Hawa/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hawa |
Podtytuł | obrazek z natury |
Pochodzenie | Obrazki galicyjskie |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1897 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Ojciec chciał mu zostawić wieś, i przy swych zdolnościach pewnie byłby tego dopiął, gdyby był tak bardzo nie kochał swego potomstwa. Lecz, że je kochał namiętnie, więc nie umiał utrzymać należytej miary w zdobyczach, kąsał więcej, niż mógł połknąć. No, i udławił się, pozostawiwszy Hawę bez centa.
Umierając, tę mu jedynie dał naukę:
— Hawo, cokolwiek ci się trafi w życiu dobrego, choćby najmniejsze, zawsze mów: Bogu dzięki, i to dobre na początek!
Hawa miał lat dwanaście, gdy go ojciec odumarł. Wyrósł na wsi, igrając z wiejskiemi dziećmi, całymi dniami włócząc się po chłopskich chatach lub łowiąc rękami raki w potoku. Już w dziecięcym wieku okazywał niezwykłą ciekawość, spryt i chytrość, i wiedział o życiu chłopskiem daleko więcej i dokładniej, niż dziesięcioro chłopskich dzieci w jego wieku.
Po śmierci ojca zaopiekowała się nim jakaś daleka krewna — ciotka, czy stryjenka, mieszkająca w Drohobyczu. Była to stara już żydowica, prosta przekupka, utrzymująca ze swego mizernego zarobku pięcioro własnych dzieci; troje już było dorosłe i na własnym chlebie, robiły na siebie i ani myślały dopomagać matce.
Opiekunka oddała Hawę do terminu do szewca, lecz Hawie nie podobało się to rzemiosło. Gdy bowiem zaraz drugiego dnia jeden z czeladników, posyłając go do szynku po wódkę, zamiast pieniędzy dał mu w kark na drogę, Hawa, zmieszany taką dziwną logiką, głośno wykrzyknął, wspomniawszy ostatnią wolę ojca:
— Bogu dzięki, i to dobre na początek!
Koncept ten tak się podobał wszystkim czeladnikom, pracującym w warsztacie, że od tego dnia co chwili którykolwiek robił Hawie początek, to pięścią, to pocięglem, to szydłem, to kopytem, tak, że biedny chłopiec po tygodniu takiej męczarni doprowadzony do rozpaczy i omal że nie do szaleństwa, uciekł od majstra i ze łzami błagał swą opiekunkę, by go nie dawała do rzemiosła.
— Ja sobie i tak zarobię na chleb! — zapewniał z dumą.
— Jakże ty zarobisz, nie umiejąc żadnego rzemiosła, głupcze? — pytała ciotka.
— Cóż to ja goj — zawołał Hawa — żebym bez rzemiosła żyć nie potrafił?
Argument był trafny i przekonywający i opiekunka pozostawiła Hawie zupełną swobodę działania, z góry jednak zapowiedziawszy mu, że dłużej, nad tydzień, za darmo karmić go nie może. Dość, że mu da zadarmo spać w swej chałupie.
— Tydzień zadarmo! — z radością zawołał Hawa. Więc co ja za ten tydzień zarobię, to będzie moje! Bogu dzięki, i to dobre na początek.