Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 13. Ofiara miłości
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

13.
Ofiara miłości.

Zdawało się, że losy wybrały ślepą niewolnicę z Sziras na to, aby wychyliła kielich cierpień, że biednej Sasie przeznaczone było, aby w usługach tego, którego ukochała nie dającą się opisać miłością, była zmuszoną przenosić najokropniejsze cierpienia.
Gajowy Szymon obudził się zrana i przypomniał sobie o tem, co zaszło w nocy. Wstał, ażeby zobaczyć, czy nie chybił celu. Usnął z przekonaniem, że wypełnił rozkaz swego pana.
Nagle wydało mu się, że usłyszał głuchy jęk.
— Zdaje się, żem go nie dobił, — rzekł do siebie pozbawiony uczuć człowiek.
I pochwyciwszy muszkiet, poszedł ku drodze.
Dzień był jasny. Cała przyroda zda wała się orzeźwioną po burzy. Promienie słońca przebijały się przez gęste liście drzew, pod któremi panował półcień, gdy drogę oświetlało słońce całym swym blaskiem.
Gdy Szymon wyszedł z gęstwiny na drogę i obejrzał się, spostrzegł w niewielkiem oddaleniu leżącą na środku drogi postać ludzką, — dziewczynę! Jęczała ona i widocznie nie mogła się poruszać.
Co to było? Szymon stanął zdziwiony. Następnie zbliżył się do dziewczyny. Mężczyzny tego, którego mniemał że trafił w nocy, nie było widać, powoli dopiero przyszło mu na myśl, że w ciemnościach nocy musiał wystrzelić do tej dziewczyny i ranić ją.
Była to Sassa, śpiewny skowronek. Leżała na środku drogi i jęczała.
Usłyszawszy obcego człowieka podniosła się z trudem.
— Powiedźcie mi tylko jedno! — rzekła słabym głosem do Szymona, — czy jeździec pojechał dalej, czy też tu gdzie leży w blizkości w kałuży krwi?
Śmiertelna trwoga malowała się w jej rysach.
— To wygląda na jakieś czary! — mruknął gajowy, — sądziłem że tu znajdę jeźdźca, a znajduję was!
Sassa złożyła ręce i padła znowu na drogę! Ofiara miłości udała się jej! Jan Sobieski przejechał szczęśliwie, był ocalony!\
W tej chwili ukazał się na drodze jakiś jeździec.
Był to Michał Wassalski! Przybył on dowiedzieć się, co zrobił w ciągu nocy wykonawca jego woli.
Szymon ujrzawszy wojewodę, ukląkł przed nim i skrzyżował ręce na piersiach.
— Stał się cud wielki, — najdostojniejszy panie! — zawołał.
— Co to jest?... To niewolnica! — rzekł z niezadowoleniem Wassalski, wskazując Sassę, — skąd się tu wzięła niewolnica mojej żony?
— Dzieją się tu jakieś czary, najdostojniejszy panie, — mówił Szymon przerażony, — strzeliłem do jeźdźca, a teraz zrana znajduję na jego miejscu tę dziewczynę.
Sassa była omdloną. Nie słyszała tej rozmowy. Gdy się dowiedziała, że Jan Sobieski jest ocalony, przemogłoją osłabienie. Straciła przytomność.
— Jesteś niegodnym psem! — zgrzytnął zębami wojewoda, podnosząc szpicrutę, aby ukarać gajowego, który klęczał przy jego koniu, — pominąłeś tego, którego ci wskazałem, a na to miejsce strzeliłeś cło tej niewolnicy, nędzny łotrze!
— To niepodobna, najdostojniejszy panie! czary wtem jakieś być musiały! — zawołał Szymon w śmiertelnej trwodze, — duch nieczysty wmieszał się w tę sprawę!
— Niewolnica powie mi prawdę, a wówczas biada tobie! — zagroził Wassalski, — podnieś ją na ramiona, bo widzę, że nie może się ruszać! Idź za mną. Zaniesiesz ją do zamku!
Szymon poskoczył żywo i niezgrabnie uniósł leżącą na ziemi Sassę, której głowa, ręce i nogi bezwładnie zwieszały się ku ziemi, gdy ją niósł za wojewodą.
W rysach Wassalskiego znać było żywy gniew. Ten, którego zgubę przysiągł, wymknął mu się wyraźnie i znowu niewolnica stanęła przy nim jak anioł opiekuńczy, ażeby go ocalić. Nienawiść wojewody miała za przedmiot także Sassę, która przedostatniej nocy chodziła po zamku, jak gdyby śledząc co się dzieje i która mu następnie uciekła.
Teraz przynajmniej był w jego mocy anioł opiekuńczy Jana Sobieskiego i nie mógł mu się ukazać w chwili niebezpieczeństwa, nawet gdyby się wyleczył z rany która była tak bolesną, że pozbawiała go przytomności.
— Naprzód! — zawołał wojewoda na gajowego, wstrząsając szpicrutą nad jego głową.
Szymon niosąc na rękach ślepą niewolnicę, postępował przed koniem.
Michał Wassalski przejechał znaczną część drogi, nie znalazł jednak nigdzie poległego Jana Sobieskiego. Przekonał się zatem, że gajowy nie wykonał rozkazu, który mu był dany. Szpicruta spadła na głowę i na plecy Szymona.
— Nędzny psie! — zgrzytnął zębami wojewoda, — czy po to darowałem ci muszkiet, żebyś napadał bezbronną dziewczynę?... Widocznie wódka zawróciła ci w głowie.
Szymon szedł pochylony nic nie od powiadając. Przywykł on do złego traktowania i nie wiele na nie zwracał uwagi.
Tak przybył do zamku, popędzany przez jadącego konno wojewodę i tu złożył swój ciężar.
Jagiellona stała w oknie i widziała ten szczególny transport.
Szymon złożywszy w zamku Sassę, skorzystał z dogodnej chwili i oddalił się.
— Przynoszę ci twego napół nieżywego skowronka, — zawołał Michał Wassalski, — od dnia dzisiejszego zamknij go w lepszej klatce, bo ci znowu ucieknie! Gajowy Szymon go złapał.
Jagiellona spojrzała nienawistnie na biedną, nieruchomo leżącą Sassę.
— Uciekła, zbiegła! Poszła za swoim dawnym panem! — rzekła wojewodzina.
— A Jan Sobieski uszedł cało! — dodał pocichu Michał Wassalski.
— Ciężko odpokutuje zuchwała niewolnica za to, że się poważyła uciekać, odpowiedziała Jagiellona.
Sassa przyszła do siebie. Podniosła się. Zadrżała poznawszy głosy rozmawiających. Załamała ręce.
— Oh! dlaczegóż jeszcze żyję?... — szepnęła.
Ślepa niewolnica przedstawiała budzący wzruszenia widok. Ale wojewoda i jego małżonka nie doznawali żadnego współczucia.
— Chciałaś uciec, niewierne stworzenie, — rzekła Jagiellona, — pocóżeś w nocy chodziła do lasu? Przekonałaś się zapewne teraz, że ucieczka ci się nie uda!
— Chciałabym umrzeć! — szepnęła Sassa.
— Krew płynie z jej rany! Wynieść ją! — rozkazał wojewoda.
— Nie ucieknie mi ona więcej, — rzekła Jagiellona, — już ja sama o tem pamiętać będę.
W tylnym narożniku zamku znajdowała się dosyć wysoka wieża, w której w czasach wojennych mieszkał dozorca, mający obowiązek obserwować, czy nie zbliża się skąd nieprzyjaciel.
W tej wieży, do której prowadziły strome schody, znajdowało sic na górze kilka izb od dłuższego już czasu niezajętych.
Do jednej z tych izb kazała Jagiellona zanieść ranioną i niezdolną do stawiania oporu Sassę. Przyrządzono tam dla niej nędzne posłanie ze słomy, na ktorem położyli ją służący.
Jagiellona sama dopilnowała, żeby drzwi wieży dobrze zamknięto i poleciła jednej szczególnie oddanej sobie służącej, żeby ślepej niewolnicy przynosiła jadło i wodę.
Gdy Sassa sama pozostała w knęły w oddaleniu, gdy głęboka, straży, gdy odgłosy kroków i rozmowy zniszna cisza objęła ją, podniosła się nieszczęśliwa na posłaniu.
Wyglądała przerażająco blado, jak gdyby blizką była śmierci. Miłe jej delikatne rysy wyrażały boleść i rozpacz.
Znajdowała się w miejscu, które dla niej było straszne, w ręku, ludzi, których obecność przejmowała ją przerażeniem.
A Jan Sobieski nie usłuchał jej przestróg i próśb! Jan Sobieski pozostawił ją w ręku tych strasznych ludzi, nie okazawszy jej żadnego współczucia.
Sassa zasłoniła twarz rękami i łkała. Boleść duszy dręczyła ją okropniej; niż rana.
Była opuszczoną i odepchniętą. Jan Sobieski darował ją, nie usłuchał jej ostrzeżeń! Wprawdzie tym razem uniknął szczęśliwie grożącego niebezpieczeństwa i sam był ocalony, ale pozostawił Sassę w ręku swych nieprzyjaciół. Nie miał dla niej współczucia, nie kochał jej.
Myśli te szarpały duszę biednej Sassy! Czyliż spodziewała się ona, że może być pokochaną przez niego? Czyż bujna jej fantazya pod wpływem gorącej, pełnej poświęcenia miłości mogła przypuszczać, że Jan Sobieski otworzy dla niej swe serce? A czyż jej nie uratował niegdyś z jeziora? A czyż jej nie odwiózł rannej z polowania?
A jednak darował ją. Darował tak, jak się daje kwiatek kochance!
Czyżby kochał Jagiellonę?... tego szatana?
Ślepa niewolnica drgnęła na tę myśl... to przypuszczenie przerażała ją, było dla niej nieznośne...
Upadła na słomę, siły opuściły ją, przestała myśleć.
Obudziwszy się czuła pragnienie i dotkliwy ból w ranach.
Z trudnością powstała, obmacały izdebkę i znalazła dzbanek z wodą.
Ugasiwszy pragnienie, pozostałą wodą obmyła swoje rany.
Nikt nie miał nad nią litości, nikt nie przychodził aby opatrzyć jej rany, tylko służąca przychodziła raz na dzień ażeby się przekonać, czy jeszcze żyła i przynieść jej chleba i wody.
Powoli jednak przychodziła do siebie Sassa i rany jej zaczynały się goić. Zaledwie jednak zaczęła uczuwać powrót do sił, nasuwała jej się zaraz myśl rozpaczliwa, myśl ucieczki z więzienia. Potrzebowała uciec, musiała śpieszyć za młodym rycerzem, do którego należało jej serce!
W izdebce wieżowej, która stanowiła więzienie, ’ znajdował się czworokątny otwór okienny, służący do wprowadzania światła i powietrza.
Sassa zbliżyła się do tego otworu i zaczęła słuchać.
Pod otworem była sztraszliwa głębia, nie mogła jej widzieć, domyślała się tego jednak po szmerach, które dochodziły aż do niej.
Każdy człowiek, chociażby był skazanym na walkę z okropnemi cierpieniami, był szczęśliwszym w porównaniu z tą biedną, ślepą, niewolnicą, która nigdy nie widziała ani światła słońca, ani przystrojonej kwiatami zie mi, ani twarzy człowieka. Będąc pozbawioną wzroku czyliż nie była zewsząd otoczoną niebezpieczeństwami? Co dla innych byłoby łatwem, ponieważ posiadali wzrok, dla niej było najzuchwalszem zadaniem.
— Uciec stąd, uciec! — mówiła sobie w duchu.
Rany zgoiły się, powzięła zatem postanowienie ucieczki, ażeby się uwolnić z niewoli zamkowej.
Była jednakże ślepą, a trudności, które się przedstawiały do zwalczenia, dla niej były podwójnie straszne.
Biedna Sassa myślała jednak o Janie Sobieskim a ta myśl dodawała jej odwagi i ufności ta myśl była bodźcem potężnym do wykonania powziętego zamiaru. Była ona wprawdzie pozbawioną wzroku od urodzenia, ale za to natura bardzo bogato uposażyła inne jej zmysły. Zmysły te nie mogły wprawdzie zastąpić tego, którego była pozbawioną, były jednak potężną pomocą i podporą dla ślepej niewolnicy, która nadto pod względem umysłowego rozwoju stała wyżej od innych dziewcząt równego jej wieku i stanu. Miłość otworzyła umysł łagodnej i miłej Sassy. Miłość gotowa do poświęceń, bezinteresowna, dopomagała jej znosić wszystkie cierpienia i boleści! Musiała uciec nie dlatego, ażeby ujść od swych dręczycieli, którzy nietylko jej nienawidzili, lecz także i jej ukochanego, ale musiała uciec dla tego, aby go odnaleźć, aby mu powiedzieć, co się stało i ostatecznie przekonać go o tem, że się powinien strzedz Michała Wassalskiego i okrutnej Jagiellony! Dotychczas wątpił on jeszcze o tem, teraz miała ona w ręku dowody, mogące go przekonać, mogła mu pokazać ranę którą kula Szymona zadała jej owej burzliwej nocy, kiedy spieszyła go przestrzedz.
Jednego z następnych dni Sassa przystąpiła do wykonania swego niebezpiecznego planu. Tutaj w klatce, w celi wieżowej, zginęłaby nędznie, tęsknota strawiłaby ją powoli. Kochała ona swobodę jak ptak bujający po przestworzu. Musiała uciec! Niebezpieczeństwa jej nie odstraszały.
Słoma, na której leżała pokrytą była grubem płótnem, a oprócz tego dano jej kołdrę z grubej tkaniny.
Miała właśnie zamiar wyjąć słomę z siennika i z grubej tkaniny, podarłszy ją na pasy ukręcić linę, gdy dał się słyszeć za drzwiami odgłos kroków i rozmowy.
Sassa zaniechała szybko pracy i usiadła na swem posłaniu.
Drzwi jej więzienia otworzyły się.
Dumna postać Jagiellony ukazała się na progu. Służąca weszła za nią.
Marmurowo blada twarz Jagiellony wyraziła zadowolenie na widok siedzącej na nędznem posłaniu nienawistnej Sassy, którą Jan Sobieski jej darował, chociaż była jego aniołem opiekuńczym.
— Dobra tu klatka dla ciebie, szary skowronku, — rzekła Jagiellona, — powiadają mi jednak, że zamilkłaś! Dla czegóż nie śpiewasz? Życzę sobie, żebyś śpiewała, bo po cóż cię mam? Po co żyjesz?
— Widzisz pani, że jestem słaba i nędzna, — odpowiedziała ślepa niewolnica, — chory ptak siedzi smutnie na gałęzi i milczy.
— Wiem, że pragnęłabyś stąd się wydostać i pobiedz za dawnym swym panem! Znam ja cię! — odpowiedziała Jagiellona.
Dźwięk jej głosu zdradzał ukrytą w jej duszy nienawiść dla Jana Sobieskiego i tej, która go kochała pełną poświęcenia miłością.
— Nie zobaczysz go jednak więcej, — mówiła dalej, — bo jesteś moją! Moją! Nie zapomnij o tem, niewolnico! Mogę cię zdeptać! Wolno mi cię zabić! Sassa podniosła się.
— Nie obawiam się śmierci, pani! — rzekła ślepa niewolnica.
— Jesteś chytrym wężem, znam ja cię! Ale drżyj przedemną! Zapomnij o swym dawnym panu, za którym wlokłaś się jak pies!
— Ciało moje należy do ciebie, pani, ale duszy mojej nie możesz rozkazywać! — odparła ślepa niewolnica bez trwogi.
— Pozbędziesz się ty tych buntowniczych myśli i zapomnisz o nich! Pozostaniesz jeszcze kilka tygodni w tej klatce, a wtedy twój opór osłabnie. Przyzwyczaisz się do tego miejsca i zaczniesz śpiewać!
— Ptak milczy w niewoli, pani!
— Śpiewasz tylko wówczas, gdy Jan Sobieski ci rozkaże! Nie myśl, żebym o tem zapomniała, — rzekła Jagiellona groźnie, — zachodzi jednak pytanie, czy cię nie zdołam zmusić do posłuszeństwa, skowronku! Stąd się nie wydostaniesz! Pożegnaj się z nadzieją udania się do twego pana, nie dokażesz tego nigdy! Dni jego są zresztą i tak policzone, ponieważ udał się na wojnę, gdzie ze wszystkich stron śmierć go otacza! Jesteś moją i powiadam ci, że cię będę umiała poskromić!
Jagiellona spojrzała na nią ponuro i groźnie, wzrokiem Meduzy, która radaby zamienić w kamień to, co podpadło pod jej oczy.
Sassa jednakże była ślepą. Pioruny tego wzroku nie mogły na niej czynić żadnego wrażenia.
Dumna małżonka wojewody zwróciła się ku drzwiom.
Sassa stała, słuchała stojąc bez poruszenia.
Usłyszała wkrótce, że Jagiellona z służącą odeszły.
Po zamknięciu drzwi ślepa niewolnica odetchnęła. Wstąpiło w nią nagle nowe życie. Odwaga i stanowczość malowały się w jej bladych rysach.
— Nie zatrzymasz mię tu, — szepnęła.
Była w tej chwili piękną jak prawdziwa, odważająca się dla miłości na wszystko bohaterka.
— Nie tracę nadziei, że zdołam stąd uciec, — mówiła dalej do siebie, — będziesz mnie napróżno szukała w klatce, dumna, pozbawiona serca kobieto! Jeszcze jest dzień, odwiedziny twoje przestrzegają mnie o tem! Gdy służąca twoja przyniesie mi chleb i wodę, będę wiedziała, że już noc jest blizko. Ucieknę zatem, aby udać się w tropy tego, do którego życie moje należy. Pójdę za nim na pole bitew, aby go ostrzedz przed tobą i twoim żądnym krwi małżonkiem.
Dziwny zapał odbijał się w bladych rysach ślepej niewolnicy. Sassa miała w tej chwili w dziewiczej swej postaci i w wyrazie twarzy coś niewypowiedzianie uroczego.
Jakaż to sprzeczność pomiędzy nią ożywioną i przepełnioną uczuciem miłości, a knującą plany nienawiści i zbrodni Jagiellona! Jedna z nich była aniołem stróżem, druga złym duchem Jana Sobieskiego i walczyły z sobą o jego posiadanie.
Sassa czuła, że byłby zgubionym, ostatecznie zgubionym, gdyby tej okrutnej kobiecie i jej małżonkowi udało się niedopuścić jej do niego.
Musiała uciec, uciec koniecznie! Musiała udać się za nim! Mniejsza jej było o życie, byle tylko udało się jej znaleźć go raz jeszcze i ocalić!
Po niejakim czasie służąca weszła do izdebki. Napełniła dzbanek wodą i przyniosła Sassie posiłek.
Uczyniwszy to odeszła.
Ślepa niewolnica dowiedziała się tym sposobem, że noc się zbliża i że nikt przeszkadzać jej nie będzie.
Z gorączkowym pośpiechem wyrzuciła słomę z powłoki siennika i zaczęła rozdzierać w pasy płótno. Pasy te powiązała z sobą i utworzyła sznur, który przedłużyła za pomocą również podartej w pasy kołdry.
Wypróbowawszy moc tego improwizowanego sznura, uznała, że był dość silny do uniesienia niewielkiego ciężaru jej ciała.
W oknie nie było ani haka ani kraty, trzeba więc było wynaleźć jakiś przedmiot dość mocny, aby mógł sznur utrzymywać.
W rogu izdebki leżał gruby, silny drąg drewniany, szerszy niż otwór okienny. Przywiązała jeden koniec swojego sznura do tego drąga i położyła drąg przed otworem tak, żeby końce jego opierały się o ściany. Tym sposobem drąg miał stanowić silny punkt oparcia dla spuszczającej się po sznurze Sassy.
Na dworze było już ciemno.
Ślepa niewolnica nie czuła żadnej obawy wobec niebezpieczeństwa i głębiny. Głębi tej nie mogła widzieć. Uczucie strachu tłumiła zupełnie nadzieją odzyskania wolności.
Uklękła i odmówiła krótką lecz gorącą modlitwę. Słowa tej modlitwy były tak proste, tak z głębi serca płynęły, jak pacierz pobożnego dziecięcia, które jeszcze nie zna fałszu i żadnego grzechu nie popełniło.
Nadeszła stanowcza chwila!
Z zadziwiającą zręcznością dostała się Sassa na parapet, okienko było tak wielkie, że mogła się przez nie przesunąć.
Umieściła dobrze drąg w otworze okna, ujęła improwizowany sznur w ręce i bez drżenia zaczęła się spuszczać na dół.
Po chwili była już zawieszoną przy murze na niepewnej, przez siebie samą zrobionej linie...
Gdyby tak wątła lina zerwała się? gdyby się który z węzłów rozwiązał?... gdyby który z końców drąga, u którego zawieszoną była, obsunął się?...
W takim razie niewolnica spadłaby bez ratunku w głębinę i tylko roztrzaskane jej członki u stóp wieży świedczyłyby o tem, na co się odważyła, ażeby odzyskać wolność i pośpieszyć za ukochanym.
Spuszczała się.
Wiatr nocny powiewał w nią w jedną i drugą stronę.
Ślepa niewolnica zaufała bez drżenia niebu, swym siłom i swej miłości i tak przebywała swą straszną drogę. Im dalej jednak się posuwała, tem bardziej wzrastało niebezpieczeństwo urwania się wątłego sznura...
Ciemność nocy zasłaniała przerażające widowisko zawieszonego w powietrzu dziewczęcia.
Czy jej się uda szczęśliwie dostać się na ziemię?
Miłość przepełniała ją i chroniła! Miłość była talizmanem, gwiazdą, która jej towarzyszyła, która jej oświecała drogę wśród nocy...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.