Flirt z Melpomeną/Feydeau, Dudek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Flirt z Melpomeną
Wydawca Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Teatr „Bagatela“: Dudek, krotochwila w 3 aktach Jerzego Feydeau.

Dudek należy do typu sztuk, na których łatwiej jest śmiać się do rozpuku, niż je opowiedzieć, tak treść jest powikłana a ulotna zarazem. Jest to typowa bulwarowa farsa paryska; tak typowa, iż, za 200 lub 300 lat, będzie mogła służyć jako podłoże do rozprawy habilitacyjnej jakiemuś panu Dr. phil. Müllerowi, „romaniście“ z Lipska lub Jeny; tytuł zaś rozprawy będzie brzmiał następująco: Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts. Jest tam tedy wszystko: i komisarz policyi (dwóch nawet!) w trójkolorowej szarfie, „konstatujący“ z całą powagą swego urzędu to czego nie było; i pokój w hotelu, gdzie, najosobliwszym zbiegiem okoliczności, spotykają się w nocy wszyscy bohaterowie sztuki i jeszcze kilkanaście obcych osób; i pan major, lubiący ładne buziaki a obdarzony głuchą jak pień żoną; i dzwonki ukryte w łóżku; i poczciwy żonkoś, który miał chwilę zapomnienia gdzieś tam za kanałem la Manche, i któremu, ku jego rozpaczy, ta „chwila zapomnienia“ spada na kark: i kochające żony, głoszące prawo bezwzględnego odwetu w razie gdyby pan mąż zrobił początek, ale wybaczające poczciwie wszystko w trzecim akcie... Słowem, commedia dell’arte, która na francuskiej scenie nie przestała żyć ani na chwilę, tylko, z każdem pokoleniem, wstaje w odmiennej cokolwiek, odmłodzonej postaci, strojąc odwiecznego Arlekina we frak paryski najnowszego kroju, a Kolombinę w sukienkę — jutrzejszej mody.
I, mimo że treść ociera się, wedle prastarej gallijskiej tradycyi, o przedmiot dość ślizki, trzebaby głębokiego niezrozumienia kultury francuskiej, aby, wzorem surowych cenzorów moralności, dopatrywać się w tej cerebralnej igraszce, przeznaczonej na wytchnienie dla ludzi którzy umieją pracować jak nikt w świecie, śladów zepsucia, zgorszenia lub „złego przykładu“. Farsa tego typu nie wypływa z podłoża obyczajowego ani też z psychologicznego problemu; jest to niejako łamigłówka, oparta na pewnych konwencyach gra, w której, z danego założenia, matematyczny kartezyański intelekt francuski wysuwa wszystkie możliwe konsekwencye dowcipu i humoru.

Nasuwa mi się jedno porównanie. Wyobraźmy sobie, iż dzieci grające w krokieta wpadłyby na koncept, aby, dla ożywienia zabawy i dla łatwości porozumienia, ponadawać wszystkim kulom imiona męzkie a bramkom kobiece. — „Raul przechodzi przez Adolfinę; Maurycemu brakuje Adeli i Fernandy do słupka“, etc. etc. „Co się tam za rzeczy dzieją?“ wykrzyknąłby moralista, niespokojnie nadstawiając uszu. — Nic się nie dzieje. Dzieci grają w krokieta.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.