Historya o pięknej Ruchli i odważnym Nuchimie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya o pięknej Ruchli i odważnym Nuchimie |
Pochodzenie | Monologi i deklamacye staroświeckie III |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1902 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
i odważnym Nuchimie.
(Rzecz prawdziwa).
W zacnem miasteczku, co Bzin się zowie,
Mieszkają zdawna mnodzy żydkowie —
A między gminą izraelicką
Mir ma największy pan Dukat Icko.
Panu Ickowi dzieje się przednio:
Ma karczmę jedną, kupi sąsiednią,
Żona co roku jest przy nadziei,
Zaś córka Icka — to kwiat Judei.
Ruchla jest zgrabna, czy śpi, czy siedzi:
Oczy — jak smoła, włosy — jak z miedzi,
Z jej szatek pachnie od róży wonniéj —
Tak mówią wszyscy starozakonni.
Już się zaleca córce Dukata
Piękny kawaler: pan Nuchim Łata,
Wartość obojga równa się z sobą:
Jest Nuchim Łata Bzina ozdobą.
Zgłębił ów młodzian nauk przepaście,
Choć ma zaledwie lat osiemnaście;
Nieraz nad księgą kiwa się trzy dni:
Świeci zeń mądrość od słońca widniéj...
Chociaż uczeńszy od mędrców świata,
Dba o swą postać pan Nuchim Łata:
Ma całe buty, sutą kapotę,
Nawet się myje... w każdą sobotę.
Pan Nuchim Ruchlę okropnie kocha,
Lecz Ruchla jego niechce ni trocha.
Nie kochać Łaty?!... Cóż to się stało!
On podrabinkiem mógłby być śmiało!...
Przynosi Nuchim figi, daktyle —
Panna na niego nie spojrzy mile!
Kupił pan Nuchim rachatłokumu,
Lecz jej i chałwa nie da rozumu!
Twardą się Ruchla stała opoką:
Kawalerowi robi wciąż „oko“!
Nie chce prezentów, nie chce żeniaczki —
Aż Nuchim z gniewu dostał żółtaczki...
Pan Icek Dukat wielce się złości,
Pyta o powód niełaskawości —
— „Żydek jak ulał! Piękny! Nauczny!
I do geszeftów ma rozum sztuczny!
Bzin tobie cały zazdrości przecie:
Lepszego niema na całym świecie!
Kochana Ruchlo! Nie miej źle w głowie!
Lepszego niema i w Pacanowie!...“
Na to odpowie córa Dukata:
(Co ona rzekła! skończenie świata!)
Oj, Ruchla powód znalazła ważny:
— „Ten Nuchim Łata — nie jest odważny!...“
Tedy miał Dukat chwilę zdumienia,
Chwilę zdumienia i przerażenia,
A gdy się wreszcie trochę ocucił,
To sobie Icek bardzo zasmucił.
— „Odważny?!... — krzyknął — a to mu na co?
Za taki towar nigdzie nie płacą!
Nie jest odważny! Rozumne słowko!...
Oj! tyś pobożną nie jest żydówką!
Tyżeś-to wyszła z mej Ryfki łona?
Tyś już od gojów jest zarażona!“
I tu pan Icek siadł i zapłakał —
Tak odczuł mąż ten rodziny zakał...
Gdy się pan Nuchim wieczorem zjawił
Zaraz z nim Icek radę odprawił,
Mądry zalotnik w zadumie siedział,
Aż po namyśle: „Sioj git“ powiedział...
Potem się Ruchli zalecał gładko:
Traktował „bajgłem i marmoladką,
Zaś jeszcze potem w szynku „Pod lwami“
Miał konferencyę z pocztylionami.
Co on tam gadał? — nie można wiedziéć,
Ja nie chodziłem Nuchima śledzić,
Lecz wiem, że kończąc gadania pracę —
Rzekł: — „Bijcie lekko, bo nie zapłacę!...“
Był właśnie sabat dnia następnego,
Dnia majowego i słonecznego,
Więc się orzeźwić chcieli spacerem
Icek i Ruchla z swym kawalerem.
Nuchim, do usług zawsze gotowy,
Kupił dla wszystkich — wody sodowéj,
(Że można z picia dostać choroby —
Dość było szklanki na trzy osoby).
Bardzo przyjemnie za miastem było:
Jakby imperyał słońce świeciło,
A w łąkach kwiatków zastęp wiośniany
Pachniał jak szczupak faszerowany.
Gdy już chodzili z godzinę prawie,
Zmęczony Icek usiadł na trawie
I rzekł: — „Ja tutaj posiedzę krzynkę,
A wy się przejdźcie w tamtą olszynkę.“
Poszli więc razem oboje młodzi —
Niech sobie chodzą! Co nam to szkodzi?
Niech sobie nawet rok spacerują:
Przecież się na to nie wykosztują!...
Jakby na gębach nosili kleszcze:
On nic nie gada, ona mniej jeszcze,
Patrzą na olchę, patrzą na sosnę —
Dukat je wytnie na przyszłą wiosnę.
Wtem... (Na sumienie, aż się rzec boję!
Niech takie szczęście spadnie na goje!)
W tem leci prosto ku owej stronie
Trzech rabuśników — wielkich, jak słonie!
Oj! oj! Nieszczęście! Bodaj popuchli!
Co oni robią? Lecą do Ruchli!
Łapią Ickównę, choć ta się wzbrania —
Jakie to chłopy bez wychowania!
Porwana Ruchla wrzeszczy co siły:
— „Ratuj mnie! ratuj, Nuchimie miły!
Oj! chcą mnie zabić! Oj, oj! Już po mnie!...
Ja tobie kocham bardzo ogromnie!!...“
Na ten głos lubej nagle z uboczy
Mężny pan Łata, jak lew poskoczy,
Wali pięściami w prawo i w lewo:
Czasami w zbója, czasami... w drzewo.
Paskudni zbóje bronią się pięknie:
Nuchim to stęknie, to znowu jęknie,
Aż jego wargi szepnęły drżące:
— „Czekaj, złodzieju! Ja tobie strącę!“
Długo się wszyscy bili, jak wściekli —
Wreszcie gałgany znikli — uciekli!
Nuchim te chłopy pobił olbrzymie:
O, sława tobie, mężny Nuchimie!...
Po tej przygodzie (niech ją mór spotka!)
Stała się Ruchla ogromnie słodka,
Słodka jak piernik, słodka jak figa,
A nawet powiem: jak makagiga!
Serce jej wzbiera, myśl jej się skupia —
— „Tate! — wyrzekła — ja byłam głupia!
Głupia jak żydek (powiadam szczerze!)
Co od sta tylko — trzydzieści bierze...
Ja potrzebuję wyjść za Nuchima,
Bo moje serce już nie wytrzyma!
Jaka w nim siedzi odwaga dzika:
On byłby dobry na — szwarcownika!...
Odbył się wkrótce ślub i wesele,
Zeszli się krewni i przyjaciele;
Magnacki przepych! Biesiada wielka!
Nawet „krymskiego“ była butelka!...
Icka Dukata stać przecie na to!
On wyposażył córkę bogato!
On jej dał posag godny hrabiny:
Sto dziesięć złotych i dwie pierzyny!...
Dziś ma już Ruchla potomstwo spore:
Berka i Szmulka, Rojze i Siorę —
Ci wzór odwagi w swym tacie mają...
................
A pocztylioni — nic nie gadają!...