Dzisiaj biegałam po łące,
Motylów było tysiące, Bo zawsze i wszędzie Motylów dość będzie.
Miałam siatkę w mojej dłoni,
Wszakże tego nikt nie wzbroni, Ukarać motylka, Co zdradził róż kilka.
Długom była w niepewności,
Którego z tych jegomości Złapać w moją klatkę, W bawełnianą siatkę.
Wtem jeden zdala przybyweprzybywa,
I nigdzie nie odpoczywa, Tylko raz i trzeci Do innych róż leci.
A ja dalej za nim gonię,
On poleciał poza błonie, Alem go spostrzegła I za nim po biegła.
I znienacka się posuwam,
I siateczkę mą wysuwam. Stawiam ją powoli, Już motyl w niewoli.