Ćmi mi oczy zadziwione
Świetny blask epoki naszej,
Gorączkowy pośpiech wieku
Niemal nerwy moje straszy. Pośród wszystkich dziedzin życia Nowe hasła brzmią rozgłośnie; Zastęp wiedzy pracowników, Jak po deszczu grzyby — rośnie.
Śród milczących puszcz odwiecznych
Brzmi zwycięzki huk topora;
I kominów las powstaje
Tam, gdzie nic nie było wczora. Słychać wszędy warkot maszyn, I rozwiane w dumne wstęgi Dymy fabryk się unoszą, Zaciemniając nieb okręgi.
Zapas bogactw pysznie wzrasta
Po pod rąk bezmierną rzeszą;
I natury ślepe siły
W jarzmo ludzkich usług spieszą. Niezliczoną moc ideek Światłe mózgi płodzą co dnia; I brak głupców doskonałych Mógłby zdziwić aż przechodnia!
W milion piersi swe iskierki
Śle poezyi ogień święty,
Więc na każdym kroku spotkasz
Talenciki i talenty. Tylko brak tych wielkich ludzi, Co jak słońce ziemi świecą, I tych wielkich idej, które W bezmiar jako gwiazdy lecą…
I na świetnej kanwie czasu
Rwie się ciągle złota przędza,
Bo swój haft ponury, ciemny
Tka, jak dawniej, stara nędza!