Raz w Atenach w tej porze, gdy jest pełny rynek,
Przechodził przez plac znanej kurtyzanki synek,
I bogactwem swej matki chwalił się publicznie, Że przyjmuje gości licznie, Że zastawia zawsze stół obficie, Że znajomym uprzyjemnia życie, Że podaje owoc rzadki, Że dom jej opływa w dostatki,
Że on sam ma od niej na wszelkie wydatki, —
Słowem, niema w Atenach takiej drugiej matki!
Tłum, co wiedział wybornie, jakie źródło mętne Ową panią wsparło, Słysząc te chwalby namiętne, Śmiał się na całe gardło…
Spojrzał syn kurtyzanki oczyma wściekłemi W poczuciu dotkniętej dumy; Schyla się, kamień podnosi z ziemi I rzuca go w tłumy…
Naówczas Dyjogenes, co był chwalb tych świadkiem I tego ataku,
Krzyknie: „Ostrożniej, młody chłopaku,
Bo w ojca trafisz przypadkiem!