Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/15
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |
Podtytuł | Romans Historyczny |
Rozdział | 15. Szatan kobieta |
Wydawca | A. Paryski |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Toledo |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Znaczniejszy oddział wojska pod dowództwem wojewody Michała Wassalskiego opuścił następnej nocy obóz, udając się w kierunku rzeki.
Potrzeba było zrekognoskować tę część kraju i zebrać kilka pomniejszych znajdujących się tam oddziałów. Po dopełnieniu tego oddział Wassalskiego wzmocniony miał powrócić do obozu.
Jednego z następnych dni wieczorem Wassalski przybył do starego drewnianego budynku znajdującego się nad brzegiem rzeki, w którym zazwyczaj przebywali rybacy, ale który w tej chwili był niezajęty.
Postanowił przenocować w tym budynku, żołnierzom zaś polecił urządzić sobie dookoła legowisko i zapalić ognie.
W pustej budowli paliło się łuczywo, rzucając skąpe światło dookoła.
Zaledwie wojewoda zjadł przekąskę, którą mu przyniósł służący, gdy dał się słyszeć gwar rozmowy i brzęk pałasza.
W tej chwili otworzyły się drzwi.
Wassalski spojrzał na wchodzącego.
Przy blasku pochodni ukazała się wysoka, smagła postać Jana Sobieskiego. Twarz jego była blada, gniew i straszliwe oburzenie wypiętnowane były na niej. Ponury wzrok jego wzrócił się na Wassalskiego. Sobieski wyjechał za nim i doścignął go nareszcie. Wszedł.
— Michale Wassalski! — rzekł donośnym głosem, — szukam cię! Wojewoda przybrał dumną postawę... przeczuwał, czego chce Sobieski.
— Czego chcesz odemnie, Janie Sobieski, — zapytał.
— Mam ci zadać pytanie, wojewodo!
— I aby zadać mi pytanie, przybyłeś tutaj? — zawołał Michał Wassalski szyderczo, — nie możnaż było zaczekać, aż powrócę do obozu?
— Nie! tak długo nie mogłem i nie chciałem czekać, bo moje pytanie jest ważne!
— Więc zadawaj je prędko! już późno!
— Przychodzę z tobą zrobić porachunek, Michale Wassalski!
— Jakim to tonem przemawiasz do mnie? — zawołał drgnąwszy wojewoda, — na wszystkich świętych, nie waż się przemawiać w ten sposób!
Jan Sobieski przystąpił do drzwi i otworzył je.
— Zbliżcie się, szlachetni przyjaciele i towarzysze broni, — rzekł, — będziecie świadkami tego spotkania!
Wassalski spojrzał w stronę drzwi.
Dwaj rycerze weszli do budynku. Byli to wojewodowie Wiśniowiecki i Grochowski.
— Co znaczy ta scena? — zapytał Wassalski.
— Dowiesz się zaraz, Michale Wassalski! dwaj szlachetni wojewodowie zgodzili się wysłuchać, o co cię oskarżam i być świadkami tego spotkania, które między nami rozstrzygnie.
— Na zbawienie moje, co ty sobie myślisz młody zuchwalcze? — zawołał Wassalski doprowadzony do wściekłości, porywając szpadę.
— Wstrzymaj się, Michale Wassalski! — rzekł Grochowski, stając pomiędzy nimi, — wysłuchaj pierwej, czego Jan Sobieski chce od ciebie!
— Szuka może owej ślepej dziewczyny, niewolnicy, którą nazywa skowronkiem. Jeżeli tak, to wracajcie panowie! — rzekł Wassalski z błyskającemi gniewem oczyma, — ta dziewczyna przyszła za nim do obozu, biegła za nim jak pies za swoim panem! Jego więc pytajcie, nie mnie, gdzie się podziała niewolnica!
— Jan Sobieski ma ci zadać trzy inne pytania, Michale Wassalski, — odparł wojewoda Wiśniowiecki, — a honor twój wymaga, ażebyś na te pytania odpowiedział w naszej obecności!
Wassalski był blady z wściekłości która nim miotała.
— Czy przychodzicie tu jako jego obrońcy? — zawołał szyderczo.
— Nie, Michale Wassalski, tylko jako świadkowie walki! Po takiem zajściu jeden tylko z was dwóch może pozostać przy życiu! — odpowiedział Grochowski spokojnie.
— Dosyć słów! Słuchajcie panowie! — zwrócił się Jan Sobieski do swoich towarzyszów.
I przystąpiwszy do wojewody zawołał głośno:
— Michale Wassalski, pytam cię, kto był mordercą mojego ojca? Kto ukazał się w nocy w zamku krakowskim i zamordował szlachetnego starca wprzód, nim mógł stanąć w pozycyi obronnej?
— Co mnie obchodzi śmierć Jakóba Sobieskiego? — odpowiedział Wassalski z pogardliwą miną.
— Ty jesteś jej sprawcą! — zawołał Jan Sobieski.
— Poważasz się ponownie mnie obrażać? — krzyknął wojewoda dobywając szpady.
— Wstrzymaj się, chwila pojedynku i rozstrzygnięcia nadejdzie! — rzekł Wiśniowiecki i Grochowski, stając między dwoma przeciwnikami.
— Czyż chcecie, abym milcząc, znosił tak śmiertelną obrazę?... — zawołał Wassalski.
— Pytam cię, Michale Wassalski, — mówił Sobieski dalej, — kto jest mordercą mego brata, który poległ od rany z tyłu zadanej? Ty byłeś za mną i za nim! Twoja kula trafiła mego brata! Pytam cię, kto najął gajowego Szymona, ażeby mnie zabił w lesie?
— Co znaczą te wszystkie oskarżenia? — zawołał Wassalski, — kto się poważa mnie o to pomawiać?
— Sassa! A ona mówi prawdę i jest czysta jak błękit nieba, — odpowiedział Sobieski.
— Czy słyszycie? — zawołał Michał Wassalski śmiejąc się, — czyście słyszeli? Ślepa niewolnica jest jego świadkiem!
— Sassa poznała cię po głosie, który w nocy śmierci mego ojca słyszała! Sassa nosi jeszcze bliznę wskutek rany, którą twój gajowy mnie chciał obdzielić! Nazajutrz rano szukałeś zmarłego Sobieskiego, a znalazłeś dziewczynę, którą wziąłeś do swego zamku. Sassa uciekła i zawiadomiła mnie o tem!...
— Więc na zeznaniu ślepej, złośliwej niewolnicy opierasz swoje oskarżenie? To krwią zmyć zmusisz. Musisz mi dać satysfakcyę, przysięgam na krew Chrystusa!
— Nie tutaj, panowie, — wtrącił Grochowski, — izba jest za mała i za niska. Na dworze jasno przyświeca księżyc. Jeżeli niecierpliwości waszej nie możecie powstrzymać do jutra, to stańcie naprzeciw siebie na wolnem polu! Wiśniowiecki i ja będziemy świadkami pojedynku!
— Więc chodźcie jestem gotowy, — odrzekł Michał Wassalski.
Służący jego znajdujący się w głębi budynku słyszał wszystko.
Gdy czterej domowmicy wyszli z drewnianego domostwa, poszedł za nimi w niejakiem oddaleniu. Zdawał się być zakłopotanym o swego pana.
Noc była wspaniała, gwiaździsta, jasna.
Księżyc stał wysoko ponad błękitnym niebios namiotem i rzucał łagodne, srebrne światło na śpiącą ziemię.
Czterej zapaśnicy odeszli od domostwa i obozowiska żołnierzy na znaczniejszą odległość i przybyli wkrótce na obszerną łąkę leżącą w blizkości rzeki. Tutaj zatrzymał się Grochowski.
— Możecie tutaj rozprawić się z sobą, — rzekł, — to co zaszło pomiędzy wami, krwią tylko zmytem być może.
— Broń się Janie Sobieski! — zawołał Wassalski i w tej samej chwili zamigotała jego szabla w blasku księżyca.
Dwaj świadkowie nocnej walki usunęli się na stronę.
Sobieski wydobył również szablę.
Pałasze skrzyżowały się.
Wojewoda Michał Wassalski pragnął koniecznie skorzystać z tej sposobności pozbycia się nienawistnego rywala, użył zatem całych sił i zręczności, ażeby pokonać i zabić przeciwnika.
Jednakże Jan Sobieski był wyćwiczonym i odważnym szermierzem, który dzielnie parował ciosy swojego wroga i odpowiadał na nie znakomicie.
Cała ta scena miała dziwnie romantyczny charakter. Dwaj na uboczu stojący wojewodowie, którzy uważnie przypatrywali się walce, stojący w głębi sługa i dwóch walczących, których szable błyskały w świetle księżyca, stanowili pełen interesu obraz.
Nagle Michał Wassalski zachwiał się.
— Trafiony! pada! Jan Sobieski zwycięża! — zawołali obaj świadkowie, śpiesząc do upadającego.
— Jestem... zabity! — rzekł wojewoda.
— Pomściłem ojca i brata, — odparł Sobieski. — Niebo wydało wyrok! Dosięgnęła cię zasłużona kara, Michale Wassalski.
Wojewoda, który jeszcze szablę trzymał w prawicy, chciał się podnieść i raz jeszcze uderzyć na przeciwnika, ale już opuściły go siły. Z głębokiej rany w szyi płynęła krew. Upadł bezwładnie na ziemię. Dwaj wojewodowie uklękli przy nim. Służący nadbiegł z narzekaniem na widok swojego pana, który wyziewał ducha.
Tej samej nocy jeszcze Sobieski i Grochowski zastępując zabitego dowódzcę poprowadził wojsko w dalszy pochód. Wiśniowiecki zaś zajął się odwiezieniem zwłok poległego do jego zamku i sam towarzyszył zwłokom, ażeby zawiadomić wdowę o tem, co zaszło, oraz zapewnić, że pojedynek odbył się według form przepisanych przez zwyczaj.
Następnego wieczoru wóz wiozący zwłoki przybył do zamku, w którym mieszkała Jagiellona.
Gdy jej oznajmiono przybycie wojewody Wiśniowieckiego, tchnęło ją przeczucie nieszczęścia. Przystąpiła do okna swej komnaty i wyjrzała. Na dworze było ciemno, mogła jednakże dojrzeć wóz.
W tej samej chwili wpadł dć pokoju służący i rzucił się na kolana przed swoją panią.
— Przynosisz mi straszną wiadomość, — rzekła.
Jednocześnie wszedł Wiśniowiecki i szanując boleść wdowy, zatrzymał się w oczekującej postawie.
— Tak, pani! — odrzekł sługa załamując ręce, — mój pan, dzielny potężny wojewoda nie żyje! mój pan nie żyje!...
— Nie żyje? Michał Wassalski nie żyje? Więc zginął w bitwie? — zapytała marmurowo blada Jagiellona.
— Zginął w pojedynku, pani!
— Któż zabił mego małżonka? — zapytała Jagiellona stłumionym głosem, jak gdyby tylko oczekiwała potwierdzenia przeczucia, które jej dech w piersiach tamowało.
Służący chciał odpowiedzieć w tej chwili jednak wojewoda Wiśniowiecki przystąpił do Jagiellony, mówiąc:
— Pozwól mi dostojna pani, ponieważ stanowiłem konwój honorowy zwłok nieboszczyka twego małżonka i byłem świadkiem pojedynku, poświadczyć, że walka, w której zginął woje- czyć, że walka, w której zginął woje-[1] wą.
— A któż był ten, co zabił? — zapytała Jagiellona powtórnie, patrząc badawczym ale lodowatym wzrokiem, jak gdyby nieprzystępną była boleści lub jak gdyby jej boleść ustępowała przed nienawiścią dla zwycięzcy nieboszczyka wojewody.
— Jan Sobieski go zabił, — odpowiedział Wiśniowiecki.
Chwilowy błysk oczu Jagiellony był jedynem świadectwem potężnego wrażenia tych słów, kilku.
Wyprostowała się i wydała się przez to wyższą niż była, podobną do bogini zemsty.
— Jan Sobieski, powtórzyła cichym głosem.
— Zwyciężył go w uczciwej walce! — dodał Wiśniowiecki.
Jagiellona stała przez chwilę milcząca i ponura, patrząc przed siebie. Ani jedna łza nie zrosiła jej ponuro błyskających oczu, wyraz boleści nie wyrył się na jej twarzy i słowo skargi nie wyszło z jej klasycznie nakreślonych ust.
— Zanieść zwłoki mego męża na górę! — wydała rozkaz służącemu.
Wojewoda poszedł za ciałem. Służba zaniosła zwłoki Michała Wassalskiego na górę.
Jagiellona kazała podać sobie wielki świecznik i gdy służący złożyli zwłoki w przeznaczonej dla nich komnacie, oświadczyła służbie że pragnie zostać samą, oraz w kilku poważnych słowach podziękowała wojewodzie Wiśniowieckiemu za odprowadzenie zwłok.
Wojewoda złożył jej ukłon i natychmiast opuścił zamek.
Głęboka cisza zapanowała w tym zamku i w komnacie, w której ciało Michała Wassalskiego złożono.
Jagiellona stała przez jakiś czas przed zwłokami, nieruchoma jak posąg wykuty z marmuru.
Następnie przystąpiła do zwłok wojewody i trzymanym w ręku świecznikiem oświetliła jego twarz.
— Michale Wassalski, — rzekła uroczyście, — Michale Wassalski, wysłuchaj mojej przysięgi! Jagiellona się pomści na Janie Sobieskim, któremu przepowiedzianym jest tron i który cię zabił w pojedynku! Jagiellona ścigać go będzie i nie spocznie, dopóki zwłok tego śmiertelnego wroga nie ujrzy przed sobą, tak jak teraz ogląda twoje! Zabierz z sobą przysięgę Jagiellony do grobu. Biada ci, Janie Sobieski, jeżeli losy postawią cię na mojej drodze, jeżeli mi się uda dosięgnąć ciebie i ślepą niewolnicę z Sziras. Oboje będziecie zgubieni!
W tej chwili Jagiellona wyglądała strasznie.
Tak starożytne ludy wyobrażały sobie owe boginie zemsty, które aż do krańców świata ścigały swoje ofiary.