Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu/Rozdział V. Ludwik Blanc i jego projekt organizacji pracy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Limanowski
Tytuł Rozwój polskiej myśli socjalistycznej
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1890
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Pobierz tekst rozdziału jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V. ROZDZIAŁ
Ludwik Blanc i jego projekt organizacji pracy.

1.
Pochodzenie Ludwika Blanc’a. — Walka jego o pozycją społeczną. — Dziennikarski zawód. Ewolucja jego przekonań. — Dziełko o organizacji pracy. — Dzisiejsza industrja i konkurencja. — Warsztaty społeczne. — Wielka uprawa korzystniejsza. — Rolnicze warsztaty społeczne. — Praca literacka. — Kredyt. — Praktyczność pomysłów Blanc’a. — Sprawy społecznej nie oddziela on od politycznej. — Dlaczego Blanc dostał się do rządu tymczasowego? — Szkic jego portretowy przez Sterna i Hercena. — Rola jego w rządzie tymczasowym. — Parlament robotniczy. — Socjaliści w tym parlamencie. — Uchwały tego parlamentu. — Zdanie Milla o tych uchwałach. — Czy parlament ten przyniósł jakie pozytywne korzyści? — Warsztaty narodowe. — Brak stanowczości w charakterze Blanc’a. — Zasady jego. — Socjalizm państwowy. — Droga od dołu. — Stosunek gminy do państwa. — Konkurencja ekonomiczna. — Historja wielkiej rewolucji francuskiej. — Blanc w r. 1871 i w późniejszych latach. Wpływ jego. — Ferdynand Lassalle. — Wpływ propagandy blanc’owskiej na emigracją naszą. — Wiktor Heltman. — Propaganda zasady stowarzyszania się w Poznańskiem. — Karol Libelt.

Rewolucja lutowa 1848 r. w Paryżu, pełna aspiracji socjalistycznych, wysunęła na czoło kierunku, który miał stwarzać nowy porządek ekonomiczny, Ludwika Blanc’a. Któż to był ten Ludwik Blanc i dla czego rewolucja nie postawiła u steru ani Considérant’a, ani Cabet’a, najbardziej może popularnych podówczas pomiędzy socjalistami, ale właśnie tego publicystę i historyka?
W Ludwiku Blanc’u płynęła krew korsykańska. Matka jego była korsykanką z domu Pozzo di Borgo. Urodził się i wychowywał Ludwik pod niebem południowem. Przyszedł na świat w r. 1813 w Madrycie, gdzie ojciec jego, za Józefa Bonapartego, był jeneralnym inspektorem finansów; wychowywał się dzieckiem na Korsyce, uczęszczał zaś do kolegium w Rodez (departament Aveyron). Chociaż spokrewniony z rodzinami, które miały znaczną pozycją w społeczeństwie i majątek, Blanc musiał jąć się ciężkiej i niewdzięcznej pracy, by wyrobić sobie jakieś stanowisko społeczne. Zaczął od dependowania u jednego z adwokatów paryskich. Porzucił jednak to zajęcie, które wcale nie odpowiadało jego usposobieniu i przyjął na prowincji obowiązek domowego nauczyciela u bogatego fabrykanta w Arras. Tam pierwszy raz zbliżył się do robotników, którzy go mocno ujęli gorącą swą chęcią nabycia wiedzy.
Wkrótce jednak Blanc trafił na właściwą sobie drogę. Już w Arrasie dał się poznać pisanemi z talentem artykułami w tamtejszym dzienniku radykalnym. To utorowało mu drogę do paryskiego dziennikarstwa. Przybywszy w r. 1834 do Paryża, umieszczał artykuły swoje w dzienniku «Le Bon sens». Następnie Armand Carrel, poznawszy w nim niepospolite zdolności, powołał go do redakcji «National’a» i, pomimo oporu większości członków redakcji, otworzył łamy tego dziennika dla szeregu jego artykułów w kwestjach społecznych. Godefroy Cavaignac, poznawszy Blanc’a, zaprzyjaźnił się z nim i zjednywany coraz więcej przez niego dla przekonań socjalistycznych, wezwał go do redakcji «Reformy» (la Réforme). W dzienniku tym Blanc zajął wybitne stanowisko i wprowadził go na tory socjalistyczne.
Ludwik Blanc w rozwoju swoim umysłowym przeszedł gradacją, którą wiele wybitnych umysłów już nieraz przechodziło: od liberalizmu do demokracji radykalnej, od demokracji zaś do socjalizmu. Widoczna jego propaganda socjalistyczna rozpoczęła się — można powiedzieć — z dniem 15-go stycznia 1839 r., kiedy założone przez niego czasopismo: «Revue du progrès politique, social et littéraire» zaczęło wychodzić. W tem właśnie piśmie pojawiła się jego Organizacja pracy, która następnie wyszła osobno. W dziełku tem złożył Ludwik Blanc swe pomysły socjalistyczne, którym w znacznej części w r. 1848 zawdzięczał swoje stanowisko polityczne. Rozpatrzmy się więc w niem.
Autor «Organizacji pracy» jest w zasadzie komunistą. Robiony mu więc zarzut — jeżeli dalsze rozwijanie swej myśli może stanowić dla kogo zarzut — że stał się on komunistą dopiero w 1848 r., jest niesłuszny. Niepodobna jednak nie przyznać, że poglądy Blanc’a w r. 1848 — co zresztą jest rzeczą zupełnie naturalną — wyjaśniły się lepiej i uzupełniły. Nadto w projekcie «Organizacji pracy» chodziło autorowi więcej o stronę praktyczną, aniżeli teoretyczną. Dziełko Blanc’a nie jest ani wykładem teorji socjalizmu, ani utopią stosunków doskonalszych, lecz opartą na danych statystycznych krytyką dzisiejszej anarchii w dziedzinie pracy i praktyczną wskazówką, w jaki sposób ta praca dałaby się zorganizować, z pożytkiem tak dla samych pracowników, jak dla całego społeczeństwa.
Dziełko Blanc’a rozpada się na cztery części, poświęcone przemysłowi, pracy rolniczej, pracy literackiej i kredytowi. W tym samym porządku podamy główne jego myśli.
Dzisiejszy przemysł, uważany jako dziedzina indywidualnej czynności każdego człowieka, opiera się na konkurencji. Jest to więc walka nieustanna o życie i o pozycją na arenie przemysłowej. Robotnikom chodzi o życie, kapitalistom zaś o to, by utrzymać się wobec innych współzawodników. Kapitalista, im taniej płaci za pracę, tem więcej sam zyskuje i dla tego bierze tego robotnika, który najmniejsze stawia wymagania. Robotnik, nie mający żony i dzieci, może sprzedawać się drożej, niż ten, co ma rodzinę; silniejszy — od słabszego. Następstwem tego: obawa zawierania związków małżeńskich, ostateczna nędza słabszych, ruina cielesna silniejszych. «Z indywidualizmu powstaje konkurencja; z konkurencji ruchomość i niedostateczność płacy... Dalej widzimy upadek rodziny. Małżeństwo zwiększa ciężary: pocóż ubóstwo miałoby się łączyć z ubóstwem? Ustępuje więc ono miejsca nałożnictwu. Rodzą się dzieci. Jak je wyżywić? To jest powodem, że znajdują tyle nieszczęśliwych tych istot, nieżywych gdzieś w zaułkach, na stopniach kościołów odległych, w przedsionku nawet pałacu, gdzie się układają prawa. I ażeby usunąć wszelką wątpliwość co do przyczyn dzieciobójstwa, statystyka powiada nam, że liczba dzieciobójstw w czternastu tylko departamentach, najbardziej przemysłowych, tak się ma do liczby w całej Francji, jak 41 do 121[1]». I pomimo to, faktem jest niezaprzeczonym, że wzrost ludności w klasie ubogiej szybciej się odbywa, aniżeli w klasie zamożnej. Nędza nędzę płodzi. Ludwik Blanc nie przeczy temu, że przeludnienie bywa, że nadmiar ludności jest możliwy, ale w jego przekonaniu dzisiejszy porządek industrjalny mniej, niż jakikolwiek inny, zapobiedz mu jest w stanie. Jeszcze wyraźniej tłómaczy się w tym względzie w swojej «Historji rewolucji 1848 r.», odpowiadając na zarzuty Johna Stuarta Milla. «Dla zapewnienia miejsca przy stole biesiady, przeciwko rujnującemu wtargnięciu nadliczbowych gości, we Francji — zdaniem jego — niema zgoła żadnej potrzeby ustaw zakazujących. Nadmiarowi ludności stawiają przeszkodę w naszym kraju zdrowy rozsądek i przezorność każdego ojca rodziny, znajdującego się w dostatku. Pomiędzy nimi mało jest takich, którzyby nie stosowali liczby swych dzieci do wielkości swych środków materjalnych, a to dla tego, by naprzód módz je wychować, a następnie dać im możność starczenia samym sobie».[2] Konkurencja przemysłowa, doprowadzając klasę robotniczą do ostatecznej nędzy, szerzy także zniszczenie i w klasie burżuazyjnej. Fabryki zabijają rzemiosła; magazyny wystawne morzą głodem skromne sklepy; ten, co ma miliony, zjada tego, co ma krocie tysięcy; rzemieślnik, pracujący sam na siebie, wyżyć nie może, wobec konkurencji fabryki i, sprzedawszy swój warsztat, musi zostać robotnikiem dziennym. Przykład Anglii wystarcza, by potępić system konkurencji przemysłowej.
Cóż zamiast tego systemu można postawić? Organizacją pracy. W jaki sposób? Przez zakładanie warsztatów społecznych (atéliers sociaux). Robotnicy jednego zawodu tworzą jeden warsztat. Jeżeli robotnicy jakiej gałęzi przemysłu nie są dosyć liczni, by mogli utworzyć warsztat, w takim razie przyłączają się do tego warsztatu, z którym najczęściej ich łączy sam rodzaj zajęcia. W ogóle, należy pamiętać o tem, że warsztaty powinny być wielkie. Wewnętrzną ich organizacją obmyśli i zakreśli władza prawodawcza. Mają one pozostawać pod nadzorem władzy państwowej. W pierwszym roku istnienia warsztatu zarząd i hierarchia jego czynności — jak się wyraża autor — mają być ustanowione i uregulowane z ramienia rządowego; w następnych jednak latach sami robotnicy wybierać i regulować je będą. Wszyscy robotnicy mają otrzymywać równą zapłatę. Uznając słuszność zarzutu komunistów, że równość płacy nie zgadza się z zasadą, iż «każdy otrzymywać powinien stosownie do swoich potrzeb», Blanc w późniejszych wydaniach wyjaśnia, że zapłatę równą uważa tylko jako postanowienie czasowe. Pozostawiając każdemu robotnikowi swobodę używania swego zarobku stosownie do swojej woli, autor wszakże mniema, że widoczna oszczędność i niezaprzeczona wyższość życia wspólnego skłonią do tego, że stowarzyszenie pracy stanie się także stowarzyszeniem potrzeb i przyjemności. Zysk, otrzymany przez każdy warsztat społeczny, ma się dzielić na trzy części: jedna przeznacza się do podziału pomiędzy robotników; druga do utrzymywania starców, chorych i słabych; trzecia do łagodzenia klęsk, sprowadzonych przez przesilenie ekonomiczne. Kapitaliści mogą brać udział w stowarzyszeniu i będą oni pobierali procent od swego kapitału, ale nie mają należeć do podziału zysku. Na zarzuty, podniesione co do tego punktu, autor «Organizacji pracy» odpowiadał w ten sposób: «Dobrze, czy źle urządzone społeczeństwo, zawsze jest ono tem, co zrobiły z niego błędne przekonania, smutne przesądy, powszechna ciemnota i tradycyjna niesprawiedliwość, trwające przez wiele wieków. Żądam więc, aby warsztat społeczny płacił kapitalistom procent od ich pieniędzy i to procent wysoki z następujących względów: 1) ponieważ chodzi o to, ażeby proponowane zakłady nie odpychały żadnego środka, któryby mógł popierać ich rozwój; 2) dla tego że, dążąc w naszym projekcie do odnowienia całego społeczeństwa, chodzi nam o to, ażeby jak największa pobudka skłaniała kapitalistów do stowarzyszenia się powszechnego, i ażeby w ten sposób skupienie się wszystkich sił rozproszonych odbyło się szybko».[3] Zorganizowawszy warsztaty społeczne, trzeba je równocześnie połączyć solidarnie z sobą.
W pierwszych wydaniach «Organizacji pracy» Ludwik Blanc zajmował się właściwie tylko przemysłem i, dopiero wyemigrowawszy do Londynu, uzupełnił swoją pracę rozdziałami o rolnictwie i kredycie. Kwestją, którą przed kilku laty u nas po pismach warszawskich rozważano, czy większa, czy też mniejsza posiadłość ziemska jest korzystniejsza dla produkcji i społeczeństwa, została przez Blanc’a, zdaniem mojem, gruntownie rozstrzygniętą na korzyść systemu wielkiej kultury. I tak, ze względu na produkcją, bydło, które stanowi główną podstawę głównego gospodarstwa rolnego, w małych posiadłościach, zwłaszcza po usunięciu wspólnych pastwisk, nigdy nie może być chowane w tym samym stosunku do rozległości ziemi, co w wielkich posiadłościach. Pomijamy wiele innych korzyści, które przedstawia wielki folwark w stosunku do małego, jak możność zaprowadzania racjonalnego płodozmianu, używania maszyn i t. d. Anglia, gdzie panuje wielka kultura, produkuje o wiele więcej do Francji w której rozdrobnienie gruntów przyczyniło się znacznie do upadku jej rolnictwa. Lecz we Francji większość rolników ma się o wiele lepiej, aniżeli w Anglii. Niezawodnie. I oczywiście, jeżeli charakter posiadłości ziemskiej ma pozostać indywidualny, to zawsze musimy się oświadczyć za małą posiadłością, ponieważ interes ludności, bądź co bądź, jest ważniejszy od interesu produkcji. Można atoli interes produkcji połączyć z interesem ludności, demokratyzując wielką kulturę. W tym celu Blanc proponuje organizowanie rolniczych warsztatów społecznych. Podług jego obliczenia, wielkie społeczne folwarki powinnyby mieć w przecięciu po 500 hektarów i łączyć we wspólnej pracy 50 rodzin czyli przeciętnie 250 osób. Każdym folwarkiem społecznym zarządzaliby dyrektor i rada stowarzyszenia (conseil de l’association), mianowani w pierwszym roku przez państwo, w następnych zaś latach wybierani przez samych stowarzyszonych. Rada stowarzyszenia, pod przewodnictwem dyrektora, wyznaczałaby każdemu pracę stosownie do jego zdolności, oznaczałaby ilość godzin pracy, nadzorowała rachunkowość i załatwiała zewnętrzne interesy stowarzyszenia. Wykluczanie ze stowarzyszeń zależałoby od ogółu stowarzyszonych, który decydowałby o tem przez głosowanie. Wszystkie rodziny stowarzyszone mieszkałyby w jednym gmachu, zbudowanym w taki sposób, ażeby każda rodzina miała swe własne osobne mieszkanie. W stowarzyszeniu nie powinno być robotników najemnych. Członkowie otrzymywaliby w naturze żywność, odzież i ruchomość wszelką, stosownie do koniecznych swoich potrzeb, albo odpowiednią temu wartość pieniężną, gdyby znaleźli się tacy, coby to woleli. Przy każdem stowarzyszeniu ma się znajdować szkoła. Czysty zysk, otrzymany przez stowarzyszenie rolnicze, szedłby do podziału na cztery części: jedna część na umorzenie kapitału, pożyczonego przez państwo; druga na otworzenie kasy pomocy dla starców, chorych, kalek i t. d: trzecia na podział pomiędzy robotników, stosownie do liczby dni pracy; wreszcie czwarta na utworzenie kapitału zapasowego, któryby miał na celu podtrzymanie solidarności pomiędzy rozmaitemi warsztatami społecznemi.
Autor słusznie powiada, że niema nic obrzydliwszego nad pracę literacką, która się ogląda li tylko na wynagrodzenie pieniężne. Jeżeli materjalna własność indywidualna opiera się przeważnie na nadużyciu, to indywidualne prawo własności w dziedzinie umysłowej jest i niedorzeczne i szkodliwe dla rozwoju umysłowego. Ażeby jednak zapewnić możność drukowania dzieł, które zasługują na to, i uczynić najlepsze książki najtańszemi, autor proponuje zorganizować księgarnię społeczną, któraby miała na oku przedewszystkiem korzyść społeczną, nie zaś zyski pieniężne, i która zostawałaby pod kierownictwem reprezentacji narodowej.
Dopóki w stosunkach ekonomicznych panują indywidualizm i konkurencja, dopóty kredyt nie może być ani powszechny, ani bezpłatny. Dopóki kredyt znajduje się w rękach prywatnych, dopóty służy on tylko interesowi prywatnemu. Chcąc, by kredyt miał na względzie interes publiczny, trzeba mu nadać koniecznie charakter publiczny. Niech przeto państwo czyli całe społeczeństwo stanie się bankierem. Na dowód, jak wiele dobrego, nawet przy warunkach konkurencji, może zrobić bank państwowy, Blanc przytacza Bank Polski, założony w r. 1828. Skoro państwo stanie się bankierem, pieniądz metaliczny można z łatwością zastąpić pieniądzem papierowym. Bank, udzielając kredytu wszystkim zorganizowanym warsztatom społecznym, uczyni kredyt powszechnym, albowiem każdy pracownik może zostać członkiem swego zawodowego stowarzyszenia. Państwo, któremu chodzi nie o zyski, ale o dobro publiczne, udzielać będzie kredytu stowarzyszeniom robotniczym bezpłatnie, a więc kredyt stanie się bezpłatny.
Plan ustroju ekonomicznego, nakreślony w Organizacji pracy, był najpraktyczniejszy i najłatwiejszy do zastosowania ze wszystkich planów socjalistycznych, które przedtem przedstawiano. Blanc ujął przytem cały swój projekt w paragrafy ustawy państwowej. Zachowawcy nawet przyznali temu projektowi pewną praktyczność i zgadzali się na to, że istotnie można na tej drodze przyczynić się do polepszenia losu klasy robotniczej. Wielu fabrykantów, zagrożonych po wybuchu rewolucji 1848 r. ruiną, udawało się do Blanc’a z propozycją oddania państwu swych zakładów z jedynym warunkiem, aby im zapewniono tylko jakie miejsce w nowej organizacji[4].
Ludwik Blanc bardzo dobrze pojmował, że przeobrażenia społecznego niepodobna oddzielić od przeobrażenia politycznego. Jeżeli pierwsze jest celem, to drugie środkiem. Nie dość wiedzieć, jak i co robić, trzeba jeszcze zdobyć możność robienia. «Otóż władza państwowa jest to siła zorganizowana. Opiera się ona na parlamencie, sądach, wojsku, tj. na potrójnej potędze praw, wyroków i bagnetów. Kto nie zdobędzie tej władzy, jako narzędzia dla siebie, ten będzie ją miał przeciwko sobie jako przeszkodę».[5] Blanc uznając konieczność rewolucji, nie chciał jednak przewrotu gwałtownego opartego na sile pięści. Zreformować społeczeństwo, nie wstrząsając niem, nadać sprawom publicznym kierunek korzystniejszy i więcej opiekuńczy, unikając niecierpliwości dzikiej burzenia egzystencji, opartej na nadużyciach, które usiłujemy zniweczyć: słowem, przygotować przyszłość, bez gwałtownego zrywania z całą przeszłością. Czy stanowi to wyrachowanie tylko? Nie. Jest to obowiązek».[6]
Nie sama atoli większa praktyczność pomysłów Blanc’a, które Thiers nazwał mniej chimerycznemi od innych pomysłów socjalistycznych; nie sama tylko gotowość jego do walki politycznej, kiedy inni przedstawiciele szkół socjalistycznych, usuwali się od niej, — postawiły autora Organizacji pracy u steru rządu. Przyczyniły się jeszcze do tego dwie ważne okoliczności. Był on autorem znakomitej «Historji lat dziesięciu» (1830—1840, 5 tomów, Paryż, 1841 do 1844), która moralnie zabiła powagę dynastji Orleańskiej, i miał wpływowe znaczenie u republikanów w dziennikarstwie, z ramienia którego — jak wiadomo — powstał rząd tymczasowy. Najwięcej wpływowemi dziennikami w obozie demokratyczno-radykalnym były: «National», oddany tylko walce politycznej i będący organem inteligencji burżuazyjnej, i «Reformę», która w programie swoim, pióra Ludwika Blanc’a, objawiła pragnienia socjalistyczne[7]. Dzienniki te przed rewolucją od miesiąca ze zjadliwą zawziętością walczyły z sobą, lecz w chwili wybuchu pogodziły się, zawarły sojusz i ułożyły listę rządu tymczasowego. Na tej liście zamieszczono także Ludwika Blanc’a, chociaż — co prawda — na ostatniem miejscu. Listę tę przyjęto z dodatkiem paru osób. Nadto robotnicy wprowadzili do rządu robotnika Albert’a, którego Blanc przedtem nie znał, ale który stał się wkrótce jego przyjacielem i gorliwym wyznawcą jego przekonań i pomysłów.
Chociaż Ludwik Blanc, kiedy wszedł do rządu tymczasowego, miał już 35-ty rok życia, wyglądał on nader młodo. Pani d’Agout, opisując bankiet reformistowski w Dijonie, kreśli taki jego portret. Obok Ledru-Rollin’a — powiada — «ujrzano człowieka małego wzrostu, wyglądającego jak dziecko, wciąż śmiejącego się i pokazującego ładne białe zęby, nieustannie mówiącego i gestykulującego, ciągle wodzącego po audytorjum czarnemi dużemi oczyma, skrzącemi śmiałością i rozumem».[8] Dla uzupełnienia tego portretu, przytoczę krótką charakterystykę Blanc’a, którą podaje inny bystry obserwator charakterów ludzkich. «W małem ciałku Ludwika Blanc’a — powiada Hercen — żyje duch mocny i bardzo żywy z silnym charakterem, z dokładnie wyrzeźbioną mu właściwością, a przytem zupełnie francuski. Bystre oczy i szybkie ruchy nadają mu równocześnie jakiś wygląd ruchliwy i wygładzony, nie pozbawiony pewnego wdzięku. Podobny jest do człowieka skupionego, doprowadzonego do najmniejszych rozmiarów, kiedy tymczasem olbrzymiość jego przeciwnika, Ledru-Rollin’a, podobna jest do nabrzmiałego dziecka, do karzełka w ogromnych rozmiarach, albo pod szkłem powiększającem. Obaj oni mogliby znakomicie figurować w podróży Gulliwera. Ludwik Blanc — i to stanowi wielką siłę i nader rzadką zdolność — doskonale włada sobą. Jest w nim wiele powściągliwości: w największym zapale rozmowy, nie tylko publicznie, ale pomiędzy przyjaciółmi nawet, nie zapomina nigdy najbardziej skomplikowanych stosunków, nigdy w sporze nie unosi się, nie przestaje wesoło uśmiechać i nigdy nie zgadza się z przeciwnikiem. Ma znakomity dar opowiadania, i mimo to, że jak Francuz — mówi wiele, jak Korsykańczyk — nigdy nie powie zbytecznego wyrazu».[9]
Większość rządu tymczasowego, złożona z byłych deputowanych, spoglądała od samego początku na Ludwika Blancva jak na intruza. Zmuszona uznać zasadę prawa do pracy, nie chciała przyjąć, tego, co jednak było koniecznym wynikiem tej zasady, to jest ministerjum i organizacji pracy. Kiedy robotnicy 28 lutego domagali się od rządu, by utworzył rzeczone ministerjum, Blanc silnie poparł ich żądania, lecz znaczna większość członków rządu stanowczo temu się sprzeciwiła. Wówczas podał się on do dymisji. Członkowie rządu, obawiając się wzburzenia z tego powodu umysłów, zaproponowali mu utworzenie komisji rządowej dla pracowników (Commission de gouvernement pour les travailleurs), któraby się zajęła pod jego przewodnictwem zbadaniem możności załatwienia kwestji społecznych. Czy dobrze zrobił Ludwik Blanc, zgadzając się na tę komisją, chociaż rząd tymczasowy nie chciał jej przyznać żadnej władzy wykonawczej, ani też wyznaczyć budżetu dla niej — trudno odpowiedzieć. Sam Blanc powiada w swojej Historji rewolucji lutowej, że się wahał, że przewidywał ogromne trudności i nieprzyjemności, z jakiemi będzie musiał walczyć, ale ostatecznie przemogła to wszystko myśl, że pozyska trybunę dla socjalizmu, która może wywrzeć wielki wpływ na Francją i mieć nawet znaczenie europejskie. Został więc prezydentem tej komisji, Albert zaś wice-prezydentem.
Komisja miała pierwsze posiedzenie w pałacu Luksemburskim 1 marca. Zebrało się około 200 wysłanników rozmaitych korporacji robotniczych w Paryżu. Na propozycją Blanc’a uchwalono, ażeby każda korporacja wyznaczyła trzech delegatów, z których jeden miał zasiadać w komisji rządowej, a dwaj inni braliby udział w zebraniach ogólnych, które Blanc nazwał parlamentem pracy. Nadto komisja zaprosiła do swego łona wszystkich, którzy byli znani z tego, że żywo obchodziła ich sprawa ludu pracującego. Zaproszono więc saint-simonistów: Karola Duveyrier, Cazeaux, Jana Reynaud; furjerystów: Wiktora Considérant’a i Toussenel’a; zaproszono także ekonomistę Ludwika Wołowskiego. «Jeżeli — powiada Blanc — brakło mu znakomitych myślicieli, to albo nie było ich w Paryżu, jak Piotr Leroux, albo sami odmówili swego udziału, jak Emil Girardin; albo też, jak Enfantin, mniemali, że przekonania ich dostatecznie reprezentują ich przyjaciele, biorący udział w pracy komisji[10]. Czy do liczby tych ostatnich należał Cabet, nie wiadomo. Dla czego jednak nie wymienił go Blanc, najwięcej w teoretycznych zasadach do niego zbliżony? Może właśnie z powodu tego pokrewieństwa zasad, wreszcie może dlatego, że po wypadkach czerwcowych 1848 r. nazwisko Cabet’a wzniecało w obozie reakcyjnym nienawiść i stało się celem pocisków zohydzających i spotwarzających. Szczególnie czynnemi byli w komisji dwaj znani socjaliści: Vidal i Pecqueur. Vidal, który był sekretarzem komisji, w jasny i treściwy sposób opisał wypracowane w niej projekty.
Parlament pracy rozpoczął swoje posiedzenia 10 marca. Obrady jego odbywały się bardzo poważnie. Robotnicy zachowywali się skromnie, nie troszcząc się o krasomóstwo, wypowiadali gruntownie i trafne zdania w rzeczach sobie dobrze znanych. Blanc wymienia dwóch robotników: bronzownika Malarmet’a i krawca Bérard’a, jako szczególnie odznaczających się wielką inteligencją.
Parlament wespół z komisją uznał za potrzebne, dla rozwiązania kwestji społecznej, następujące środki:
1) utworzenie ministerjum pracy;
2) utworzenie ministerjum postępu, ktoremuby polecono: a) nabycie kolei żelaznych i kopalni, b) przeistoczenie Banku Francji w Bank państwowy, c) scentralizowanie wszystkich ubezpieczeń, d) założenie rządowych magazynów, w którychby wytwórcy składać mogli swe towary i otrzymywaliby za nie kwity, mające w obiegu wartość pieniężną, e) otworzenie pomniejszych bazarów, w których odbywałaby się wyprzedaż cząstkowa;
3) utworzenie funduszu specjalnego dla budżetu robotniczego z zysków, otrzymywanych przez koleje żelazne, kopalnie, bank, asekuracje, składy towarowe i bazary;
4) dostarczanie kredytu stowarzyszeniom robotniczym i koloniom rolniczym z przychodu budżetu robotniczego, po rocznem opłaceniu procentów i umorzeniu pewnej części pożyczonego przez państwo kapitału;
5) udzielanie kredytu państwowego tym tylko stowarzyszeniom robotniczym, któreby się organizowały na zasadzie solidarności braterskiej.
Organizacja stowarzyszeń robotniczych, wskazana we wnioskach zgromadzenia luksemburskiego, jest taka sama, jaką podaje Blanc w swojem dziełku o organizacji pracy. Czy propozycje te możliwe były do zrealizowania? Posłuchajmy, co w tym przedmiocie mówi znakomity ekonomista angielski, John Stuart Mill. «Na prawdę — powiada on — we wnioskach luksemburskich nic nie ma takiego, coby tłómaczyło ten szalony strach, jaki wzbudza z obu stron kanału La Manche złowroga nazwa socjalizmu. Wydaje się zupełnie słusznem żądanie, ażeby rząd przez udzielanie pożyczek, i to w granicach rozsądnych, ułatwiał zakładanie spółek przemysłowych, opartych na zasadach socjalistycznych. Gdyby nawet przedsięwzięcie to nie miało się udać, to i w takim razie należałoby wykonać tę próbę. Robotnicy bowiem nigdy nie uwierzą, ażeby nie miało się ono udać, dopóki im oczywistego nie da się dowodu na to. Dadzą się oni przekonać wówczas tylko, kiedy się zrobi wszystko możliwe w tym względzie. Wreszcie już ze względu na to, że czynione usiłowania w tym kierunku rozwinęłyby wysokie przymioty moralne, i że z niepowodzenia nawet wypłynęłaby ważna z tego nauka, wartoby wydać na doświadczenie narodowe tego rodzaju te miliony, które idą na rozmaite przedmioty, obejmowane zwykle nazwą wychowania ludowego».[11]
Robiono powszechny w obozie nieprzyjaznym socjalizmowi zarzut, że parlament pracy wraz z komisją zajmował się jedynie gadaniną i żadnych pozytywnych rezultatów nie wydał. Zaiste, nie mając ani organu wykonawczego, ani pieniędzy, trudno coś zrobić. Ale i to nieprawda, że nic nie zrobiono. Blanc w swojej historji wykazał to faktycznie. Pomijając ważne korzyści bieżącej chwili, jak łagodzenie sporów pomiędzy pryncypałami i robotnikami, ułatwianie wzajemnego porozumiewania się robotników z sobą, należy wspomnieć o wydanym na przedstawienie Ludwika Blanc’a dekrecie 2go marca, który, jak tego żądała komisja luksemburska, zakazał tak zwanego marchandage[12] i ograniczył czas pracy w Paryżu do 10, na prowincji zaś do 11 godzin. Nadto parlament luksemburski rozpoczął organizacją ruchu spółdzielczego na wielką skalę. Nie jego wina, że późniejsza reakcja wszelkiemi możliwemi sposobami tamowała i niweczyła ten ruch. Usiłowaniem komisji luksemburskiej, zorganizowano stowarzyszenie krawców w Clichy, stowarzyszenie siodlarzy i inne, a wkrótce, bo po kilku miesiącach, ruch spółdzielczy liczył przeszło sto spółek w rozmaitych gałęziach pracy. Stowarzyszenia wytwórcze pojawiły się także w Tours, Reimsie, Lyonie, Angers i t. d. o spółkach tych dzienniki reakcyjne rozgłaszały, że upadły i pobankrutowały, kiedy tymczasem one żyły i rozwijały się. William Conningham, który przyjechał w kwietniu 1851 do Paryża w celu wyrozumienia powodów, dla czego spółki paryskie nie mogły się utrzymać, z wielkiem zdziwieniem przekonał się o kłamstwie dzienników. Spółki kucharskie, które jakoby miały zbankrutować, rozwijały się pomyślnie, i było ich najmniej 40. «Co więcej — powiada Conningham — przekonałem się, że stowarzyszenie braterskie krawców, założone przez Ludwika Blanc’a, będące celem tylu pocisków, nie tylko że nie upadło, lecz zrealizowało sumę 70,000 franków i otworzyło na przedmieściu Saint-Denis warsztaty przestronne, dobrze oświetlone i przewietrzane».
Obwiniano — niektórzy jeszcze i dotąd nie przestają obwiniać — Blanc’a, że utworzył warsztaty narodowe (ateliers nationaux), które stały się wkrótce stekiem próżniaków, i rozwiązanie których zapaliło rokoszem zniechęcone już ku rządowi tłumy robotnicze. Tymczasem dyrektor tych warsztatów. Emil Thomas, wyraźnie wykazał w swojej historji (Histoire des ateliers nationaux), że warsztaty te powstały z inicjatywy Marie, największego w rządzie tymczasowym przeciwnika Ludwika Blanc’a, i właśnie miały służyć do zrównoważenia jego wpływu, wywieranego przez parlament robotniczy w Luksemburgu. Świadectwa Lamartine’a i Garnier-Pagès’a zupełnie to potwierdzają.
Autor Organizacji pracy może i odznaczał się silnym charakterem — jak to twierdzi Hercen — ale brak mu było stanowczości, i to tłumaczy nam dwuznaczne często jego zachowanie się i tę okoliczność, że nie korzystał z przyjaznej dla siebie i dla swoich planów chwili. Zarzucano mu jakobinizm, tymczasem właśnie z obawy jakobinizmu wpadł on w drugą ostateczność. Rozumiał dobrze, że wybory powszechne wypadają raczej na korzyść reakcji, aniżeli socjalizmu; przeczuwał nawet, że znowu dojdzie do dyktatury, albo na korzyść socjalizmu, albo przeciwko niemu, i pomimo to opierał się ujęciu władzy, kiedy mu ją prawie w ręce kładziono. Tak było w czasie manifestacji 17 marca, a jeszcze bardziej podczas manifestacji 15 maja. Lojalne zachowanie się jego wobec swych kolegów w rządzie tymczasowym i następnie w zgromadzeniu narodowem nie ocaliło go od prześladowania. Już po manifestacji 15go maja, zaledwie zdołał obronić własną osobę, lecz parlament robotniczy zamknięto. Po krwawych dniach czerwcowych, z któremi Blanc nie miał nic wspólnego, zgromadzenie narodowe 25 sierpnia wydało go jeneralnemu prokuratorowi. Blanc jednak słusznie nie zaufał bezstronności sądów ówczesnych i uciekł do Anglii, gdzie pozostawał aż do upadku Napoleona III i proklamowania rzeczypospolitej we Francji.
Ludwik Blanc w zasadzie był komunistą. Wypowiedział to jeszcze przed rewolucją lutową, krytykując system saint-simonistów w swojej Historji lat dziesięciu. W Katechizmie socjalistów, wydanym w r. 1840, przedstawia przyszłe społeczeństwo jako takie, «gdzie rozdział pracy i podział jej owoców na tej zasadzie byłby uskuteczniony, która dziś jest główną zasadą rodzin: Od każdego podług jego sił a każdemu podług jego potrzeb».[13] Teorją tej zasady filozoficznie usprawiedliwił w swojej Historji rewolucji 1848 r.
«Człowiek — powiada — otrzymał od przyrody pewne zdolności kochania, poznawania się, działania. Lecz zdolności tych nie dano mu na to, aby wykonywał je samotnie; są wiec one potężną wskazówką, co każdy winien społeczeństwu, którego jest członkiem, i tę wskazówkę każdy nosi wpisaną w swej organizacji zgłoskami płomiennemi. Jeżeli jesteś dwa razy silniejszy od twego sąsiada, jest to dowodem, że przyroda wyznaczyła ci dźwigać podwójny ciężar. Jeżeli umysł twój jest wyższy, znaczy to, że przeznaczeniem twojem szerzyć światło dokoła. Słabość jest wierzycielką siły, ciemnota nauki. Im więcej człowiek może, tem więcej czynić powinien. Stąd aksiomat: od każdego podług jego sił. Jest to obowiązek.
«Lecz wraz ze zdolnościami człowiek otrzymał potrzeby: potrzeby umysłowe, moralne i fizyczne; potrzeby serca, umysłu, zmysłów, wyobraźni. Otóż, w jaki sposób zdołałby każdy wypełnić swą czynność, do której stworzyła go przyroda, jeżeliby instytucje społeczne, które ciążą nad nim, przeszkadzały mu rozwinąć całkowicie swe jestestwo, odmawiając mu zadosyćuczynienia potrzebom nierozłącznym z właściwą mu organizacją? Stąd w granicach środków pospolitych, i biorąc wyraz potrzeby w szlachetniejszem jego znaczeniu, wynika aksiomat: Każdemu podług jego potrzeb. Jest to prawo».[14]
Jakżeż może się przedstawić przyszłe społeczeństwo?
«Wyobraźcie sobie — odpowiada na to Blanc — społeczeństwo, w którem przez wychowanie wspólne, bezpłatne i obowiązkowe, wszyscy obywatele byliby powołani do zajęcia miejsca u źródeł inteligencji ludzkiej; w którem wydawanoby na szkoły to, co się wydaje dzisiaj na więzienia; w którem lichwę, ten gruby despotyzm, zastąpionoby kredytem bezpłatnym, który jest długiem wszystkich względem każdego; w którem dopuszczanoby w zasadzie, że wszyscy ludzie mają prawo równe do zupełnego rozwoju swoich zdolności nierównych, a więc w którem narzędzia pracy nie stanowiłyby większego przywileju od promieni słonecznych; w którem zamiast walczyć zawzięcie, w anarchii barbarzyńskiej, w rujnujących bojach konkurencji, o dziedzinę przemysłu, wytwórcy połączyliby się w grupy solidarne w celu, aby tę dziedzinę użyźnić i płodami jej dzielić się po bratersku; w którem dążonoby do celu wskazanego zarówno przez przyrodę, jak sprawiedliwość: do wytwarzania w stosunku do zdolności, a spożywania w stosunku do potrzeb; w którem czynności wyznaczane nie ręką kapryśną przypadku, lecz na podstawie praw przyrody ludzkiej, odpowiadałyby rozmaitości uzdolnień, nie zaś różnicy majątkowej; w którem uczucie honoru i żądza dobra publicznego, przeniesione z pola bitwy do warsztatu, dodałyby potęgi i bodźca interesowi osobistemu i uświęciłyby współzawodnictwo, czyniąc je więcej energicznem; w którem zbytek stanowiłby okazałość demokracji, znajdującej się w ciągłym postępie; w którem państwo byłoby przewodnikiem, swobodnie wybranym, narodu w pochodzie do światła i szczęścia».[15]
Dla czego nie bez pewnej słuszności datują socjalizm państwowy od Ludwika Blanc’a? Wszak saint-simoniści także chcieli owładnąć państwem i odpowiednio swym zasadom zorganizować je? Pomijając, że saint-simoniści stanęli na gruncie niezgodnym z dążnościami demokratycznemi swego wieku, ideał ich był zanadto abstrakcyjny, miał za mało — powiedziałbym — praktycznej konkretności. Przytem, chcieli oni właściwie utworzyć nowy kościół, obejmując nim wszystkie czynności ludzkie, nawet te, które dotychczasowy kościół wypuszczał niejako z pod swojego skrzydła. Z dwóch odmian komunizmu, babuwizm chciał także działać przez państwo, ale programu jego późniejszego nie znano, dawniejszy zaś nie wystarczał. Zresztą babuwizm nie widział innej możności działania jak przez dyktaturę żelazną, niemal teroryzm. Tego lękano się, tego nie życzono sobie. Wreszcie babuwiści chcieli rozpoczynać od drugiego niemal końca. Zwykłe oko nic prócz ciemności nie widziało. Ci zaś co rozjaśniali wiedzą swą drogę, zaczynali pojmować, że historja przedewszystkiem jest ewolucją, że skoki wprawdzie można robić, ale niezbyt wielkie, i że chcąc skoczyć odrazu zadaleko, łatwo można wpaść w przepaść.
«Dla czegoż właściwie rząd ma rozpocząć dzieło społecznego odrodzenia?» — zapytuje Blanc.
«Bo to jest — odpowiada — dzieło wielkiej wagi, mające przed sobą za wiele przeszkód materjalnych, za wiele ślepych uprzedzeń i przesądów, aby z łatwością przez jakikolwiek związek pojedyńczych przedsiębiorstw mogło być do skutku doprowadzone. Do tego potrzebne jest dążenie wszystkich, energicznie prowadzone do czynu kierownictwem najświatlejszych i najlepszych. Rząd pośredniczący w sprawie społeczeństwa jest głową, starającą się o zdrowie reszty ciała».[16]
Wszakże Blanc nie mniemał, że to jest jedyna możliwa tylko droga. Kiedy we Francji po dniach czerwcowych u steru rządu reakcja coraz silniej sadowić się poczęła, radził on w 1850 r., aby próbowano drogi od dołu: «niechaj stowarzyszenia robotnicze porozumieją się, niechaj zawiążą pomiędzy sobą ten drogocenny węzeł solidarności, który podtrzyma je przeciwko uciskowi środowiska otaczającego; niech się utworzy komitet centralny robotników stowarzyszonych; niech ten komitet otworzy składkę nie tylko w Paryżu, ale i po prowincjach, składkę najważniejszą: składkę na obalenie proletarjatu». «Komitet ten — bez charakteru urzędowego — stanie się prawdziwem ministerjum postępu, a kapitał dostarczony przez składki dobrowolne, przez ofiarność, stanie się budżetem robotników».[17]
Krok dalej i mamy Stowarzyszenie Międzynarodowe.
Autor Organizacji pracy w przekonaniach swoich był raczej centralistą niż federalistą, chociaż skądinąd był on zwolennikiem rozległego samorządu gminnego. Dopóki państwo jest despotyczne, dopóty lepiej gdy się nie wtrąca do spraw społecznych. Lecz inaczej jest z państwem prawdziwie demokratycznem. W tym wypadku «państwo jest to społeczeństwo, które w tym charakterze rozciąga swoję czynność na wszystko, co posiada widoczny charakter społeczny».[18] Blanc określa w następujący sposób stosunek gminy do państwa. «Gmina, jest to zasada stowarzyszenia; państwo, jest to zasada narodowości. Państwo, jest to cała budowa; gmina, jest to podstawa tej budowy».[19] Blanc, pomimo że hołdował rewolucjonistom 1793 r., lękał się bezpośredniego udziału ludu w rządach politycznych. Mniemał (Plus des Girardins), że bezpośrednie rządy ludowe przyprowadzą do federalizmu, rozkawałkowania niepodzielnej rzeczypospolitej na jakieś komuny, wogóle do «babelizmu».
Ważną zasługą naukową Ludwika Blanc’a jest dokładne wyjaśnienie charakteru konkurencji ekonomicznej. Prowadzi ona do niepomiernego wzrostu sił produkcyjnych i do odpowiedniego zmniejszania się środków spożywczych.[20] Dzięki nieograniczonej konkurencji, widzimy dziwne zjawisko: nieustanne zmniejszanie się odsetek kapitału i systematyczne obniżanie się płacy zarobkowej.[21] Burżuazja źle także na tem wychodzi. «Nie spostrzega, że wszystko to prowadzi do pożarcia małej własności przez wielką; że wszystko to prowadzi wprost do ruiny handlu; że ostatecznym kresem tego pięknego systemu jest stosunek lenniczy większości burżuazji do bardzo nielicznej oligarchii potężnych kapitalistów».[22] Proudhon, jeden z najostrzejszych krytyków Blanc’a, zastanawiając się w 1855 nad egoistyczną konkurencją, powiada: «Uchybilibyśmy swemu obowiązkowi, gdybyśmy w tem miejscu nie przypomnieli dzieła Ludwika Blanc’a, pełnego wymowy, a które dwanaście lat temu sprawiło takie żywe wrażenie».[23] Jeden ze znakomitszych naszych myślicieli, autor Filozofii ekonomii materjalnej, Henryk Kamieński, przeciwstawiając wyłączność (monopol) współubieganiu (konkurencji), był tego zdania, że współubieganie «pod żadnym względem nie może być uważane za walkę pomiędzy ludźmi, tylko za wyścigi o wspólne dobro społeczeństw, a walką jedynie jest wyłączność, czyli zaprzeczenie współubiegania wszystkich ludzi, tworzenie sztucznej nierówności sił».[24] Autor — jak widzimy — nie odróżnia współubiegania (emulacji) od konkurencji kupieckiej, co jednak L. Blanc czyni; widać to nawet w przytoczonym przez Kamieńskiego ustępie z Historji lat dziesięciu. Konkurencja ekonomiczna, nawet w warunkach równości majątkowej, nie przestaje być walką o środki żywności. Im tych środków jest więcej, tem walka łagodnieje; im tych środków jest mniej, tem walka staje się zawziętszą. Możemy to obserwować w świecie zwierzęcym i na pierwszych szczeblach uspołecznienia ludzkiego. Zdaniem autora, jest zupełnie mylnem mniemanie, jakoby praca miała jakie granice; a jednak w rzeczywistości jest tak. Praca jest wynikiem żywności, a żywność zawsze jest tylko w pewnej określonej ilości. Kamieński, stając w obronie zasady, że społeczeństwo może i powinno bezpośrednio rządzić funkcjami materjalnemi, co — zdaniem jego — możliwym jest jedynie pod wpływem współubiegania, mylnie mniema, że takie rządy bezpośrednie przestałyby istnieć, gdyby się stały świadomemi, i jako świadome miałyby pewien kierunek i pewne organy, a więc pewną określoną organizacją.
Pozostając na wygnaniu, Ludwik Blanc wzbogacił literaturę francuską drogocennem dziełem: najlepszą dotąd jeszcze, według mego zdania, historją wielkiej rewolucji francuskiej. Czynią mu zarzut, że historja ta napisana jest stronniczo. Zapewnie. Żyrondystów ocenił z punktu widzenia owoczesnych Górali. Ale czy zupełny obiektywizm możliwy jest w historji? Wszak historyk jest człowiekiem, obywatelem swego kraju, wyznawcą tych lub owych przekonań. Obiektywizm w historji, dotąd przynajmniej, świadczy o pewnem wyziębieniu uczuć obywatelskich i nieraz skłania się ku reakcyjnym poglądom. Najlepszym dowodem tego historja rewolucji Taine’a. Mojem zdaniem, nie obiektywizm jest ważny w historji, ale poczucie sprawiedliwości, poczucie prawdy. Nie gwałt zadawać swoim uczuciom należy, ale nie obrażać i nie zatajać prawdy. Objektywizm naukowy zostawmy dynamice socjologicznej; w historji uczucie obywatelskie powinno drgać silnie. Historja niech będzie nauką cnoty i obyczajów, jak tego chciał Adam Wawrzyniec Rzewuski.
Wojna domowa 1871 r. bolała mocno Ludwika Blanc’a. Był on zawsze gorącym patrjotą francuskim, «Zajmuje się on — powiada o nim Hercen — jedynie Francją, zna tylko Francją, i nic okrom niej nie zna. Wypadki wszechświatowe, odkrycia naukowe, trzęsienia ziemi i powodzie interesują go o tyle tylko, o ile dotyczą Francji»[25] Patrjota, ze zgrozą patrzał na potoki krwi bratniej, przelane wobec 800-tysięcznej armii niemieckiej, stojącej na ziemi francuskiej. Nie mógł on wprawdzie sprzyjać reakcyjnemu usposobieniu zgromadzenia narodowego w Wersalu, ale komuny nie rozumiał, i przestraszał go jej program decentralizacyjny. W oczach jego zgromadzenie narodowe reprezentowało bądź co bądź jedność polityczną, a Komuna rokosz przeciwko tej reprezentacji. Brak stanowczości w jego charakterze uwydatnił się jeszcze jaskrawiej w tym czasie, aniżeli dawniej. Zająwszy pośredniczące, pojednawcze stanowisko, kiedy wszystkie jego usiłowania w tym względzie spełzły na niczem, powinien był, jak Lockroy, Clemenceau i inni, ustąpić ze zgromadzenia. Nie zrobił tego i tem ogromnie zaszkodził swojej popularności. Kiedy następnie rzeczpospolita ugruntowała się, i Mac-Mahon ustąpił, przemawiał on silnie i przekonywająco za amnestją powszechną dla komunalistów. W parlamencie został uznany przez skrajną lewicę za przywódcę i jako początkowy jej program nakreślił: zakupienie i administrowanie przez państwo dróg żelaznych, asekuracji i kopalń; unarodowienie Banku Francji; kredyt państwowy dla wszystkich stowarzyszeń robotniczych odpowiednio zorganizowanych. Organ jego, Le Réveil Social, bardzo dobrze redagowany, wskazywał nieustannie na konieczność rychłego podjęcia reform społecznych.
Strapiony śmiercią swojego brata, znanego estetyka, Karola, coraz więcej zapadał Ludwik Blanc na zdrowiu. Wyprawiony przez lekarzy na południe Francji, umarł 5 grudnia 1882 r. w Cannes. Zwłoki jego sprowadzono do Paryża i bardzo uroczyście kosztem państwa pochowano. Pomimo że popularność Ludwika Blanc’a wielce się była zmniejszyła w ostatnich dziesięciu latach, niezliczone tłumy odprowadzały ze szczerym żalem zwłoki jego na cmentarz. Nad grobem Edmund Chojecki, przyjaciel zmarłego, odczytał mowę pogrzebową, napisaną przez Wiktora Hugo, który sam z powodu słabości zdrowia nie mógł przybyć na pogrzeb.
Teorją Ludwika Blanc’a rozwijali i wyjaśniali: Adolf Boyer (De l’État des ouvriers et de son amélioration par l’organisation du Travail), Buret (Sur la misère des classes laborieuses en France et en Angleterre), Vidal i inni. O wiele większy wpływ pozostawał po sobie Blanc na polu politycznem, jako założyciel stronnictwa radykalno-socjalistycznego. Dzisiaj potężne już to stronnictwo stoi na progu do władzy państwowej.
Poglądy Ludwika Blanc’a wywarły największy wpływ na rozwój myśli socjalno-demokratycznej w Niemczech. Wpływ ten jest widoczny już w dziele profesora Winkelblecha (Karola Marlo), który często powołuje się na Blanc’a, podnosi wysoko głębsze jego wniknienie w historją czasów ostatnich i przyznaje mu jako publicyście pierwszorzędne stanowisko, ale nadewszystko uwydatnia się w pomysłach Ferdynanda Lassalle’a. Nieraz czyniono z tego zarzut Lassalle’owi, jakkolwiek jest to zarzut dziwnego nabożeństwa. Chodzi o to, czy myśl jest słuszna i wykonalna, a nie o to, czy jest ona powtórzeniem czyjejkolwiek myśli, lub nie. Lassalle jednak odpierał ten zarzut i powiadał: nie prawda, w systemie Ludwika Blanca państwo jest samo przedsiębiercą; mój zaś system stawia je tylko w możności zostania przedsiębiercą. Temi samemi niemal słowami bronił się Ludwik Blanc, kiedy Phalange (wrzesień, 1840 r.) czyniła mu zarzut, że jego pomysł jest właściwie pomysłem Saint-Simona. Nie pragnę — odpowiadał na to Blanc — ażeby państwo stało się wszystkiem, stało się samo przedsiębiercą, jak tego chce Saint-Simon; dążę jeno ku temu, by państwo wzięło inicjatywę w rewolucji przemysłowej, która zasadę konkurencji ma zastąpić zasadą stowarzyszenia. Wreszcie myśl Ludwika Blanc’a otrzymała — rzec można — sankcją w programie robotniczym, który marksiści i lassalczycy, łącząc się w jedno stronnictwo, ułożyli razem w Gotha w maju 1875 r. W jednym z ustępów tego programu czytamy: «Ażeby przygotować rozwiązanie kwestji społecznej, niemieckie stronnictwo robotnicze socjalistyczne domaga się ustanowienia, przy pomocy państwowej, spółdzielczych stowarzyszeń wytwórczych socjalistycznych, pod kontrolą ludu pracującego. Stowarzyszenia te, tak w przemyśle jak rolnictwie, powinny mieć takie rozmiary, ażeby następstwem ich utworzenia była organizacja socjalistyczna wszelkiej pracy.»
Nie omylimy się, utrzymując, że propaganda Blanc’owska zasady stowarzyszenia nie pozostała bez ważnego wpływu na naszę emigracją. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli demokracji naszej, Wiktor Heltman, ogłosił w listopadzie 1841 r. prospekt nowego pisma, które miało wychodzić w Strasburgu p. t. Praca. Pismo to, mające zajmować się wyłącznie zasadami społecznemi, nie doszło do skutku. Przekonania swoje społeczne Heltman streścił w napisanym r. 1850 artykule p. t. «Przejście z dzisiejszego porządku społecznego do organicznego, który to artykuł po siedmnastu latach wydrukowała w Zürichu Niepodległość (Nr. 49 i 50 w grudniu 1867 r.). Autor wyłożył tu, w jaki sposób propaganda zasady stowarzyszenia przyczyni się do odmiany porządku społecznego. Przedstawia on siedm epok. W pierwszej epoce myśli krążą bez ładu; w drugiej wytwarza się już plan działania; trzecia cechuje się propagandą; w czwartej myśl zstępuje do mas. Co do trzech ostatnich epok, przytoczymy własne słowa Heltmana.
«Epoka V. Propaganda zaczyna wywierać skutek. Tu i owdzie tworzą się stowarzyszenia rzemieślników, fabrykantów, rolników po większej części chaotycznie, dla braku pojęcia głównej myśli i wielu innych przeszkód, do których działania innych myśli policzyć trzeba. Myśli, próby tej pierwszej organizacji wytrzymać nie mogące, przestają istnieć.»
«Epoka VI. Stowarzyszenia cząstkowe łączą się z sobą stosownie do okoliczności i potrzeb miejscowych, jakoteż wyrobionych pojęć, niezawsze w duchu natchnień z ogniska pochodzących. Ztąd nowy chaos (gzygzakami). Ruch w narodzie zaczyna wszakże być powszechny. Myśl stowarzyszenia się przeważa widocznie. Naród jest przygotowany do przeobrażenia społecznego. Myśli przeciwne mocniej jeszcze bezsilność swoję czują. Nie jedno ich narzędzie zniechęcone działać przestaje.»
«Ępoka VII. Przygotowane prace dojrzały. Władza narodowa przystępuje do organizacji. Nakazuje ją. Istniejące stowarzyszenia cząstkowe i zbiorowe rozwiązują się. Stowarzyszenie w gminy tworzy się wprost z mas ludu, porządne bez zamieszania (liniami prostemi) i łączy się z rządem za pośrednictwem obwodów. Innych myśli ledwie ślady tu i owdzie zostają. Uporczywsze wynoszą się za granicę (emigrują). Między niemi są i takie, co za wcześnie się urodziły, wrócą później i panować będą. Władza łączy się z władzami innych narodów, dla stworzenia powszechnego stowarzyszenia.»
Zasada stowarzyszenia się znalazła licznych wyznawców pomiędzy inteligencją polską, a zwłaszcza w Poznańskiem, gdzie silny ruch umysłowy od 1840 r. nadawał tej prowincji przewodnie w narodzie polskim znaczenie. W 1845 r. ukazała się w Poznaniu Praktyczna filozofia wiejskiego gospodarstwa, w której autor skłaniał większych właścicieli ziemskich, ażeby stowarzyszali się z włościanami. Każda wieś powinnaby utworzyć stowarzyszenie, do któregoby należeli wszyscy w niej zamieszkali ludzie, wkładający w gospodarstwo kapitał, pod którym autor także i pracę rozumiał. Zyski dzieliłyby się w stosunku do włożonego kapitału. Każdy stowarzyszony byłby uważany za akcjonarjusza i brałby udział w ogólnych zgromadzeniach, gdzieby radzono o ważniejszych robotach, wybierano urzędników i td. August Cieszkowski, realizując tę myśl, założył w wiosce swojej Wierzenicy gospodarstwo, na zasadzie udziału robotników w czystym dochodzie. Myśl tę gorliwie popierał także Karol Libelt. W 1868 r. wydał on dziełko p. t. Koalicja kapitału i pracy, w którem zalecał stowarzyszanie się większych właścicieli ziemskich w pierwszej linii z czeladzią i urzędnikami gospodarczemi, w drugiej — z gospodarzami włościańskiemi. Podług niego — na co zupełnie się zgadzamy — nie kolonizacja i parcelacja, lecz wielkie gospodarstwo rolne stowarzyszone jest jedyną właściwą drogą w dzisiejszych warunkach ekonomicznego rozwoju. «Spółka koalicyjna — powiada Libelt — ma na celu utrzymać i owszem majątek ziemski w całości, a nawet rozwiększyć go przez przykupywanie gruntów przyległych, lub przez przystępywanie do niej właścicieli sąsiednich, np. gospodarzy włościańskich. Ostateczne jej cele dalej jeszcze sięgają. Z czasem, choćby po upływie wieków, ma zamienić wszystkie własności ziemskie dominialne na własności spółkowe, okryć ziemię rolniczemi koloniami spółkowemi, jakby kupiskami mrówek, pracującemi ku własnemu, i powszechnemu dobru. Wszelka większa własność produkcyjna ma przejść na współwłasność. W miejsce jednostki, osoby właściciela, będzie postawiona osoba moralna ze stowarzyszonych do jedności współwłaścicieli»[26].







  1. Organisation du travail, par Louis Blanc. Neuvième édition. Paris 1856, str. 48 i 49. Jest to wydanie uzupełnione nowemi rozdziałami o pracy rolniczej i kredycie.
  2. Histoire de la Révolution de 1848 T. I. Str. 132.
  3. Organisation du travail. Str. 210 i 211.
  4. Histoire de la Révolution de 1848. Str. 143.
  5. Organisation du travail. Str. 12.
  6. Organisation du travail. Str. 211.
  7. Czytamy w nim następujące ustępy: „Robotnicy byli niewolnikami, byli poddanemi, są dzisiaj najemnikami: trzeba dążyć do tego, by stali się stowarzyszonemi“. „Należy zamiast organizacji kredytu indywidualnego postawić organizacją kredytu państwowego. Państwo, dopóki proletariusze nie wyzwolą się, powinno stać się bankierem ubogich“.
  8. Daniel Stern. Histoire de la Révolution de 1848. Paris, str. 19.
  9. Sbornik posmiertnych statiej Aleksandra Iwanowicza Hercena. Izdanie wtoroje. Genève-Bàle-Lyon 1874.
  10. Histoire de la révolution de 1848. Str. 171 i 172.
  11. Westminster and Foreign Quarterly Review, kwiecień 1849 r.
  12. Marchandage oznacza pośrednie dawanie roboty: pryncypał oddawał cała robotę jednemu robotnikowi, a ten rozdzielał ją pomiędzy innych robotników.
  13. Wiara socjalistów przez Ludwika Blanca, przenarzeczył Mieczysław Romański. Lwów, 1868.
  14. Tom I. str. 147.
  15. Le Nouveau Monde. Journal Historique et Politique rédigé par Louis Blanc. Nr. 1, 15 juillet 1840, Bruxelles 1840. Str. 5.
  16. Wiara socjalistów. Str. 15.
  17. Organisation du travail. Str. 122.
  18. Louis Blanc. L’état et la commune. Paris 1866. Str. 26.
  19. Ibidem, str. 62.
  20. Le socialisme par Louis Blanc. Troisième édition. Paris 1849. Str. 32.
  21. Ibidem, Str. 37.
  22. Ibidem str. 36.
  23. Théorie de la propriété. Paris 1871. Str. 304.
  24. Filozofia ekonomii materjalnej ludzkiego społeczeństwa. Część druga. Poznań 1845. str. 212 i 213.
  25. Sbornik pośm. stat, Str. 103.
  26. Koalicja kapitału i pracy. Poznań, 1868. Str. 43 i 44.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Limanowski.