Hrabina Charny (1928)/Tom I/Rozdział XXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXII.
U KRÓLOWEJ.

Charny wyszedł od króla z sercem pełnem uczuć jak najsprzeczniejszych. Ale górowało nad niemi uczucie głębokiej wdzięczności, za zaufanie bez granic, jakie w nim król położył.
Od kilku dni był w stosunkach oziębłych z królową. Wchodził teraz do siebie z myślą napisania do niej listu; w domu zastał oczekującego nań Webera.
Królowa życzyła sobie mówić z nim i to natychmiast.
Nie można było odmówić wezwaniu królowej. Charny wydał kamerdynerowi polecenie przygotowania wszystkiego do podróży.
Po pewnym czasie hrabia Charny stał już przed królową. Skłonił się i zatrzymał w progu.
— Zbliż się pan, panie Charny, jesteśmy sami — rzekła królowa.
Charny zbliżył się, potem głosem miłym, ale tak stanowczym, że żadnego wzruszenia czuć w nim nie było powiedział:
— Jestem na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
— Hrabio, podjęła królowa, jaknajsłodziej, czy nie słyszałeś, że jesteśmy sami?...
— Owszem, Najjaśniejsza Pani, ale nie wiem w czem ta samotność wpłynąć ma na sposób zachowania się poddanego względem swej monarchini.
— Kiedym posyłała po ciebie Webera, sądziłam, że przyjaciel przyjdzie do przyjaciółki.
Gorzki uśmiech zarysował się na ustach hrabiego.
— Tak, hrabio... — rzekła królowa, — rozumiem ten uśmiech i wiem, co myślisz. Przypuszczasz, że byłam niesprawiedliwą w Wersalu, a jestem w Paryżu kapryśną.
— Niesprawiedliwość czy kaprys, — odparł Charny — dozwolone są kobiecie, tembardziej królowej.
— E!... mój przyjacielu, — powiedziała Marja Antonina z wdziękiem, jaki tylko oczom i głosowi nadać mogła, — wiesz dobrze, iż ta królowa nie może się obejść bez twej rady, ta kobieta bez twej przyjaźni.
I wyciągnęła doń rękę białą, trochę wychudłą, zawsze jednak godną służyć za model rzeźbiarzowi.
Charny ujął tę rękę królewską, pocałował z uszanowaniem i puścił ją, kiedy uczuł, że Marja Antonina dłoń jego zatrzymuje.
— A więc, tak... — rzekła biedna kobieta, jakby słowami na wzruszenie sobie odpowiadając — tak, byłam niesprawiedliwą, więcej jeszcze, byłam okrutną. Straciłeś w służbie mojej, kochany hrabio, brata, któregoś jak ojciec kochał. Powinnam go była płakać z tobą, ale strach gniew i zazdrość, cóż chcesz Olivierze, kobietą jestem!.. zatrzymały mi łzy w oczach... Sama jedna zato, nie widząc cię przez dni dziesięć, spłaciłam dług, płacząc po twym bracie; a na dowód patrz, mój przyjacielu, że jeszcze płaczę.
I Marja Antonina lekko w tył głowę przechyliła, aby Charny widział dwie łzy, co czyste jak diamenty spłynęły po twarzy, którą boleść oraz już rozpoczęła.
— Wierzcie mi, Najjaśniejsza Pani... — rzekł, — że wdzięczny jestem za to wspomnienie o mnie, za tę boleść po moim bracie, ale niestety, zaledwie mam czas wdzięczność tę moją wyrazić...
— Jakto, co pan chcesz powiedzieć?...
— Ze za godzinę, Najjaśniejsza Pani, opuszczę Paryż.
— O!... mój Boże!... opuszczasz nas jak inni, — zawołała królowa. — Emigrujesz, panie de Charny?...
— Niestety!... — odrzekł Olivier.
— Wybacz, mój przyjacielu, mówisz że jedziesz... dokąd jedziesz?....
— W misji, jaką mi Król raczył powierzyć.
— I opuszczasz Paryż?... — spytała królowa z obawą. — Na długo?
— Nie wiem tego, Najjaśniejsza Pani.
— Jedziesz pan... sam?... — zapytała.
— Sam, Najjaśniejsza Pani.
Marja Antonina odetchnęła.
— Dokąd pan jedziesz?... — spytała jeszcze.
— Najjaśniejsza Pani — odpowiedział pełen uszanowania Charny, — król nie ma tajemnic przed Waszą Królewską Mością, niech więc królowa zapyta dostojnego małżonka, o cel i miejsce mej podróży, a powie jej bezwątpienia.
Marja Antonina otworzyła oczy i utkwiła w Oliviera wzrok zadziwiony.
— Czemuż mam pytać króla, kiedy mogę pytać pana?... — rzekła.
— Bo to jest tajemnica króla, nie moja, Najjaśniejsza Pani.
— Zdaje mi się... — rzekła królowa wyniośle.... — że tajemnica króla, jest także tajemnicą królowej.
— Nie wątpię o tem, Najjaśniejsza Pani, i dlatego śmiem twierdzić, że król żadnej Waszej Królewskiej Mości trudności w tem nie uczyni.
— Czy to misja wewnątrz Francji, czy zagranicę?...
— Król jeden da Waszej Królewskiej Mości objaśnienia w tym względzie.
— Tak więc, — powiedziała królowa z głęboką boleścią, która chwilowo zapanowała nad gniewem spowodowanym milczeniem Olivera — tak więc oddalasz się pan odemnie, narażasz się na niebezpieczeństwo, a ja nawet gdzie jesteś, wiedzieć nie będę!...
— Najjaśniejsza Pani, zawsze i wszędzie masz we mnie, przysięgam na to, wierne i oddane serce; a wszelkie niebezpieczeństwa miłe mi będą, bo ponoszone dla dwóch głów, które czczę najbardziej na tym świecie.
I skłoniwszy się, hrabia jakby czekał jedynie na pożegnanie królowej.
Marja Antonina stłumiła łkanie i połykając łzy, powiedziała:
— Dobrze. Możesz pan odejść.
Charny skłonił się i krokiem pewnym ku drzwiom się posunął.
Ale gdy kładł rękę na klamce, królowa wyciągnęła doń ręce i zawołała:
— Olivierze!...
Hrabia zadrżał i odwrócił się pobladły.
— Olivierze!... — powtórzyła Marja Antonina — pójdź tutaj!...
Charny zbliżył się, chwiejąc.
— Chodź tu... bliżej., dodała królowa, spojrzyj mi w oczy... Nie kochasz mnie już, nieprawdaż?...
Dreszcz przeszedł Oliviera; przez chwilę sądził, że zemdleje.
Po raz pierwszy dumna kobieta i królowa przed nim się uginała.
W każdej innej okoliczności, padłby był na kolana przed Marją Antoniną, byłby ją przepraszał, ale po tem co zaszło między nim a królem, nie mógł tego uczynić.
— Najjaśniejsza pani, rzekł — zaszczycony, ufnością i dobrocią króla, byłbym nędznikiem, gdybym nie zapewnił Waszej królewskiej mości o moim szacunku i poświęceniu.
— Dobrze... hrabio... rzekła królowa, jesteś wolny, idź.
Charny wybiegł z pokoju, z jedną ręką na czole, drugą na piersi, szepcąc wyrazy, bez związku.
Królowa ścigała wzrokiem odchodzącego, myśląc, że wróci do niej, lecz nie wrócił.
Królowa zadzwoniła. Wszedł Weber.
— Pójdziesz, Weberze, na ulicę Coq-Héron, do pani hrabiny de Charny, i powiesz jej, że dziś wieczór chcę się z nią widzieć koniecznie. Panu Gilbertowi naznaczysz posłuchanie na jutro rano.
I ręką odprawiła Webera.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.