Flamarande/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Sand
Tytuł Flamarande
Data wyd. 1875
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Flamarande
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV.

W tej chwili weszła do nas pani, chcąc się dowiedzieć o zdrowie męża. Zapytała mnie po cichu, czy hrabia wie o stanie, w jakim się pan Salcéde znajduje. Obawiałem się wyjaśnień między nimi, które mogły tragiczny wziąć obrót, prosiłem więc hrabiny żeby z nim o tem nie mówiła póty, póki się cierpienia jego nie uśmierzą.
Obyło się zatem bez pytań i przez kilka dni następnych nie okazywała pani ani szczególniejszego zmartwienia, ani niepokoju. Posyłała tylko kilka razy swego służącego z zapytaniem o zdrowie ranionego. Razu jednego rzekł do niej hrabia lodowatym tonem: — Czy wiesz moja droga, że młody Salcéde utracił ojca, i że sam jest ciężko i niebezpiecznie ranny? — Wiem, odpowiedziała z anielskim spokojem, nie chciałam tylko z tobą o tem mówić, aby cię nie zmartwić, ale kiedy sam zacząłeś, muszę cię pocieszyć, że ostatnie wiadomości o stanie zdrowia twego przyjaciela są zadowalniające. Nie tracą nadziei uratowania go.
Hrabia zbladł i odrzekł sucho: Winszuję ci!
Zadziwienie Rolandy przy tych słowach było tak szczere, że rzuciłem błagalny wzrok na hrabiego, aby się z tego zręcznie wycofał. Uspokoiła się jednak szybko i rzekła:.
— Jeżeli prawda, że pan Salcéde był rannym w pojedynku, dziwi mnie, dla czego nie wziął cię za świadka i że się dziś dopiero o wszystkiem dowiedziałeś.
Hrabia utkwił w niej wzrok badawczy i odpowiedział powoli:
— To ja raniłem Salcéda, za jego nieprzyzwoite zachowanie się. Kompromitował osobę, którą powinien był szanować.
— A któż jest tą osobą? spytała, wytrzymując spokojnie jego przenikliwe spojrzenie.
— Pani de Montesparre.
— Jakto, tybyś się pojedynkował za baronowę, ty?
— Lubię ją, przyznaję. Jest trochę szalona, ale żyje z tobą w przyjaźni i oprócz mnie nie miała innego obrońcy. Nie chciałem w Montesparre robić skandalu, więc naznaczyłem miejsce spotkania w Paryżu. Wiesz już wszystko, jeśli chcesz możesz zaspokoić ciekawość twoich znajomych.
— Nigdy, zawołała hrabina, ani słyszeć ani mówić o tem nie chcę. Jakżebym mogła drugim to wyjaśnić, skoro sama nic nie rozumię? Szczególna rzecz, żeby Salcéde kompromitował Bertę! niepodobna, czyż nie miał zamiaru ożenić się z nią? Wszak to uczciwy człowiek, najlepszy twój przyjaciel?
— Nie jest już moim przyjacielem, uważam go za zdrajcę i oznajmiam ci, że nie obaczymy go więcej. Spodziewam się, że ci to obojętne?
— To tylko w tej chwili nie jest mi obojętnem, żeś się bez mojej wiedzy na takie niebezpieczeństwo narażał. A zresztą rozpacz pani de Montesparre....
— Ona dotąd nie wie o niczem. Dowie się równocześnie i o niebezpieczeństwie i ocaleniu swego kochanka. Czy może chcesz jej to pierwsza zwiastować?
— Wcale nie, chyba że sobie tego życzysz; nie wiedziałabym, jak się wziąć do rzeczy. Ich stosunek wydawał mi się zawsze tak czystym a charakter pana Salcéde tak prawym! Widzisz mój drogi, mam żal do ciebie. Przedstawiłeś mi go jako uczciwego człowieka, a on teraz zasługuje chyba na moją pogardę, skoro dał ci powód do takiego ukarania go.
— Nie mówmy o nim więcej, odparł pan Flamarande z wyniosłą godnością, jego imię nie powstanie więcej na naszych ustach, a jeśli chcesz mi zrobić przyjemność, nie mów mi nigdy i o pani de Montesparre. Nie jest twoją rówieśniczką, za wiele ma doświadczenia, i życzę sobie, aby się wasza wielka przyjaźń zerwała; za młodą dla niej jesteś na powiernicę.
— Chętnie się w tem zgodzę z twoją wolą, odpowiedziała hrabina.
Kiedy odeszła, skinął na mnie hrabia i weszliśmy do gabinetu.
— Słyszałeś Karolu? — Wahałem się z odpowiedzią. — Żądam, byś bacznie śledził wszystko. Czy wiesz, dla czego skłamałem przed panią?
— Zapewne aby ją doświadczyć. Czy pan hrabia spodziewa się, że hrabina nigdy prawdy wiedzieć nie będzie?
— Chcę aby się jej nie dowiedziała póty, póki dostatecznie nie zbadam jej charakteru. Czyż można kiedy odgadnąć kobietę? Zdaje się być uosobioną słodyczą, a któż wie? w swojem łonie piekielną kryje przewrotność.
— Ależ panie hrabio! w szesnastu latach, z rodziny tak surowych obyczajów... to niepodobna.
— Obaczymy, będę uważał. Przeszłości nie znam, więc przyszłość wyjaśni tajemnicę.
Było to w połowie września. O tej porze nikt jeszcze nie wraca na zimę do Paryża, postanowiono więc udać się do dóbr hrabiego w Normandji, a z przygotowań wnosiłem, że się tam wybieramy na długo. Pan Salcéde — mówiono nam — miał się coraz lepiej, ale jeszcze nie wychodził.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Sand i tłumacza: anonimowy.