Najlepszą moją rekomendacyą, najjaśniejszy panie, będzie to, co mam powiedzieć, — odrzekł. — Otwartość moja rozproszy podejrzliwość waszej królewskiej mości!
— Podejrzliwość, chłopcze? — powtórzył król. — idź, nie umiesz jeszcze stosownie używać wyrazów, chociaż jesteś w dobrej szkole.
Król chciał pójść dalej.
— Racz mnie wysłuchać, najjaśniejszy panie, — mówił paź, — to co mam powiedzieć, jest ważne. Idzie tu o wielką tajemnicę.
— Nie jestem jej ciekawy, — odparł Jan Sobieski.
— A jednak to rzecz ważna, najjaśniejszy panie! Iszym Beli, twój Tatar, posiada prześliczny klejnot!
— Cóż mnie to może obchodzić?
— Więcej niż wasza królewska mość przypuszcza! Jestto jeden z tych klejnotów, który widziałem w naszyjniku najjaśniejszej pani, — szepnął Witold, śledząc bacznie wrażenie swoich słów.
Sobieski drgnął, jakby ukąszony przez węża.
Po chwili uśmiechnął się pogardliwie..
— Omal nie zapomniałem, że jesteś paziem pani Wassalskiej, — rzekł, — możesz odejść, nie chcę cię słuchać.
— Tatar ma klejnot, najjaśniejszy panie! Sam go widziałem.
— Co znaczą twoje słowa, donosicielu? — zapytał Sobieski.
Paź drgnął, słysząc ten wyraz, ale zapanował nad sobą.
— Najjaśniejszy pan sądzi, że chcę oskarżać o kradzież Iszyma Beli, — odpowiedział, — ale daleką jest odemnie ta myśl. Iszym Beli nie mógłby ukraść tego, co ci podarował.
Teraz słowa pazia zdawały się cel swój osiągać.
Sobieski przypomniał sobie, że w ostatnich czasach Marya Kazimiera nie używała naszyjnika.
— Iszym Beli znalazł ten klejnot na pokojach najjaśniejszej pani, po pewnej tajemnej wizycie, którą jej królewska mość przyjęła.
W pokojach królowej?
— Tak jest, najjaśniejszy panie! Był tam człowiek w odzieży mniszej...
— A zatem mnich...
— Nie ten mnich tajemniczy, o którym najjaśniejszy pan myśli, gdyż z pod mniszego habitu widać było nogi w eleganckiem obuwiu.
— Paziu!
— Najjaśniejszy panie...
— Widzę, że ci polecono, abyś rzucił oszczerstwo...
— Czyżbym się ważył, najjaśniejszy panie! To co mówię, jest świętą prawdą, którą mogę zaprzysiądz.
Sobieski zamilkł.
Jad słów zdrajcy przenikał do jego duszy.
— Innemu mógłbym uwierzyć, nie tobie, — rzekł jednakże z pogardą.
— A więc niech najjaśniejszy pan raczy zrobić łatwą próbę, — rzekł paź Jagiellony ze szczególnym blaskiem w spojrzeniu, — niech wasza królewska mość zażąda pokazania naszyjnika i raczy się przekonać, czy żadnego ogniwa nie brakuje.
Paź miał słuszność. Marya Kazimiera nie nosiła naszyjnika!
Co się stać mogło?
— Czy czekasz na nagrodę paziu? — zapytał król.
— Nie żądam nagrody, najjaśniejszy panie... nagrodą moją będzie, gdy się przekonasz, że słowa moje potwierdzą.
— Jak śmiesz, chłopcze... — zawołał Sobieski z gniewem.
Ale Witold już zniknął.
Z ponurą twarzą poszedł król dalej.
To co słyszał, zaniepokoiło go bardzo. ale po chwili z uśmiechem wstrząsnął głową.
— To paź Jagiellony, — rzekł do siebie, — mamy jeszcze ze sobą rachunek, wojewodzino! Zdaje mi się, że wiesz o piśmie, które mam w ręku i intrygujesz, aby wpływ jego obalić! Ale bliską jest chwila, w której cię spytam, gdzie jest twój syn... syn mego ojca... mój brat przyrodni. Na nic to się nie zdało. Moim obowiązkiem jest zażądać sprawy od siebie i uczynię to!
Byłby może zapomniał o doniesieniu pazia, przypadek jednak chciał, że na progu swego pokoju spotkał Tatara.
Przypomniał mu się klejnot.
Mógł zaraz na poczekaniu sprawdzić otrzymane doniesienie.
— Iszymie Beli! — zawołał wchodząc do pokoju.
Tatar ukląkł na dywanie i przycisnął do ust kraj szaty Sobieskiego.
— Czy jesteś mi wierny Beli? — zapytał król.
— Zażądaj panie, a Iszym Beli chętnie śmierć dla ciebie poniesie! — odpowiedział Tatar.
— Czy gdy cię zapytam, powiesz mi prawdę? — zapytał król z uśmiechem, siadając w fotelu.
— Beli nie kłamie nigdy, panie!
— Przekonamy się zaraz. Powiedz mi, Beli, co masz tam w kieszeni?
Tatar przeląkł się widocznie.
— No cóż, Beli? — zapytał król.
Tatar wydobył z kieszeni sakiewkę skórzaną i podał ją królowi.
— Co masz więcej w kieszeni, Beli?
— Nic najjaśniejszy panie!
— Czy doprawdy nic. Beli? Mówisz prawdę?
— Prawdę, najjaśniejszy panie, prawdę! — zapewnił Tatar.
— Hm!... wierzę ci! A co jest w tej sakiewce?
Oko Tatara drgnęło.
— Pięć sztuk monety, najjaśniejszy panie!
— I nic więcej, Beli?
Tatar milczał.
— Czy niemasz tam przypadkiem jakiego brylantu, klejnotu? — zapytał król.
— Mam, najjaśniejszy panie, — odrzekł Beli z cicha.
— Zkąd go masz, Beli?
— Znalazłem, najjaśniejszy panie!
— Tak... a kiedy?
Beli wymienił której nocy.
— Cóż to za klejnot, Beli?
Tatar nic nie mówił.
— Pokaż mi go! — rozkazał król.
Beli musiał być posłusznym.
Wydobył z sakiewki mały klejnot i pokazał go.
Sobieski przekonał się, że był to jeden z owych rzadkich i kosztownych kamieni, które stanowiły ogniwa naszyjnika.
A zatem donosiciel nie kłamał.
Sobieski nie chciał dalszem badaniem zniewalać Tatara do kłamstwa.
— Zachowaj ten klejnot, Beli, — rzekł wstając, — i nie mów nikomu ani słowa o tem, że cię o niego zapytywałem, ani o tem, coś mi powiedział. Czy rozumiesz?
— Iszym Beli będzie posłusznym, najjaśniejszy panie.
Król zamyślony przechadzał się po swoim pokoju. Zdawał się naradzać sam z sobą.
Dowiedzieć się wszystkiego napewno musiał koniecznie, zwłaszcza, że mógł to osiągnąć bez zdradzenia się z tem, czego się dowiedział.
Po niejakim czasie poszedł do apartamentów królowej.
Tutaj dowiedział się z przykrością, że jego małżonka przyjmowała właśnie jakąś wizytę.
Musiał być przez czas jakiś cierpliwym, kazał więc przez damę dworską oznajmić królowej, że pragnie się z nią widzieć tego wieczoru.
Marya Kazimiera ukazała się wkrótce w salonie, do którego król się udał. Przybyła w towarzystwie dam dworskich.
Król zwrócił uwagę, że małżonka była niespokojna i doznawała jakiejś troski tajemnej.
Musiała nie mieć naszyjnika, albo też owej nocy, o której mówił paź, zerwał się on i stał bezużytecznym.
Królowa zbliżyła się do niego z wymuszoną wesołością i swobodą.
Sobieski nie mógł sobie jeszcze tego wytłómaczyć.
— Pani — rzekł ceremonialnie, — wołałaś ukazać się w towarzystwie twoich dam dworskich. Zgadzam się na to i poprzestaję na zawiadomieniu cię, że w przyszłym tygodniu będzie przyjęcie u księcia prymasa i że przyrzekłem naszą obecność.
— Wdzięczną ci jestem za to, mój małżonku, — odpowiedziała Marya Kazimiera z widocznem pomieszaniem.
— Będziemy na tym festynie, pani! Wczoraj w rozmowie z księciem prymasem wspomniałem o tym szczególnym ze wschodu z dawnych czasów pochodzącym naszyjniku, który miałem przyjemność ci ofiarować.
Sobieski widział, że Marya zmieniła się, ale umiała zapanować nad sobą.
— Książę prymas nie widział tego rzadkiego, jedynego zapewne w swoim rodzaju klejnotu, — mówił król dalej głośno, tak, że damy dworskie całą rozmowy słyszeć mogły, — przyrzekłem mu zatem, że na tym festynie będzie miał sposobność go zobaczyć. Proszę zatem mej pani, aby ten naszyjnik na ten wieczór włożyć raczyła.
Kolej odpowiedzi przyszła na królowę.
— Uczynię zadość twemu życzeniu, mój mężu! — odpowiedziała Marya Kazimiera.
— Dziękuję ci pani za to przyrzeczenie. Powtórzę je księciu prymasowi, który jest znawcą i amatorem starożytności, — dodał król jeszcze.
I pożegnawszy się z królową, wrócił do swych pokoi.
Pomieszanie królowej było widoczne.
Wszystko miało się rozstrzygnąć w dniu festynu.