Han z Islandyi/Tom II/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Han z Islandyi |
Podtytuł | Powieść historyczna |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Synów St. Niemiry |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tytuł orygin. | Han d’Islande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
W jednej z sal, przyległych do apartamentu gubernatora w Drontheim, trzech sekretarzy jego ekscelencyi zasiadło około wielkiego stołu, zarzuconego pergaminami, papieram i, pieczęciami i kałamarzami. Stojący przy stole czwarty taboret wymownie świadczył o opóźnieniu się jednego jeszcze z urzędników. Od pewnego czasu byli już zajęci rozmyślaniem lub pracą, kiedy nagle jeden z nich zawołał:
— Czy wiesz, Wapherney, że wiele z decyzyj jego ekscelencyi, o których mi mówiłeś, zostało zmienionych? Tak naprzykład, na prośbie górników, jenerał napisał własnoręcznie: negetur...
— Czy podobna! Wcale zresztą tego nie pojmuję. Jenerał przecież obawiał się niespokojnego ducha tych górników.
— Chce ich może zastraszyć surowością, w co chętnie wierzę, prośba bowiem kapelana Mundera, co do ułaskawienia dwunastu skazanych, również została odrzuconą...
Sekretarz, którego Wapherneyem nazywano, nagle powstał.
— W to już nigdy nie uwierzę, Ryszardzie — rzekł. — Gubernator jest tak dobry i zbyt wiele okazywał litości dla skazanych, ażeby...
— Czytaj więc sam, skoro nie wierzysz.
Wątpiący wziął do ręki prośbę, na której znalazł fatalny znak odmowy.
— Doprawdy — rzekł — że ledwie oczom swoim wierzyć mogę. Prośbę tę jeszcze raz przedstawię jenerałowi. Kiedy jego ekscelencya przeglądał te papiery?
— Zdaje mi się, że ze trzy dni temu.
— Było to — odparł Ryszard zcicha — owego poranku, kiedy baron Ordener zjawił się na tak krótko i znikł tak tajemniczo.
— Patrzajcie no — zawołał znowu Wapherney — na śmiesznem podaniu tego Benignusa Spiagudry napisano: tribuatur...
Ryszard parsknął śmiechem.
— Wszak to ten dozorca trupów, Arturze, co zniknął tak szczególnym sposobem?
— Tak jest — odparł Artur — w jego trupiarni znaleziono pokaleczonego jednego z umarłych, wskutek czego sprawiedliwość ściga go jako świętokradcę. Pozostały jednak w Spladgeście sługa dozorcy, mały Lapończyk, utrzymuje, a z nim i cały lud, iż go dyabeł porwał jako czarnoksiężnika.
— Otóż to osobistość — zawołał Wapherney ze śmiechem — pozostawiająca po sobie piękną reputacyę.
Zaledwie umilkł, kiedy wszedł czwarty sekretarz.
— Na honor, Gustawie, strasznie późno dzisiaj przychodzisz. Czyś się przypadkiem wczoraj nie ożenił?
— Ale gdzie tam! — przerwał Wapherney — on tylko wybrał najdłuższą drogę, ażeby przejść pod oknami zachwycającej Rosily.
— Dobrzeby było, gdybyś odgadł, Wapherney — rzekł nowoprzybyły. — Opóźnienie bowiem moje nie pochodzi z tak przyjemnej przyczyny i wątpię, czy nowy mój płaszcz zrobił jakie wrażenie na osobach, które odwiedziłem.
— Skąd idziesz? — zapytał Artur.
— Ze Spladgestu.
— Bóg mi świadkiem — zawołał Wapherney upuszczając pióro — żeśmy dopiero co o Spladgeście mówili. Jeżeli wszakże mówi się o tem dla spędzenia czasu, to jednak nie pojmuję, jak można tam chodzić. A jeszcze bardziej zwiedzać ten dom nieboszczyków. Ale cożeś tam widział, Gustawie?
— Tak, tak — odrzekł Gustaw — skoro nie możecie widzieć, to radzibyście, abym wam opowiedział przynajmniej; a srogo bylibyście ukarani, gdybym odmówił opisania wam okropności, których widok dreszczemby was przejął napewno.
Słysząc to, trzej sekretarze zaczęli znaglać Gustawa do opowiadania, ten zaś kazał się trochę prosić, chociaż z pewnością zarówno pragnął opisać to, co widział, jak oni życzyli sobie usłyszeć.
— Będziesz mógł, Wapherney, opowiadanie moje powtórzyć swej młodej siostrze, która tak lubi straszne historye. Wepchnięty zostałem do Spladgestu przez tłoczącą się masę ludu. Przyniesiono tam właśnie trupy trzech żołnierzy z munckholmskiego pułku i dwóch łuczników, znalezionych wczoraj na dnie przepaści w Cascadthymore. Niektórzy z obecnych utrzymywali, że nieszczęśliwi ci składali oddział, wysłany przed trzema dniami, w kierunku Skongen, dla ścigania zbiegłego dozorcy Spladgestu. Jeśli to prawda, to w takim razie trudno jest pojąć, jakim sposobem tylu uzbrojonych ludzi dało się zamordować. Rany na ich ciałach wskazują, że musieli być zrzuceni w przepaść z wierzchołków skał. To aż włosy stają na głowie.
— Jak to, Gustawie, widziałeś ich? — zapytał żywo Wapherney.
— Mam ich jeszcze przed oczyma.
— A jakże się domyślają, kto jest sprawcą tej zbrodni?
— Niektórzy sądzą, że to banda górników i zapewniają, że wczoraj słyszano w górach głosy rogów, któremi oni zwykle się zwołują.
— Czy to być może? — spytał Artur.
— Tak jest; jednakowoż jakiś stary włościanin zbił to przypuszczenie uwagą, że w stronie Cascadthymore niema ani kopalń, ani górników.
— Któżby więc tego się dopuścił?
— Nie wiadomo; gdyby wszakże ciała te nie były całe, to możnaby przypuścić, że to sprawa drapieżnych zwierząt, albowiem mają na sobie długie i głębokie szramy, jak gdyby szponami zadane. Toż samo daje się widzieć na trupie siwobrodego starca, przyniesionym do Spladgestu przedwczoraj, po tej okropnej burzy, jaka przed trzema dniami szalała.
— A któż jest ten starzec, Gustawie?
— Z wysokiego wzrostu, długiej białej brody i szkaplerza, który dotychczas jeszcze trzyma silnie w ręku, chociaż znaleziono go zupełnie obdartym, poznano w nim jakiegoś pustelnika z okolicy; zdaje mi się, że nazywają go pustelnikiem z Lynrass. Niema żadnej wątpliwości, że biedny ten człowiek również został zamordowany: ale w jakim celu? Teraz przecie nie zabijają dla przekonań religijnych, stary zaś pustelnik nie miał nic, oprócz habitu z grubego sukna i przychylności ogólnej.
— Powiadasz więc — spytał Ryszard — że ciało jego, równie jak i żołnierzy, podrapane jest jak gdyby pazurami dzikiego zwierza?
— Tak jest, mój drogi; a jakiś rybak utrzymywał, że podobne znaki widział na ciele oficera, zamordowanego i znalezionego przed kilku dniami na płaszczyznach pod Urchtal.
— To szczególne! — rzekł Artur.
— To przerażające! — odparł Ryszard.
— Dosyć już tego, a teraz do pracy — rzekł Wapherney — bo zdaje mi się, że jenerał wkrótce tu nadejdzie. Wiesz, Gustawie, że bardzo jestem ciekawy widzieć te ciała; jeśli chcesz, to wieczorem, wychodząc stąd, wstąpimy na chwilę do Spladgestu.