Dziennik podróży do Tatrów/Na Wyżniéj. — Wpływ tajemniczy gór

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NA WYŻNIÉJ. — WPŁYW TAJEMNICZY GÓR.
29 Września 1832.

Nic już prawdziwszego dla mnie jak twierdzenie gorali, że ich atmosfera ma wyższość nad atmosferą równin. Przekonałem się o tém z własnego doświadczenia. Trzy razy przejechałem się w równiny, i za każdą razą doświadczyłem tego samego. Z początku przez dni kilkanaście ruch życia goralskiego, większa swoboda myśli, w ciele lekkość, pewna czerstwość, jędrność wszelkich władz, zdolność do wszystkiego w stopniu wyższym: powoli ciężałem, sępiałem, traciłem sprężystość energii wewnętrznéj, tak że po pewnym przeciągu czasu czułem dotykalną w sobie zmianę niekorzystną. Powracam w góry, zaledwo dni kilka pożyję ich powietrzem, ich życiem, stan zdrowia, rzeźwości, swobody znowu mi powraca; myśli się wyjaśniają, czucie głębiéj się otwiéra, wszystkie władze grają silniéj, czyściéj i harmonijniéj.
Nie ja jeden to czuję, powtarzam: doświadczam tylko na sobie tego co tylu innych doświadczyło, o czém inni mię zapewniali.
Jest w tém dziwna jakaś tajemnica: dziwna a niezaprzeczona. Wszystkie ludy ją czuły, czuciem najgłębszém bo religijném, wszystkie religie świadczyły o niéj i korzystały z niéj. Wyżyny były zawsze miejscami wybranemi do modłów, do obrzędów religijnych, do wiązania ziemi z niebem. Na wyżynach płonęły święte ognie Magów, jeżyły się kamienie Druidów, wznosiły się Świątynie naszych Bożyszcz Słowiańskich. Na Horebie na Synai rozmawiał z Bogiem Mojżesz, przyjął Prawdę Bożą dla swojego ludu, niebieski ogień który miał przez wieki ożywiać i oświécać lud wybrany. Z wierzchołka Syonu cały ten lud wchodził przez wieki w bliższy związek ze swoim Bogiem.
Góry Galilei były kolebką naszéj religii chrześcianskiéj. W góry Galilei rzucił Bóg nieśmiertelne ziarno swojego Słowa dla świata; tam ono przyjęło się, ożyło ciałem, wzrosło: i doszło do swojéj dojrzałości niebieskiéj. Na Taborze Chrystus pokazał się po raz piérwszy swoim uczniom w chwale, w istocie swojéj nadziemskiéj. Na wyższe miejsca udawał się, ile razy w trudach Boskiéj swojéj missyi, potrzebował zasilić ducha swojego powietrzem niebios. Z Kalwaryi podał światu wzór najwyższéj ofiary; na górze Oliwnéj widziały go oczy śmiertelne jako Boga tryumfującego nad światem!...
Cóż to jest, o góry, ta dziwna potęga przywiązana do was? owa tajemnica która was uświęca najświętszemi chwilami życia ludzkości? skąd to jest? dla czego to jest? Jakiekolwiek są tego przyczyny, nie są one materyalne, — tak ogromne skutki dla ducha ludzkiego niemogą iść z przyczyn niższych, materyalnych. Wasze wybujanie nad resztę ziemi, rozleglejszy widok z waszych szczytów, rozrzedzone bardziéj powietrze na nich, są to warunki zmysłowe, zbyt liche; mogą one zabawiać oczy, ulżywać płucom, pobudzać, łechtać ciało wrażeniami zmysłowemi, ale nie pojmuję jakby mogły za pomocą jedynie tych środków działać na ducha ludzkiego, podsycać jego czucie religijne, robić go zdolniejszym do życia nadziemskiego, do ofiar nadziemskich, do większéj miłości Boga i ludzi!... O! nie, tajemnica ta musi się kryć w owéj waszéj części, któréj zmysłami dotknąć niemożemy, w jakiémś czuciu zapełniającém wasze piersi niezbadane narzędziami zmysłowemi, jak piersi człowieka w pierwiastku jego życia; a co ogniami podziemnemi, wybuchami jakicheś tchnień nieznanych, niedocieczonych w swojéj pierwszéj przyczynie, potęgą jakicheś wysileń tajemniczych, podnoszą was nad poziom, jak natchnienia wielkiego ducha podnoszą człowieka w czynach wyższych nad poziom ludzkości. Może coś być w was co ma związek z nadzmysłową istotą człowieka, niezależny, różny od wpływów fizycznych, a razem silniejszy, bliższy i ściślejszy.
Siebie naprzód badam z téj strony. Jestże dla mnie wszystkiém ten widok, który mam dokoła z téj wyniosłości? Unosisz mię ciągle jéj wysokość? Bynajmniéj; oko moje nasyca się prędko widokiem i wpada w zobojętnienie; ledwo chwil kilka zajmuję się wysokością, wkrótce zapominam o tém; a za to budzi się inny stan wewnątrz, zaczynam czuć się lżejszym, swobodniejszym; zadowolenie wewnętrzne podnosi się we mnie, napełnia mnie całego, widzę to po moich myślach świeżych, silnych, rozległych, lotnych, po zdolności widzenia ich, schwytywania i wystawiania: dotykam tego w mojém czuciu więcéj roztopioném, więcéj rozlewającém się, pełniéj gorejącém, silniej bijącém ku górze, ku światom wyższym, ku wzniosłości niemateryalnéj: widzę w sobie płomień niemający nic spólnego z materyą, nie zależący od otaczającéj mię sfery materyalnéj. W końcu postrzegam się, że stoję duchem w obliczu nieba, że jestem w modlitwie. Cóż-to jest, o góry, owa władza którą wprowadzacie człowieka w stan podobny? Zapytanie trudne do rozstrzygnienia, a jedno z tych które pytający sam w sobie roztrzygnąć musi. Ufajmy że będzie kiedyś roztrzygnione.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.