Przejdź do zawartości

Dziedzictwo (Mniszkówna, 1930)/21. sierpnia

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Mniszek
Tytuł Dziedzictwo
Wydawca Wielkopolska Księgarnia Nakładowa Karola Rzepeckiego
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Rob. Chrześc. S.A.
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
21. sierpnia.

Z wielką radością powitaliśmy dziś powracającą, z Krynicy pannę Renatę. Terenia zaprosiła ją już na drużkę, jako poniekąd pośredniczkę w odszukaniu się naszem. Ale gdy Teruś zaproponowała pannę Justę na drugą drużkę, zauważyłem z udanym niepokojem i powagą:
— Lękam się, że wtedy ślub nasz może mieć niespodziewaną dystrakcję, bo jak panna Justa poruszona, byle jakiem wrażeniem piśnie po swojemu, ksiądz Juljan, bardzo cichy ksiądz, może z przerażenia poplątać słowa przysięgi i...
— I zamiast Terenia tobie, to ty Tereni przysięgniesz posłuszeństwo — dokończył mój ojciec.
— Niestety, nawet w takim wypadku to mu nie grozi — ślicznie pokiwała główką moja urocza dziewczyna.
— Romek! za takie słówko i tak wypowiedziane bucha się do nóżek, niewdzięczniku! — zawołał ojciec..
Terenia śmiała się wesoło, oddając mi ręce.
— O, o!... to także nie w jego stylu.
— Widzę, że Terenia do reszty zawojowana przez narzeczonego — co będzie potem?... — pytała panna Renata.
— Może... vice... versa?...
— Och, mówi to pan bez przekonania i nawet nie wygląda pan na to. Tyran!
Trzepnęła mnie w rękę po swojemu.
Tak mi dobrze z moją najdroższą, że z dnia na dzień ociągam się z wyjazdem do Krąża. Postanowiłem wyjechać tam za kilka dni, robię to tylko dla babki...
Dziś na podwieczorku u Loursa z Terenią i panną Renatą, spotkaliśmy Szrenicza. Siedział z rękoma w kieszeniach i grobową miną, nad szklanką mleka, patrząc w nią ponuro. Ujrzawszy nas, pobladł, ale, zachęcony uśmiechami panien i moim ukłonem, podszedł zmieszany. Zaprosiliśmy go do swego stolika. Po chwili panna Renata palnęła bez ceremonji:
— Cóż to, nie składa pan życzeń narzeczonym?
— Nigdy! — odrzekł z patosem. — Narzeczeni są enigmą, węzłem gordyjskim, który dopiero życie rozplącze. Składać życzenia można po dwudziestu pięciu latach małżeństwa, ale wcześniej?... taki sam nonsens, jak gdyby kto pisał historję panowania króla podczas jego wstąpienia na tron.
— Słusznie! Podoba mi się pańska teorja! — zawołałem wesoło.
Spojrzał na mnie z podełba.
— Pan teraz wogóle patrzy na świat i ludzi przez lunetę, sięgającą Olimpu. Ale nie trzeba na kwadrydze zwycięskiej wkładać na głowę wieńca laurowego, gdy się ma przed sobą niepobite jeszcze legje barbarzyńskie.
— Jakie legje? co pan plecie?! — oburzyła się Terenia.
— Legje lat małżeńskiego pożycia. A zresztą jesteście dopiero u bram ogrójca szczęśliwości. Triumf zbyt wczesny!\
Ubawiony jego emfazą, chciałem mu odpowiedzieć podobnym wersetem, gdy odezwała się panna Renata.
— A jednak pan Roman zdobył nawet — Vici — o czem pan wątpił w Porzeczu... Okrzyk cezara wypełniony.
Szrenicz wzruszył ramionami.
— Dla wybrańców fortuny nawet Parnas jest łatwym... jak... spacer do Łazienek... Apollo dla niego potrafi nastroić wyłącznie swoją lutnię, a Kupido oddaje mu cały kołczan do rozporządzenia...
Gdy prosiliśmy go na ślub, Szrenicz spytał z brutalną szczerością:
— Czy i młody Orlicz, medyk i... Jerzy Strzelecki będą asystowali przy tej ceremonji?... Jeśli tak, tedy jesteście okrutniejsi niż Achilles, bo trzech Hektorów chcecie wlec za swym rydwanem triumfu.
Terenia zaczerwieniła się ogniście.
— Pan jest obrzydliwy cynik.
— Jestem mieszkańcem ziemskiego padołu i szarych prochów przyziemnych, nie znam wyżyn Olimpu.
— Ale za to retorykę studjował pan w grodzie Priama — rzekła Terenia z uśmiechem.
— Zaś filozofję swoją czerpał pan, zapewne, od Djogenesa — dodałem.
Oczy Szrenicza błysnęły. Przeszył mnie wzrokiem 1 odparł szorstko:
— Mógłbym na wzór Djogenesa powiedzieć panu:... Nie zaciemniaj mi słońca, Aleksandrze!...
— Tak, ale ja musiałbym najpierw spytać pana o jego życzenie, jak to uczynił Aleksander — odrzekłem z lekką drwiną. — Ja zaś panu podobnych pytań nie zadaję.
— Zaniechajmy szermierki — wdzięcznie rzekła Terenia.
Rozmowa potoczyła się na inne tematy, zawsze jednak lekko podminowana rozgoryczeniem i bufiastością stylu Szrenicza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Mniszek.