O królewnie i dziadu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Or-Ot
Tytuł O królewnie i dziadu
Pochodzenie Monologi i deklamacye staroświeckie III
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1902
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
O KRÓLEWNIE I DZIADU.
(Historya dziadowska)



Był sobie dziad przed laty,
Wiadomo — nie bogaty,
Bez dobytku i chaty.

Nie żył nad stan, nie hulał,
A, że głos miał, jak ulał,
Śpiewem ludzi rozczulał.

Jak, splunąwszy, bywało —
Zakrzyknie gębą całą:
Trojaka dać — za mało.

Ów dziad tedy, tu a tu —
Chadzał z sakwą po światu,
To ci żywot! Daj katu!

Po odpustach, jarmarkach,
Wsiach, miasteczkach, folwarkach,
Niosąc torbę na barkach.

Raz wędrując noc całą
Obaczył się, gdy dniało,
Pod budowlą spaniałą.


Był to zamek króleski,
Złote były w nim deski,
Dach z turkusów — niebieski.

Pod bramą przysiadł tedy,
Myśląc: — „Dworskie czeredy
Ulitują się biedy...“

Chciwy onych obłowin,
Pieśń poczyna dziadowin:
„Jako ożył Piotrowin“.

Śpiewa pięknie, uczenie,
Wkładając w owo pienie
Artystowskie natchnienie.

A wtem z okna król krzyczy:
— „Hej! Dajcie-no tu biczy!
Na tego, co tak ryczy!

A niech go kolka zeprze!
Spałem sobie w najlepsze!
Dać mu kije, co krzepsze!..“

Toż liczne, jak mikroby,
Biegną dworskie osoby:
— „Won, dziadu! Do choroby!..“

— „Ha! Pójdę siąść pod drzewem
Gdy gardzą moim śpiewem!.. —“
Dziad rzeknie z wielkim gniewem. —


 „Próżno czas bałamucę!
Patrzcie go! Źle mu nucę!
O! To się zna na sztuce!..“

I już od zamku bieży,
Aż go z narożnej wieży
Cudny widok uderzy.

Królewna urodziwa,
Rzekłbyś: róża prawdziwa,
Palcem na niego kiwa...

I uśmiecha się skromnie,
Zapłoniona ogromnie —
I woła: — „Chodźcie do mnie!..“

Dziad stary zaszedł w głowę:
— „Ot, i szczęście gotowe,
Ba! rozumiem tę mowę...

Wątpić innym, lecz nie mnie,
Co tu gadać daremnie:
Zakochała się we mnie!..“

Podkręca staruch wąsa,
Omal, że nie zapląsa,
A z króla się natrząsa:

— „Ha! Królu! Trudna rada!
Popamiętasz ty dziada!..“ —
I po schodach się skrada.


Zadyszał się, zasapał,
Poręczy wciąż się łapał,
Nim na piętro się wdrapał.

Do sali wchodzi głównej,
Jak równy do swej równej,
Zbliża się do królównej.

Uśmiecha się zniechcenia,
A ciska jej spojrzenia:
Miłość w niej rozpłomienia...

A wtem królówna rzecze:
— „Naści, dobry człowiecze,
Płaszcz, co grzbiet twój oblecze.

Chociaż w nim już dziur wiele
Starczy na trzy niedziele —
No! Nie bój się! Bierz śmiele...“

Na tę mowę jej śpiewną,
Dziadowin krzyknie rzewno:
— „Nie udawaj królewno!

Nie udawaj, nie cygań!
Toć dojrzałem twych migań!
O, nie rób takich wzdrygań!

Wiem co myślisz, co czujesz,
Jak mnie srodze miłujesz,
Jaki los mi gotujesz.


Powiedz szczerze, zbądź strachu,
Nie zmanisz się na gachu,
Bom praktykant w tym fachu!

Dość już biedy i nędzy!
Umykajmy czemprędzej!
Jeno weź co pieniędzy...

Przy groszach miłość słodsza:
Z setkę — więcej nie potrza,
O, moja ty najzłotsza!..“ —

Tak jęcząc, jak na kweście,
Zadziwi się nareszcie:
O, psie figle niewieście!

Czy w królównie czart gości?
Czy napadły ją mdłości?
Zwaryowała z miłości!

Nie uważa na dziada,
Na kanapę upada,
Ze śmiechu się pokłada...

Zmrużyła oczy piękne:
— „Oj, ratujcie, bo pęknę,
Albo na ziemię brzdęknę!“

Wtem wbiega król z dworzany:
— „Co to? — woła zmieszany
Jedynaczce kochanéj?..“


Ta mu tedy powiada,
O oświadczynach dziada,
I znów śmiech ją napada.

Król się weźmie do kija:
— „Tać to jest kanalija,
Co mnie ze snu wybija?!..“

Uczynił kijem młyniec:
Kędy kropnie tam siniec,
Potem: — „Won na dziedziniec!

Ze schodów go zrucili —
Starmosili, nabili,
Potem jeszcze — wykpili.

Tak to się dziewka biała
Od wesela wyłgała,
Choć na dziada kiwała...

Miłości się wyparła,
Spokój dziada pożarła:
— „Bodaj ją kolka sparła!

Powlókł się dziad do wioski,
Dumając, pełen troski,
O zdradzie białogłowskiéj.

A tu już koniec pewny
Tej historyji rzewnéj —
O miłości królewnéj...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.