Hans Alienus/Część III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Verner von Heidenstam
Tytuł Hans Alienus
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1924
Druk Poznań, Drukarnia Zjednoczenia Młodzieży
Miejsce wyd. Lwów, Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Hans Alienus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



CZĘŚĆ III
POWRÓT



Hans Alienus:

Dżdże jesieni i żar słońca
Wypłowiły moją szatę,
Od świtania do dnia końca
Idę stepem, idę lasem...
Stumilowe drogi
Przeszły moje nogi
Spocznę, aż w ojczyźnie,
Z czasem.

Za mną się legenda wlecze,
Gadania człowiecze...
Szepcą usta dziwne baśnie,
Czasem iskra trzaśnie,
Od tego ogniska,
Co u ludzi błyska.

Opowiadam różne wieści,
Przecudownej nieraz treści,
Lecz pokorę cichą,
Głęboko schowaną,
Królowę wybraną,
Dusza moja mieści.

W cieniów kraju, z umarłymi,
Żyłem kędyś w łonie ziemi,

Czując duchy bliźnie,
Ból dzieliłem ich i troski
I sen mnie ogarnął boski,
Żem jest tu, w ojczyźnie.

Z ćmy pokoleń, co pomarły,
Wyszedł szereg żywy,
Wieńce mi mirtowe plotły
Kobiety Niniwy.
Lutnie po świątyniach grały,
Jaśń zakwitła w grobie,
A ten świetny świat, wspaniały,
Wymarzyłem sobie.

Teraz morze znowu szumi
W muszlach mych, pielgrzyma,
Płyną echa rzeczy,
Których niema.
Słyszę tętent, krzyki słyszę
Porywanych dziewek,
W tę przesmutną wpadło ciszę,
Kilka starych śpiewek.

Z państwa cieniów mnie wygnała
Żądza życia niestępiała,
Ruszyłem na słońce.
Ale kędy zwrócę oczy,
Ciemń się wszędy za mną toczy,
Jak podziemi gońce.

Staję obcy wciąż dla świata,
Nie mam tu, na ziemi, brata,
Jako błędna jestem owca...

Obce słowa, cudza wiara,
Pusta misa, pusta czara
Dla Hansa-wędrowca.

Czas mi kędyś przepadł w dali,
Znikły jutrznie godzin.
Czyliż płynął świat na fali?
Żyliż ludzie, czy też spali
Od moich urodzin?

Żóraw ściele gniazdo z piór,
Wróbel ziarna szuka,
Mgła błękitna spływa z gór,
Serce ludzkie stuka.
Błyszczy wspomnień lśniących rój,
Mnie nikt nie zawoła: Stój!
Tęsknota mnie niesie,
Ku cieniom w Hadesie.

Styksu wodę, a nie Lety,
Piłem ja, niestety...
Zapomnienia mieć nie mogę,
Gestem mnie wciąż przeszłość woła,
Bije ciągle krew do czoła,
Ruszam w dalszą drogę.

Brzemię życia z nóg mnie wali,
A wędrować muszę,
Gdzie mnie niema, tam, z oddali
Coś mą wzywa duszę.
Straszna pomsta wyższej siły,
Nieuchwytne cienie,
Serce moje pochwyciły
Na wieki w więzienie.

Godziny śpiewały:

Zabrałyśmy wszystko do cna,
Radować się nie masz siły,
Ciemń cię otacza północna,
Wszystkośmy ci zagrabiły,
Pędzimy przestrzenią,
Grzywy nam się mienią...
Ohi... Oha!
Z łupem lecimy po niebie,
Puhar rozbity w trzaski,
Pochodnie uczt w skalnym żlebie,
Niemasz łaski, niemasz łaski!
Tętentu pogłos dolata
Aż za skraj śmiertelnych świata...
Przez groby, ołtarze ofiarne
Pędzą rumaki czarne!

Eumenidy śpiewały:

Czego dotknie nasza ręka,
Zaraz pęka
Nimb uciechy,
Cnoty, grzechy,
Zwidy, baśnie...
Wszystko gaśnie!
Daremny tedy wasz łup,
Bo sama żądza: trup!

Stał przy gęstwie osiczyn, a za sobą usłyszał dawną Świętą. Szła drogą ostrożnie, milczkiem, jakby śledząc coś. Nagle rzekła: — Czegóż to chcesz? Wezwałeś mnie, zda się...

Hans Alienus:

Imię twe: trwoga, państwo twoje: męka,
Od lat już długich nie wzywałem ciebie...
Może to jeno zawołało serce,
Bo wszędzie, kędy niedola mnie niesie
Czuję, że gniecie mnie twa ciężka ręka,
Nawet wśród zmarłych, w ponurym Hadesie...
Lecz teraz połóż raz koniec rozterce,
Zdejm maskę, niechże raz choć widzę siebie,
Niech poznam, iże to złudne łańcuchy,
W które przeszłości mnie zakuły duchy,
Żem przez omyłkę jeno nazwał krwawą
Trupem, co żyje, że sam żyć mam prawo!
Dość sporów marnych, dość męczeńskich stosów,
Gdzie giną wszyscy myślący inaczej,
Wszak słowo: pokój! to szczęście niebiosów,
To dom ojczysty, radość życia znaczy
Chcę przy ognisku raz zasiąść spokojnie
I kres położyć tej straszliwej wojnie,
Poszukiwaniom przez pustynne piaski...
Gdy mi użyczysz tego jeno daru
Dam ci się zabić, wielbiąc twoje łaski,
Pokosztowawszy onego nektaru.

Dawna Święta:

Zawsześ ślubować był ochotny wielce,
Lecz wiedz, że słowo moje jest ze stali!
Czego tkniesz jeno, w gruz się zaraz zwali.
Z każdego morza słyszysz śpiew syreni,
Szkielety jeno znajdując na brzegu,
Tak jest i nigdy, nigdy się nie zmieni!
Gorycz w puharze, w zmarłym żądzę nową
Każde dotknięcie twoje zaraz zbudzi

Legendą złudną każde twoje słowa...
Będziesz wciąż obcy i sam pośród ludzi.
Przy stosie stałeś sardanapalowym,
Jechałeś długo po polach bez kresu
Cezarów tiara zdobiła twą postać,
Pragnąłeś bogiem światotwórczym zostać,
Lecz czyn twój każdy musiał być jałowym,
Bo zawsze moja ręka świętokradzka
Wiodła cię kędy gotowa zasadzka.
Los twój okrutny, bo kłamstwem jest życie!
Prawda na śmierci horyzoncie wschodzi,
Więc kiedy legniesz w grobie, co nie zwodzi,
Błyśnie nad tobą, oświeci twe rany
Lecz skonasz w ciemni i... niewysłuchany!

Hans Alienus:

Niechże wre tedy bój ten straszny dalej!
Dręcz mnie, prześladuj bezlitośnie, szalej.
Za każdym nowym twojej ręki ciosem
Mężniej się stawię do walki z kolosem,
Co nie ma serca i jak rachmistrz srogi,
Liczy kamienie raniące me nogi.
Niepomny bólu, będę wielbił życie,
Kształty mu nadam wedle własnej twarzy,
Cierpienie błyśnie w uśmiechu rozkwicie,
A choć pochodnia kiedyś się wyjarzy,
Przepadną siły, to jeszcze wśród ludzi
Zjawienie moje poruszenie wzbudzi
I zacznie szeptać tłum, przerwawszy taniec:
To Hans Alienus, to szczęścia wybraniec.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Verner von Heidenstam i tłumacza: Franciszek Mirandola.