Na widok bladych, trupich lic
I świeżych mogił swych współbraci, —
Człowiek blednieje, milknie, drży,
Naraz odwagę całą traci!… Potrzeba umieć tak, jak liść, Zawsze z nadziei barwą świeżą, Spoglądać w niebo, choć u stóp Wróżebne żółte listki leżą.
I choćby mógł cię każdy grób
Zaczepić głosem: „Czy pamiętasz,
Że będziesz także leżał tu?!“
Tem ci odważniej krocz przez cmentarz! Bo zanim spadnie, nawet liść Zieloną barwą wciąż się śmieje; Dopóki możesz naprzód iść, Dopóty w sercu miej nadzieję!
Wiosenną wonią twoich rad
Nie zbawisz ducha przed zatruciem;
To, co słabością w człeku zwiesz,
To jest w nim myślą i uczuciem. Lecz nawet twój zielony liść, Z całem bogactwem zadowoleń, Potrafi znosić tylko śmierć Dawno zamarłych już pokoleń…
Bo gdy jesienią jeden brat
Z żałobnym szmerem, żółty spada,
To za nim wkrótce idzie w ślad
Skurczona, drżąca też gromada… A więc nie może patrzeć człek, Jak przy nim życia kwiat więdnieje… Dopóki serce ma i myśl, Jakże zachować ma nadzieję?!