Epimenides (Norwid, 1934)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Epimenides |
Podtytuł | Przypowieść |
Pochodzenie | Dzieła Cyprjana Norwida |
Redaktor | Tadeusz Pini |
Wydawca | Spółka Wydawnicza „Parnas Polski” |
Data wyd. | 1934 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ale postrzegł oblicza ludzi znajomych i mijających go bardzo odmienione, i ścieżki inne, i wejrzenie wszystkiego bardzo różne. Brat rodzony zaledwie poznał go, a posiwiał był przez czas, kiedy Epimenides za oną owcą poszedł.
A rzecz ta znaną była i bardzo brzmiącą w Grecji za dni Solona, około sześćset lat przed przyjściem w ciele człowieczem Osoby Bożej na ten świat. Kretensowie zwali Epimenidesa kuretem[3] i cześć mu pośmiertną wyrządzali, a Lacedemończykowie, według słów wyroczni postępując, przechowywali ciało jego. Osoba moralna tego męża ma coś nieledwie ewangelicznego we wszystkiem, cokolwiek o nim wie się dzisiaj.
Około południowych brzegów tejto Krety, której obywatelem był Epimenides, zdarzyło się znowu w sześćset lat po śmierci jego, iż przepływał okręt, niosący na sobie Ś-go Pawła apostoła do Miletu, Syrakuzy, Regium i do Rzymu.
Przyszła mi myśl, kiedy sam w tych okolicach byłem, że apostoł-jeniec, przepływając owdzie, wspomniał był Epimenidesa i że wtedy zamieścił one dwa wiersze Kurety, w liście swym do Tytusa XII, które, wiadomo, że są wierszami Epimenidesa i które w tłumaczeniu polskiem biblji, jakkolwiek wierszami rymowanemi przełożone będąc, tak brzmią:
«Zawsze są kłamliwymi sprośni Kretensowie,
Nakształt bestii żyjący, leniwi brzuchowie».
1854.
Był czas, kiedy o Grecji rzecz w następny sposób
Wzmiankowały gazety, wszystkiego świadome:
«Wiemy, to jest nie wiemy, lecz od pewnych osób
Słychać, że kraj, gdzie góry nad morzem są strome,
Południowy, przeszłością bogaty niemałą,
Kraj, który dzisiaj plemię ujarzmia bezbożne,
Może mieć «szansę»[4] — jak to wyżej się wspomniało».
Na co więc inny dziennik: «Wieści nieostrożne
O Grecji, pod tureckim jęczącej obuchem,
Pytam się redaktora, skąd wzięły swe źródło?
Klnę przez Leonidasów, jakim rzecz ta duchem
Ożyła? Rzecz kulawa! Usuwam jej szczudło,
I w piasek prę, jak twardych Homera rycerzy».
Podpisano: «Philwrzaskos[5] — pisze tak, jak wierzy!»
Na ten głos wiele innych zrywa się dzienników
I chrzęszczą pióra, sprawie poświęcone onéj,
A Grek w kawiarni czyta lub u uliczników
Kupuje i uważnie czyta zamyślony;
Oczy trze, czasem wstaje i usiada znowu,
Częściej się marszczy, nowin niepewny połowu.
Nie przeto i wśród tego gwarnego mamidła
Była prawda, ta dzisiaj znana jest wybornie;
Zwłaszcza, iż się wykluwa nawierzch kształtem szydła,
Tem bystrzej, im ją pierwej tłoczono upornie.
Znana więc treść gdy minę, powiem raczej rzeczy,
Mniejszą mające wartość i za nic podziane,
Których wówczas nie można było mieć na pieczy,
Ani są gdzie w poważnej kronice spisane,
Rzeczy błahe — te nowin patetycznych kordon
Przeciął, gdy sztandar grecki wiał ku Europie
Sławą nową, a śpiewał i działał lord Gordon[6]:
Mąż umiejący zgadnąć bohatera w chłopie;
Śpiewak, co, brzeg rodzinny odepchnąwszy nogą,
Pył z obuwia na pokład otrząsnął okrętu
I stało mu się odtąd rozpaczliwie błogo! —
Syn wierny niewiernego historji zamętu,
Syn wierny społeczeństwa, co nie było warto
Wierności — ta już bowiem stawała się zdradą —
Syn wierny Anglji. Dzieje gdy ostatnią kartę
Księgi czasów przed takim charakterem kładą
I mówią mu: «Zapisuj swoją epopeję»,
Rzuca się im w zamianę karta wizytowa
Z napisem: «Tom następny zawiera nadzieję»,
I jeśli jest do kogo, mówi się: «Bądź zdrowa!»
Tak zeszedł on; a będąc do ojców podobny,
Rzekł w duchu: «Zbójców wolę nad faryzeusze,
I wyklnę ich nad onych, i stworzę osobny
Zakon, i wyszlachetnię, i martwość poruszę —
Bo dość mi płazem dotknąć dzikiego zbrodniarza,
By z nim jako z rycerzem usiąść u ogniska,
Jestżem albowiem lorda syn — czy arendarza,
Co dzieje wziął na wyszynk i patrzy, jak zyska?»
A mówiąc to, i pieśnią tak idąc, i czynem,
Bardzo niecierpiał Anglji. — Był wiernym jej synem.
Kiedy tak pięknie mylił się szlachetny człowiek,
Któremu wraz szaleńca przyznano epitet[7],
Baczni o dzień, a mężni troskali się o wiek.
Uczeni zaś, jak zwykle, złożyli komitet.
Ten miał na celu, osłów ujuczywszy sporo,
Scjentyficzną[8] uczynić po wyspach wycieczkę,
idąc za czasu duchem i z przyjazną porą
I z poświęceniem, także z zapałem troszeczkę.
Siedmiu ich było: każdy nazwisko miał nowe
I osła swego; kilku albańskich hajduków[9]
Za nimi szło i namiot i łóżka polowe
I nieodstępne chłopcy od osłów i juków,
Których się razem z zwierzem najmuje w gospodach,
Nie dba w drodze i mało wspomina w rapsodach.
A celny mąż nazwisko miał: Amphipapyron.
Miał on systemat — wszystkim to było nietajne —
I miał przysłowie swoje, bardzo mu zwyczajne.
Które tak brzmiało: «Mało poprawny, jak Byron».
I wydał ksiąg, oprawnych dobrze, liczbę dużą,
Bajkę napisał jedną przeciw systemowi
Lumbagjusa, gdzie żaby, skrzeczące przed burzą,
Znaczą przeciwne zdania, które bocian łowi,
Ten zaś bocian, nie «mało poprawny, jak Byron»,
Nie jest bocian, lecz autor, sam Amphipapyron.
Ktoby jednakże myślał, że mędrzec takowy,
Jadący przeszłość ludu wykopywać z grobu,
Helladę marzy i jej biedny byt a nowy
Próbuje, i tradycji pyta jak sposobu,
Sposobu jak tradycji, i puls haczy żywy
I popiół i cmentarne w ruinach pokrzywy,
I smutny jest, szukając, czy to smutek wieczny,
I wciąż bada się, ile łzę ma już dziejową,
A ile jest to zachwyt tylko niestateczny,
A ile wiedza, samą otrzymana głową;
I ktoby, pracy takiej, ze Sfinksem łamania,
Widzem będąc, pozdrowił Amphipapyrona,
Nie widziałby, że własnej godności się kłania,
Albo jest kwiatem, który trącił o strzemiona
Jadącego na ośle! Mędrzec ów ma plany,
Plany wyższe: on myśli, sprawozdaniem jakiem
Zagaić ów komitet, zpowrotem zebrany
I jako przeciwnika okaże być żakiem,
Jak cały system jego powali, i które
Płody jego zniesławi, jak szczenięta bure.
Tymczasem laur czerwony tak zamyślonemu
I orzech, i podobne coś winu dzikiemu,
Cieniami swemi chłody wiały w dzień upału;
Osły szły, chłopcy jukom wtórzyli pomału.
Był też i historjograf w onej ekspedycji[10],
Człek pracowity bardzo, pilny tak dalece,
Że tylko myślał naprzód o dziejów edycji[11],
Lecz, nim gdzie dojechali, miał już wszystko w tece.
Tak rachmistrz dobry, który nie czeka godziny,
O wiele pierwej robiąc to, co się należy,
Słuszny jest, szkoda tylko, że cyfry nie czyny;
Lecz mniejsza, on napisał pierw, przybył i leży.
Nareszcie i graf Ponej, amator szanowny,
Naraził się na podróż tę przez poświęcenie:
Dedykowano jemu manuskrypt kosztowny
O kształcie monet. Miał on monet doświadczenie
I kucharza, niekiedy piękny styl listowny;
Tudzież to go przed wszystkiem zalecało silnie,
Że, bywało, jak powie, klaskają niemylnie.
Trzech przynajmniej za zdaniem swem porywał w sporze:
Trzech też miał sekretarzy. Znano go na dworze.
Był też i siódmy: mędrców zdawna siedem bywa,
I liczba to, jeżeli szczęśni są, szczęśliwa —
Ten siódmy wszakże był to pisarz narodowy,
Flamand z rodu, tęskniący do dżdżystego nieba,
Do włosów blond, do znanej wódki jałowcowéj.
Napojów, potraw pewnych i pewnego chleba.
Słowem, ktokolwiek zdala, na kiju oparty
Stojąc, patrzył na mężów onych karawanę,
Cóż widział? — Tło... Tło było, jako oko Marty,
Siostry Łazarza: modre, łzą poosrebrzane,
Łzą morza. Ruin wiele jak grobów sterczało,
Kolumn wiele, panieńskie mających kibicie,
Zbłąkanych kolumn wiele, gmachu gdzieś szukało
I czczo było: czas mijał, pył padał — cóż życie?
Wcale nie powiem, z Aten jaka wieś została,
Z Koryntu jakie sioło. Przemilczę, gdzie skała,
Na której mech, choć dawniej był tu Areopag[12].
Partenon[13] minę, wcale postąpię naopak,
I to, co opisane jest, co w sprawozdaniu
Niejednem brzmiało, o czem więc pióra poprawne
Kreśliły, i co w wieków spoczęło podaniu:
Niech, lekką ziemię mając, nie będzie mniej sławne! —
Owszem, na Kretę płynąc z mędrców karawaną,
Pójdę, gdzie oni pójdą, gdzie staną.
Pójdę, albowiem Muzy mojej jest przydomek
Sieroctwo; więc podniosę rzecz zapamiętaną,
Jako wieszcz poniewierki, i ostatnich ziomek
I pisarz treści, co jest krzyżem przemazaną;
Jako ziomek na ziemi krańcu, brzegu morza
Miedzy, na grób starczącej, na szerokość łoża.
A kto me pieśni, kiedyś rzucane z za świata,
I pobite, jak starych urn dzika mogiła,
Złoży duchem: jedna z nich będzie, i skrzydlata,
Co nazywa się popiół, lecz zwie się i siła.
I to zowie się życia toast. Dalej w drogę,
Dopóki stać na skrzydeł parę, lub ostrogę!
Ileż papieru za mną zostało, a ile
Poczernił go atrament przez lat gorzkich tyle?
Tak myślałem, gdy Muzy mej szedłem polotem
Po górach, za siedmiorga onych karawaną,
Marząc, że, jeśli piękną spotkam rzecz nieznaną,
Sam do pióra się wezmę, napiszę jej o tem,
Nieba jej poszlę szmatkę, gdy na Olimp wnijdę
A grom zatrzęsie wielkim lazuru namiotem —
Albo jej gwiazdę poszlę, jak Eumenidę[14]
Złotowłosą, lub łzę jej włożę w list, a ona
Odbierze łzę, gdy będzie bardzo roztargniona.
Na Kretę gdy przybyli, gdzie ziemia jest wzdętą
I płyt marmuru sterczy, kopać rozpoczęto.
Ufni, że żaden garnek zbity, ani jaka
Fibula[15] rdza zielona, ni złamek kołpaka,
Ni stilus[16] krzywy wymknąć się im niepotrafi,
Lecz wszystko się popisze i uparagrafi.
Kopią więc dzień, deszcz upadł, z czego graf korzysta,
I siedli przy dwóch stołach, i — zagrali w wista.
Zaś historjograf kończył naprzód sprawozdanie,
Styl gładząc. Weszło słońce. Dalej znów kopanie:
A było zbrojnych w rydle dwunastu Maniotów,
Którzy są ludem silnym, mówiącym niepłynnie,
W śmiechu jeno podobnym do dalekich grzmotów;
Lecz chłop ateński przy nich wygląda dziecinnie,
Tak, że raz wraz, gdy patrzysz na one postacie,
To ci się zda, że Herkul, zeszedłszy zwysoka,
Przebrał się i zamieszkał w pochylonej chacie
I milczy, aby ustrzec się ludzkiego oka —
Do dni, o których pierwej cisza jest głęboka.
Manioty kopią. Nasi podróżni zdaleka
Siedli, symbola w ręku mając naukowe,
Gdy piasek, popiół, gruzy płynęły jak rzeka
Czasu. Urn kilka, medal, ogniwa bronzowe,
Tu, tam, prysnęły w tydzień po otwarciu ziemi,
A w dwa tygodnie izba z drzwiami ogromnemi
I gmach podziemny wyjrzał stawiony na skale,
Groty, mające w sobie krużganki i sale.
I nieznanego wielkie powietrza wyziewy
Buchnęły i dni cztery szły jako kolumny
Białe dymu, nie mając powonienia trumny,
Lecz jako wiatr cichemi trzęsąc białodrzewy.
O czem Manioty swoje przypowieści rzekli,
Wyziewom onym dając lakoński epitet;
Podróżni zaś do domów na czas się uciekli
I w wista grali, przyczem złożyli komitet.
I koniec. Resztę znajdziesz w sprawozdaniu onych,
Którzy wrócili do dom, księgi uczyniwszy;
Są zaś portretowani w kształtach zamyślonych
Wszyscy siedm, każdy z wszystkich razem — najszczęśliwszy.
Tymczasem nad otwartej ziemi wywrotami
Księżyc wypłynął biały na niebo bezchmurne
I, w gmach wyglądając, krzywo zaparty wrotami,
Czaszek wysrebrzał resztki, przelewał się w urnę,
Bruk stary blachą niby z ołowiu powlekał:
Lis wchodził tam i pasterz przed burzą uciekał.
Gdzie przeto nawskróś wszystko było już zbadane,
Objęte inwentarzem, stylem okrzesane,
Lubiłem chadzać w pustkę tę po kaligrafji,
Pewny, że nic nie spotkam z onego łańcucha
Dziejów, co porządkuje się i paragrafi
W muzeach, że nie znajdę już nic — oprócz ducha.
Jakoż bywało: pójdę między te zwaliska,
O Filhellenach[17] marząc, przez Grecję zdradzanych,
I myślę, czy nie skradli im drzew do ogniska,
By odprzedać napowrót po cenach zwiększanych[18]:
I myślę, czy w tej Ziemi dłuta i marmuru
Z kilku desek postawią im pomnik u muru[19].
I myślę: że zmartwychwstać jest bolesnym trudem,
Pracą człowieka, z Bożem dokonaniem — cudem!
A kiedy tak myślałem raz, w ciemnym obszarze
Kształt dostrzegłem leżący w księżyca promieniu,
I, ów zoczywszy, jako zmarłego na marze,
Kląkłem i przeszła chwila. W modłach, czy w milczeniu,
Czy w trwodze? Nie wiem...
...On zaś podniósł się, jakoby
Zgony snami, a łożem stały się już groby,
Człowiek zaś jakby zawsze był i będzie zawsze,
Tylko odmieniał miejsce na coraz łaskawsze.
Więc, wstawszy tak, nie dziwił, ni był zadziwiony —
Jedno mi rzekł akcentem greckich Eumenid:
«Spocząłem i powracam, bądź mi pozdrowiony
I pożegnany — mówi ci to Epimenid» —
I poszedł. — A jam myślał: więc już z tej ruiny,
Miary, napisy, garnki, i otrzaski ćwieka
Starego, i pogniłe zebrawszy wawrzyny,
Nic — nic nie zaniedbano — nic... — —
— — — — — — ...oprócz człowieka! —
- ↑ immolować (łac.) — ofiarować, składać w ofierze.
- ↑ Eakus — jeden z trzech sędziów podziemia (według wierzeń greckich).
- ↑ kuretami (gr.) nazywano na Krecie kapłanów bogini Cybeli.
- ↑ szansa (franc.) = widoki powodzenia.
- ↑ nazwisko niby greckie, znaczy: lubiący krzyk.
- ↑ Lord Gordon, familijne nazwisko Byrona. (P. P.)
- ↑ epitet (gr.) — przydomek, przezwisko.
- ↑ scjentyficzny (łac.) — naukowy.
- ↑ hajduk (węg.) — tu: lokaj, sługa (pierwotnie w węgierskim stroju).
- ↑ historjograf (gr.) ekspedycji (łac.) = pisarz dziejów wyprawy.
- ↑ edycja (łac.) dziejów, wydanie w piśmie, opisanie wypadków.
- ↑ areopag (gr.) — najwyższy sąd w dawnych Atenach.
- ↑ Partenon — świątynia, poświęcona Atenie, bogini mądrości.
- ↑ Eumenidy (gr.) — furje, bogini zemsty i złego sumienia.
- ↑ fibula (łac.) — sprzączka.
- ↑ stilus (łac.) — rylec metalowy do pisania na tabliczkach woskowych.
- ↑ Filhelleni — przyjaciele Greków, którzy wspierali ich w walce o niepodległość.
- ↑ Dwa są rodzaje obywatelstwa u Greków dzisiejszych: jeden szeroki i natchniony, a tak wielki, że Grecy z prowincji ubożeją i niszczą się dla uczynienia czegokolwiek ogólnie użytecznego, zacnego, lub pięknego; drugi, który Grekom onym zamyka wszystko, skąpi i utrudnia. Stąd prawo autochtonów, heterochtonów — ci drudzy mają jedno tylko prawo, prawo immolowania się. Filhellenowie w czasie wojny byli zawsze na pierwszą linię wysyłani, a częstokroć krajowcy rabowali im żywność, by odsprzedawać ją drożej. (P. P.).
- ↑ W kościele w Nauplji pomnik dla Filhellenów, kosztem Francuza postawiony, jest tylko oczekującym rozpadnięcia się abrysem do pomnika, który kiedyś być ma — wszelako w chwili, kiedy to piszę, przedsięwzięto w Missolunghi postawić monument Byronowi. (P. P.).