Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część druga/Pomorze

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT PIĄTY
POMORZE

WĘDROWIEC  /  FILEMON  /  BAUCYDA

WĘDROWIEC

O lipy stare, mroczne,
witam was po raz drugi —
pod wami dziś odpocznę
po wędrówce długiej.

Tak — ta sama zagroda,
która mnie przytuliła,
gdy mórz wzburzona woda
na brzeg mnie wyrzuciła.

Co też z gospodarzami?
żyje pobożna para?
już wtedy przed latami
przygarbiona, stara —

Zacni ludzie! w tęsknocie
do was idę; witajcie!
szczęśliwego w swej cnocie
zmierzchu zażywajcie.

BAUCYDA
(staruszka zgrzybiała)

Cicho, przechodniu sercu miły,
cicho! — śpi zacny mój małżonek;
sen długi krzepi starca siły
na pracowity, krótki dzionek.

WĘDROWIEC

Tyżeś to matko sercu miła?
korzę się tobie w dzięce zbożnej,

Tyś mnie do życia przywróciła,
ty i małżonek twój pobożny.
Wasze to serca cud sprawiły,
ożyłem w waszych serc obronie.

(wchodzi Filemon)

Tyżeś Filemon sercu miły,
coś morskie przemógł dla mnie tonie?

Waszego ognia płomień pilny,
waszego dzwonka srebrne bicie,
z toni wyrwały mnie mogilnej
i wam zawdzięczam życie.

Nad bezgraniczne idę morze,
piach ucałować, złożyć modły;
0 niezbadane drogi boże,
które mnie w cichy dom wasz wwiodły.

(zmierza ku brzegowi)
FILEMON
(do Baucydy)

W ogródku naszym pod lipami
posiłek przyładź jak należy;
on się zatrwoży widziadłami
i oczom nie uwierzy.

(do wędrowca)
(przy nim stanąwszy)

Pomnisz tu morską toń wzburzoną?
— fala za falą się przelewa — —
a oto ogród założono,
grzędy i kwiaty, krzewy, drzewa.

Starcem już byłem, słabe ciało
mogłożby sprostać pracy takiej? —
w miarę jak sił mych ubywało,
morze zmieniało szlaki.


Przyszli mędrkowie, śmiała czeladź —
kopali rowy, tamy, jazy —
zdołali morze z piachów przelać,
posłuszne na ich rozkazy.

Dziś lasy tu zieleniejące —
łąki, ogrody, wsie, spowiły — —
Lecz już zachodzi, synu, słońce,
chodź na posiłek, gościu miły.

Tam w zorzy żagle się czerwienią,
— dołem spływają nocne mroki —
jak ptaki umykają cieniom,
do gniazd mkną — tam, gdzie port głęboki.

I tak cofnięty, zagubiony,
modry pas morza w mgle się mieni —
jak okiem sięgnąć w obie strony
krąg zaludnionej przestrzeni.

(podeszli do stola pod lipami)
(zasiedli we troje do wieczerzy)
BAUCYDA

Dlaczego milczysz, gościu miły?
nietknięte mleko i razowiec.

FILEMON

Te zmiany tak go zadziwiły!
Ty lubisz mówić, opowiedz —

BAUCYDA

Dziwy się, wielkie dziwy, działy;
do dziś mnie straszą lęki —
bo to i ten wypadek cały
z szatańskiej był poręki.

FILEMON

Że brzeg darował i mieliznę —
cesarza winić niepodobna;

herold ogłosił darowiznę
wszem wszystkim, każdemu zosobna.

Tu niedaleko mej zagrody
pierwsze na tamy bito pale;
namioty, domki —!— wnet ogrody
i pałac z piachów wzrósł wspaniale.

BAUCYDA

W dzień się tłum ludzi krząta z wrzawą,
niewiele pociech z ich mordęgi —
aż w nocy ognie błysły krwawo,
nazajutrz wał się piętrzy tęgi.

Ofiary straszne, któż policzy?!
nocami krzyki, wycia szału!
morzeni w dal płynie błysk zwodniczy!
rano już wody lśnią kanału.

Bezbożnik! Boga nie ma w duszy!
pożąda naszej ojcowizny;
potęgą władzy swej się puszy
i chce nas zaprząc do pańszczyzny.

FILEMON

Przecież zalecał nam zamianę
na folwark zacny i obszerny —

BAUCYDA

Te wodne lądy zakłamane!
Trwajmy na straży domu wiernej!

FILEMON

Ostatni promień słońca kona,
więc na modlitwy iść nam trzeba,
oddzwonić ave, wznieść ramiona,
z ufnością skarbić łaski nieba.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.