Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część pierwsza/Prolog w niebie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PROLOG W NIEBIE

PAN  /  ZASTĘPY NIEBIESKIE  /
ARCHANIOŁOWIE: RAFAŁ,GABRJEL, MICHAŁ  /
MEFISTOFELES

RAFAŁ

W melodji bratnich sfer wszechświata
gra słońce pieśń wieczyście młodą,
torem znaczonym w skrach wylata
i drży jak burza nad pogodą.
Cud niepojęty darzy mocą,
zachwyt z serc naszych wypromienia;
dzieła rąk bożych tak się złocą
dziś — jak za pierwszych dni stworzenia.

GABRJEL

W przelocie wartkim niepojęcie
mknie świat — w urodzie niepoznanej —
i w przemian utajonem święcie
dzień z nocą splata naprzemiany.
Pieni się morze w fal zalewie,
szturmem zdobywa skalny brzeg,
lądy i morza w burzy gniewie
gna w wieczną dal, sferyczny bieg.

MICHAŁ

Wichrzą się burze — naprzód — dalej
z morza na turnie — z turni w morza —
aż się wykuje z rąk kowali
łańcuch, wiążący przestworza.
Zarżą się zgliszcza! — Z błyskawicy

wyrasta gromem ognia słup!
lecz Twoi, Panie, posłannicy
czczą cichy przelot Twoich stóp.

RAZEM

Cud niepojęty darzy mocą
zachwyt z serc naszych wypromienia;
dzieła rąk bożych tak się złocą
dziś — jak za pierwszych dni stworzenia.

MEFISTOFELES

Panie, władnący dniem i mrokiem
raczyłeś zejść przed nieba próg —
— patrzysz łaskawem na mnie okiem —
przeto tu staję w gronie Twoich sług.
Nie umiem splatać słów górnie i grzecznie
— niechże niebiańska szydzi ze mnie brać —
rozśmieszyłbym cię patosem bezsprzecznie,
gdybyś się, Panie, nie oduczył śmiać.
Gwiazdami, bezkresami włada myśl Twa boska;
nie znam się na tem; jedno wiem: człowiek się troska!
Ten mały bożek ziemi w życia błędnem kole
pcha swój ciężar w jednakim, upartym mozole;
rzekłeś: złudę światła mu dam, niechaj go krzepi,
— wierzaj, Panie, bez tego byłoby mu lepiej —
rozumem złudę nazwał, spaczył ten dar boży —
w rezultacie, jak zwierzę żyje, bodaj gorzej.
Wybacz Panie łaskawy, lecz tak mi się zdaje —:
podobien człowiek wielce do świerszcza co wstaje
na wydłużonych nóżkach — skacze i rzępoli
i brzęczy skargą zrzędną o tem, co go boli
— i więcej —!— gdybyż w trawie siedział! — aleć oto
podnosi się — skok w górę! — nosem zarył w błoto!

PAN

Oskarżać jeno umiesz, nic więcej, Mefiście,
pełne niesnaski są twe słowa —

MEFISTOFELES

Rzeczywiście
nie taję Panie, bardzo źle ludziom na ziemi
i nierad ich uwodzę sztuczkami djablemi —
i tak się sami z dnia na dzień grążą w szarugę.

PAN

Znasz ty Fausta?

MEFISTOFELES

Doktora?

PAN

Tak! Mojego sługę!

MEFISTOFELES

Przedziwnie on Ci służy! Myślą nieodgadłą!
Nieczłowieczy jest jego napitek i jadło.
Rozterka gna go w otchłań, spokój ducha płoszy,
pożądań obłąkanych zalewa go fala,
z nieba pożąda skrzących gwiazd — z ziemi — rozkoszy,
w tej zamieszce od Ciebie czucia swe oddala;
jego serce znękane ciągłą wrzawą boju
zapomniało co miłość i błękit spokoju.

PAN

W tej służbie jego opacznej, w tej myśli jego opornej,
pomocną podam mu rękę, światło wykrzeszę w pomroce;
każde drzewo w ogrodzie zna ogrodnik przezorny
i dokładnie wie, jakie i kiedy wyda owoce.

MEFISTOFELES

O zakład idę — utracisz go Panie!
daj zezwolenie, a ja go w otchłanie
zawiodę zgrabnie i niespostrzeżenie.

PAN

Dopóki żyje na ziemi wódź go na pokuszenie —
z błędem jest ożenione wszelkie człowiecze dążenie.

MEFISTOFELES

Dzięki Ci Panie, bo umarłym ciszy
staram się nie zakłócać, do grobów nie złażę;
jestem, jak kot, co zdechłej nie dotyka myszy —
słowem — lubię zażywne kształty, pulchne twarze.

PAN

Zezwalam. Czyń, co ci dogadza,
z faustowym duchem; od źródeł światłości
niechaj odciąga go przewrotna władza
i wywłóczy po drogach pustki i nicości,
lecz bacz, iż pycha we wstyd się przeradza,
gdy stwierdzić musi, że człek szlachetny prawdziwie
poomacku odnajdzie drogę swą szczęśliwie.

MEFISTOFELES

Więc parol! doskonale! raz dwa się uwinę!
ot poprostu wygraną już w zanadrzu noszę;
na cztery strony świata szczęśliwą godzinę
zwycięstwa tryumfalną fanfarą ogłoszę —!
Wtedy, pozwolisz Panie, aby ten zuchwalec
proch ze stóp moich lizał, jak mój kum: padalec.

PAN

Przychylność moja ciebie zabezpiecza,
nienawiść jej nie zgasi ani nie umniejszy;
z rzeszy przekornej, co wiecznie zaprzecza —
sowizdrzał ostatecznie jeszcze najznośniejszy.
Czynność ludzkiego ducha zbyt łatwo wiotczeje —
baczę, aby w lenistwie gnuśnem nie osłabła,
przeto podsycam wolę, podżegam nadzieje
niepokojącem towarzystwem djabła.

Lecz wy, synowie światłości,
zapłońcie pięknem, radością!
wiążcie więzami miłości
serca z wszechświata miłością!
Kędy niestałość się mieni
w wahaniu w rozliczne strony,
lećcie obliczem zwróceni,
stałej udzielcie obrony.

(zamyka się niebo)
(Archaniołowie znikają)
MEFISTOFELES
(sam)

Lubię staruszka czasem i jestem ostrożny,
by nie czynić niczego co nazbyt Go zraża;
przecież to bardzo miło, gdy pan tak wielmożny
z chudopachołkiem za panbrat przygwarza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.