Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część pierwsza/Rozmowa wstępna w teatrze

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZMOWA
WSTĘPNA
W TEATRZE

DYREKTOR POETA WESOŁEK

DYREKTOR

Pomóżcie druhowie moi
w ciężkim kłopocie i biedzie,
bardzo mnie to niepokoi
czy się impreza powiedzie —?
Dziś pragnę tłumom dogodzić
co żyją i żyć pozwalają —
czemś im to trzeba nagrodzić,
a na zabawę czekają.
Kulisy kazałem ustawić,
lecz jakaż sztuka dziś wzruszy?
publiczność łaknie się bawić;
brwi wznosi, oczy bałuszy;
ja wiem jak zdobyć jej serce!
— lecz właśnie jestem w rozterce —
bo choć się na sztuce nie znają —
straszliwie dużo czytają.
Co począć by olśnić nowością
i myśl znaczniejszą przemycić —?
by przypodobać się gościom,
nauczyć, zniewolić, zachwycić —?
Boć przecie radość to duża
gdy tak się cisną do sali
jak potok wezbrany, jak burza —
tłum biegnie — tłum rośnie — tłum wali;

gdy już o czwartej się garnie,
biletów żąda przy kasie,
jak w czasie głodu — piekarnie
szturmem zdobywa i pcha się.
Lecz któż tu mocen w potrzebie —?
któż oczaruje tych wielu?
Dziś apeluję do ciebie
poeto, mój przyjacielu!

POETA

O nie mów! nie wspominajże mi tłumu
przed którym duch ucieka jaknajdalej;
nie chcę jaskrawizn, stłoczonego szumu,
co w topiel ciągnie nakształt chytrej fali.
Raczej mnie prowadź kędy cichość nieba
jak modry bławat zakwita radością,
gdzie prócz łask bożych niczego nie trzeba
sercu co żyje przyjaźnią, miłością.

Ach! wszystkie głębie, wszystkie uczuć cuda,
o czemśmy sobie półszeptem mówili
i pełni lęku, czyli czyn się uda —
ginie w przemocy rozkrzyczanej chwili.
Często latami hartują się dzieła
zanim dojrzeją do pełnej wzniosłości.
Błyskotka ledwie zalśni już zginęła,
dzieło rzetelne wskrześnie w potomności.

WESOŁEK

Bodaj się asan wraz z tem słowem schował!
Wyobraź sobie gdybym ja tak prawił
wciąż o przyszłości — któżby baraszkował?
Tłum chce się bawić — z kimżeby się bawił?
Chłop z wiary zawsze się na świecie przyda,
istnienie jego warte coś — bez sporu —
kto swe dowcipy jak szelągi wyda

wszystkim — nikomu nie spsowa humoru;
na rozszerzenie wpływu bardzo łasy
pragnie ogarnąć jaknajszersze masy.
Odważny w karty gra! więc do roboty!
z fantazją łączcie wszystkie pokrewieństwa:
rozum, rozwagę, namiętność, tęsknoty —
lecz najważniejsza rzecz: dużo błazeństwa!

DYREKTOR

Najpierwsza, mniemam, rzecz — to ruch na scenie!
Ludzie chcą patrzeć — widzieć chcą najchętniej.
Gdy się im nadmiar przed oczy nażenie
tak, że to zdziwi, olśni, roznamiętni —
toś bracie wygrał już na całej linji,
kochać cię będą i nikt nie obwini.
Na tłum trza tłumem działać! juści wtedy
każdy sobie wybierze z rozrzutności onej,
co mu dogadza — no i nie masz biedy;
do domu wraca widz zadowolony.
Dajecie sztukę — krajcież w kawałeczki —
bigosu trzeba dzisiaj publiczności;
robota łatwa, przyjęcie bez sprzeczki.
Cóż —?— sztukę dawać bez skrótów, w całości?
to mrzonki! pomylone obowiązki!
tak czy tak tłum ją rozskubie na kąski.

POETA

Miast dobrego rzemiosła dajecie partactwa!
nie dojdziecie do ładu z rzetelnym artystą!
Moi szczwani panowie, z waszego matactwa
już zasadę robicie, widzę, oczywistą.

DYREKTOR

Ten zarzut mnie wcale nie boli:
sprawnie znać musi narzędzie

kto sprostać pragnie swej roli
i przypodobać się wszędzie.
Publiczność to glina przecie,
glina niezwykle mięka —
niechże ją twarda ręka
nazbyt gwałtownie nie gniecie!
Dla kogóż poeci piszecie?!
Jednego nuda tu wiedzie,
drugi po sutym obiedzie
przychodzi; trzeci niestety
przed chwilą czytał gazety.
Jak na redutę roztargnione roje
schodzą się — siadają rzędami;
panie na pokaz przywdziewają stroje
i grają... bez gaży z nami.
Zaklęci w poezji koliska
czyż was co komplet obchodzi?
radzę wam spójrzcie no zbliska
co zacz ten widz, wasz dobrodziej!
gbur obojętny, co pełen pustoty
myśli o dziewkach, liczy w kartach tuzy;
wartoż to, głupcze, dla takiej hołoty
nadobne trudzić muzy?
Radzę wam — dawać, dawać z siebie dużo,
wtedy jedynie nie chybicie celu;
niech się nadmiarem ludziska odurzą —
choć bardzo trudno zadowolić wielu — —
— Cóż to? czy cię co boli? czyliś zachwycony?

POETA

Nie będzie nigdy między nami zgody!
bo dla poety to najwyższe prawo:
prawo człowieka dane od przyrody —
niesfrymarczone jest i nie zabawą!
Czemże, odpowiedz, wszystkie serca wzrusza?
czemże żywioły do posłuchu zmusza?

czyż nie harmonji-to tajemna praca
co z serca idzie, do serca powraca?
Kiedy natura przędzę nieskończoną
tak obojętnie zwija na wrzeciono,
gdy żywioł wszelki rozbrzmiewa niestrojnie
skłócony z sobą i we wiecznej wojnie —
czyjaż go godzi ożywcza potęga
i rytmem spina i w melodje sprzęga?
kto każdy szczegół w wielką pieśń sprzymierza,
która akordem wspaniałym uderza?
kto namiętności rozpętuje burze?
kto zachodzącej każe skrzyć purpurze?
i kto kwiatami najwonniejszej wiosny
stroi kochanej gościniec miłosny?
Kto liście niepozorne splata w wieniec trwały
dla zasług przerozmajtych, dla wieczystej chwały?
Kto bogów zabezpiecza i godzi w wszechświecie? —:
potęga człowieczeństwa zaklęta w poecie.

WESOŁEK

Właśnie! niechaj ci służy ta potęga wzniosła —
chciej do poetyckiego użyć ją rzemiosła;
niechajże dzieło twoje ma romansu postać —
ów przypadek poznania, ową chęć, by zostać;
więzy coraz ciaśniejsze, już serce w niewodzie,
szczęście świeci, to gaśnie, w zwątpieniu, w niezgodzie —
zachwyt, zachwyt bez granic! — potem ból i żałość —
ani się nie spostrzeżesz — już jest przygód całość.
O — takie nam wyczaruj, panie, widowisko!
Do zjawisk życia podejdź i sprawnie i blisko!
Mało kto, żyjąc, z życia zdaje sobie sprawę;
gdziekolwiek je ułapisz wszędzie jest ciekawe.
Stwórz obrazy jaskrawe, prostoty niewiele,
iskra prawdy wśród myłek niech błyszczy w twem dziele;
taki napój najlepszy — świat się nim odświeży.
Tedy się zbierze zacnej świetny kwiat młodzieży,

wpatrzy się w sztukę twoją jakby w objawienie,
melancholją upoi czułe swe sumienie;
każdy się z tem czy z owem zapozna i wzruszy
i usłyszy wyraźnie co mu grało w duszy.
O śmiech i łzy rzęsiste łatwo u tej rzeszy,
która uwielbia polot, ułudą się cieszy;
dojrzałemu dogodzić to duże trudności;
ten co dojrzewa zawsze pełen jest wdzięczności.

POETA

Więc wróć mi młode lata moje,
gdy duch się jeszcze w pąku krył,
a pieśni nieprzebrane roje
skrzyły jak złoty, gwiezdny pył;
świat we mgle tonął popielatej,
kwiat każdy wieścił nowy cud,
w dolinie rwałem w naręcz kwiaty;
nie miałem nic — wszystkiego wbród:
bo żądzę prawdy, rozkosz złud.
Wróć mi kipiący, młody war,
szczęścia bolesne niepokoje,
nienawiść i miłości czar,
o wróć mi młode lata moje!

WESOŁEK

Przyjacielu! — młodości potrzebne ci wdzięki,
gdy się potyczka zdarzy wyogniona,
ub gdy najmilsze dziewczynki
na szyję twoją zarzucą ramiona,
kiedy podczas wyścigów lśni na mety krańcu
nagroda niezbyt łatwa zwycięskiego wianka,
lub kiedy po zawrotnym i gwałtownym tańcu
resztę nocy trza przepić do białego ranka.
Lecz waszym obowiązkiem, mężowie stateczni,
z odwagą, z wdziękiem w struny uderzyć znajome!
do wytkniętego celu zdążajcie bezpieczni,

chociażby przez pomyłki wielkie czy znikome;
nikt was zato nie zgani, a każdy pochwali.
Starość nas nie zdziecinnia, jakto się wydaje,
jeno nas dziećmi jeszcze małemi zastaje.

DYREKTOR

Dość już, dość już słów, zamętów —
przejść do czynów nam się godzi!
— oni pełni komplementów —
a mnie o pożytek chodzi!
Cóż pomogą nam nastroje?
na cóż się to wszystko przyda?
Kto poety przywdział zbroję,
niech poezji rozkaz wyda.
Wiecie czego nam potrzeba:
trunek warzyć krzepki, mocny!
dzisiaj głodnym trzeba chleba —
dzień jutrzejszy bezowocny.
Trza skorzystać z sposobności,
zdecydować, chwycić z siłą —
potem droga się wymości,
rzecz potoczy się aż miło.
Wiecie — dziś na każdej scenie
eksperyment — głupio, serjo —
rozkaz mody miejcie w cenie,
ruszyć całą maszynerją!
księżyc, słońce, niebo, chmury,
roje gwiazd! niech skrzą i mrużą!
wody, ognie, skały, góry,
zwierz i ptaki — byle dużo!
Oby nas scena pochopnie
kręgiem wszechstworzeń urzekła,
a wy nią spieszcie roztropnie
z nieba przez ziemię do piekła.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.