Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część druga/Pałac

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PAŁAC

FAUST  /  MEFISTOFELES  /  TRZEJ
HARNASIE  /  STRAŻNIK LINCEUSZ

(rozległy wirydarz)
(wielki, równy kanał)
STRAŻNIK LINCEUSZ
(przez tubę)

Słonce zapada; karawele
chyżo sterują do wybrzeża —
łódź spora płynie na ich czele,
przez kanał ku nam zmierza.

Chorągiewkami wiatr kolebie,
rośnie w przystani masztów las;
pieśń marynarzy, wielbi ciebie —
twojego szczęścia nadszedł czas.

(dzwonek podzwania od wybrzeża)
FAUST
(starzec stuletni)
(przechadza się w zamyśleniu)
(wzdrygnął się)

Znów to dzwonienie! Jak zdradliwa strzała
rani mnie dzwonu głos. Przedemną chwała
pańskości mojej, a za mną zgryźliwie
szydzi włość mała ze mnie urągliwie
i zda się mówić: „nie wszystko jest twoje!“;
tak samo brzęczą zazdrośników roje;
ta nędzna chata w lipach, kapliczka spróchniała —
nie moje! — a ilekroć myśl ku nim wzleciała,

obcym cieniem zmrożona uciekła przed niemi;
precz z oczu! ziemia płonie pod stopami memi!

STRAŻNIK
(z wieży; jak poprzednio)

Łódź się na falach kładzie,
z wieczornym wiatrem płynie!
piętrzą się na pokładzie
tłomoki, wory, skrzynie.

(zbliża się wspaniała łódź przepełniona barwnym, egzotycznym ładunkiem)
MEFISTOFELES Z TRZEMA HARNASIAMI
CHÓR

Już lądujemy
o znaczonej godzinie,
witaj że nam witaj
miły gospodynie.

(wysiadają)
(ładunek znoszą na ląd)
MEFISTOFELES

Dobrześmy się dziś spisali!
Jazda z okrętami dwoma —
— mniemam pan nas dziś pochwali —
bo wracamy z dwudziestoma.
Wielki czyn i czyn mozolny —
spójrzcie na tych pak spiętrzenie!
Morze wolne i duch wolny —
niema czasu na myślenie!
Decydować trza znienacka
— byle okręt złowić, zoczyć —
gdy już trzy masz — mina chwacka!
czwarty łatwo już przytroczyć;

gładziej jeszcze z piątą nawą;
kto ma siłę, ten ma prawo;
„co“ rzecz pierwsza, „jak“ ostatnia;
chyba wiem co marynarstwo:
nierozdzielna trójca bratnia
to: wojna, handel i korsarstwo.

HARNASIE
(razem)

Ani dziękuje, ani nie wita,
jakby to było sprawą zwyczajną!
ani nie wita, ani dziękuje,
jak gdybyśmy mu przywieźli łajno.
Mina zgryźliwa; królewskie dary
widać go mierżą; to nie do wiary!

MEFISTOFELES

Żadnych już nagród wam nie sposobię,
każdy część swoją wszak zabrał sobie.

HARNASIE

Chciałbyś nas byle głupstwem zbyć —
we wszystkiem równość musi być.

MEFISTOFELES

Najpierw, rzecz ważna,
byście w sali
te skarby w rząd
poustawiali,
gdy się w ten przepych
dobrze wpatrzy
traktować zacznie
nas inaczej;
kutwą się mniemam
nie okaże —

hulanki! vivat!
cni żeglarze!
A krasne ptaszki jutro tu przybędą,
sam się już zajmę jadłem ich i grzędą.

(wynoszą ładunek)
MEFISTOFELES
(do Fausta)

Ponurym spoglądasz okiem,
czoło twe sępią złe myśli —
miast szczęściem odetchnąć głębokiem,
że morze w oddali się kryśli,
żeś wyrwał otchłani ląd,
że tutaj pałac twój stoi,
że morze flotami się roi,
że światem kierujesz stąd —
stąd, gdzie niedawno rów mały
i niepozorny się wił —
dziś kanał wielki, wspaniały
wielbi potęgę twych sił!
Myśl, co pod czaszką twą gorze,
zdobyła ziemię i morze!
Tu, Fauście —

FAUST

— Przeklęte tu!
niem właśnie jestem znękany —
i w piersiach moich brak tchu!
Tobie coś wielce jest szczwany powiem,
że serce mi pęka,
że żyć nie mogę tak dalej,
że mnie zeżera ta męka!
Mówię, a wstyd mnie pali!
Ci starzy ustąpić muszą
i lipy muszą być moje —

te drzewa radość mą głuszą —
i gniewu wpierw nie ukoję,
dopóki nie wstąpię na wzgórze,
co jedno jedyne niemoje —
tam wzrok wszechwładny zanurzę,
gdzie morze nieba już sięga
i poznam, czy moja potęga
stanęła na ducha szczycie,
czy wypełniłem me życie,
czy jeszcze wyrwę z nicości
nowe czyny dla ludzkości.

Tak tu żyję w ogniu męki,
nędzarz z bogacza nazwiskiem —
zapach lip i dzwonów dźwięki
wiecznym są urągowiskiem,
wieczną mową grobu, pleśni,
pogrzebowych, głuchych pieśni.
Pozbyć się za wszelką cenę
tej zmory co wolę pęta!
Kiedyż i jak ją wyżenę?
kiedyż dzwonów pieśń przeklęta
zczeźnie! — znowu grają dzwony!
zginę w tym graniu — szalony!

MEFISTOFELES

Naturalnie! — Te udręki
muszą twoje życie zbrudzić —
trudno przeczyć — dzwonów dźwięki
na śmierć potrafią zanudzić.
Bim-bam — buczą jak najęte;
najpogodniejszy dzień zachmurzą —
— pierwszej kąpiółce twej, przeklęte,
i pogrzebowi twemu wtórzą.
Tak śnicie marny życia kłam
pomiędzy bim, pomiędzy bam.

FAUST

Ciągła utarczka z opornością
korzyści stawia tamę dużej,
i z wielką stwierdzam dziś przykrością,
że sprawiedliwość mnie już nuży.

MEFISTOFELES

Jest przecież jedna stanu racja!
jaka? — ano: kolonizacja!

FAUST

A więc wywłaszczcie ich! Tak się zakończy spór —
od dawna na nich czeka dobrze ci znany dwór.

MEFISTOFELES

Raz-dwa ich przeniesiemy, zanim się spostrzegą,
aż-ci już będą w progach przybytku nowego;
najpierw ich lęk ogarnie, może rozpacz głucha,
lecz żal gwałtu przeminie, a wieś udobrucha.

(gwiżdże przeraźliwie)
(wchodzą Harnasie)
MEFISTOFELES

Chodźcie! Spełnimy rozkaz pana!
a jutro uczta niesłychana.

HARNASIE

Cierpki był, aż nas przeszło mrowie;
uczta się patrzy co się zowie.

(wychodzą)
MEFISTOFELES
(do widzów)

Znowuż ta sama, znana już robota:
Achab pożąda winnicy Nabota.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.