Diamenty księcia/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Diamenty księcia
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 16.12.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin.
Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Noc grozy

Absolutny spokój królował w obszernej jadalni.
Ciszę przerywało miarowe tykanie zegara. Lord Lister trzymał rękę miss Marion w swojej dłoni.
— Milordzie — rzekł służący, wpadając w zamieszaniu do pokoju — Policja!
Charley Brand wzruszył ramionami i pogardliwie spojrzał na swego przyjaciela.
— Policja? Gdzie? — zerwał się lord.
— Idą właśnie po schodach — odparł lokaj. — Rozmawiałem z kucharką, gdy zjawił się nagle inspektor oraz pięciu agentów. Czy nie ma tu pewnego pana, nazwiskiem lord Boston? — zapytał inspektor. — Byłem przerażony, lecz odparłem: Nie panie inspektorze. Czy słyszy pan ten hałas? To oni.
Istotnie na korytarzu dały się słyszeć ciężkie kroki.
Raffles nie miał ani chwilki czasu do stracenia. Wszystko zależało od szybkiej decyzji. Po raz pierwszy w swym życiu Tajemniczy Nieznajomy zawahał się. Nagle doszedł do jego uszu kobiecy głos.
— Cóż się stało — lordzie Boston? — Czego chce od pana policja?
Tajemniczy Nieznajomy zaśmiał się.
— Staraj się ich zatrzymać Charley, ja zaś zajmę się resztą.
— Czy mnie kochasz, Marion? — zapytał, klęknąwszy przed kobietą.
— Kocham cię, Edwardzie.
— A więc ratuj mnie. Za minutę wejdzie tu policja. Możesz mnie uratować jednym słowem.
Wstał z kolan. Nie odczuwał najmniejszego lęku.
— Co mam czynić? — zapytała miss Marion.
— Wyjdź natychmiast z tego pokoju — odparł lord Lister — Musisz udawać, że znasz inspektora, ponieważ on cię zna. Nie pytaj w jaki sposób. Zapewniam cię, że zna cię i to dobrze. Rozkaż mu, aby zawrócił i wszedł na schody, prowadzące do pokoi służbowych.
Powiedz im, że ja się tam ukrywam. Gdy policja będzie już na górze, wracaj szybko po mnie.
Wyraźnie skandował każde słowo. Nagle do uszu jego doszedł przeciągły gwizd: To Charley Brand ostrzegał go, że nie może już dłużej wstrzymywać policji. Jednym skokiem lord Lister skrył się za parawanem. W tej samej chwili inspektor Baxter wraz z policjantami weszli do pokoju.
— Gdzie Raffles? A, to pani, — rzekł na widok miss Marion. — Naprawdę obawiałem się już o pani życie. Gdzie on jest?
Miss Marion wzruszyła ramionami.
— Jest pan na fałszywym tropie, inspektorze — odparła spokojnym głosem. — Tutaj go nie ma.
— Jakto? Widziałem wyraźnie jego cień na szybie drzwi.
Potrząsnęła przecząco głową.
— W przedpokoju znajdują się schody wiodące do sekretnego wyjścia. Uciekł w kierunku tych właśnie schodów.
Baxter zaklął i razem z detektywami rzucił się w kierunku schodów, prowadzących do pokojów służbowych. Machinalnie poszła za nimi. Nie spostrzegła, że za nią kocimi ruchami skrada się jakiś człowiek. Agenci stanęli przed dużymi drzwiami, które otworzyli z łatwością.
— Proszę wejść z nami — zawołał ku niej inspektor Baxter.
Zatrzymała się. Przesunęła dłonią po oczach.
Powoli wracała jej pamięć.
— Raffles!
Kwiat zapomnienia przestawał działać. Kobieta detektyw przypomniała sobie wszystko, co się dotąd zdarzyło.
Na okrzyk ten inspektor Baxter rzucił się w tym kierunku. W tej samej chwili Raffles doskoczył do drzwi, przekręcił klucz w zamku i zamknął inspektora wraz z policjantami w pułapce.
Znaleźli się więc sami, Raffles oraz ścigająca go kobieta. Raffles z szybkością błyskawicy zasłonił jej dłonią usta, wziął ją na ręce i jak dziecko zniósł ze schodów.
— Szybko do auta! — zawołał Raffles do swego przyjaciela Charley‘a.
Z zamkniętego pokoju na piętrze dochodził piekielny hałas. Inspektor Baxter i agenci z całej siły dobijali się do drzwi.
— To pani, miss Marion, zastawiła na nas tę pułapkę! — ryczał inspektor. — Wstyd i hańba!....
Drzwi poczęły ustępować pod naporem silnych ramion policjantów.
Z trudem udawało się lordowi utrzymać wyrywającą mu się kobietę.
— Idźcie szybko na górę — rozkazał lord Lister swej wiernej służbie — i starajcie się podtrzymać drzwi z tej strony. Gdy uczujecie, że agenci wyważają drzwi, uciekajcie ile sił w nogach. W wypadku, gdyby was zapytali gdzie ja jestem, odpowiedzcie, że odwiozłem miss Marion do jej domu.
Auto ruszyło z miejsca.
Dom był tak solidnie zbudowany, że grube jego ściany nie przepuszczały nazewnątrz żadnego dźwięku. Dzięki temu detektywi przyprowadzeni przez miss Marion nie słyszeli odgłosów awantury.
Dopiero jeden z nich zauważył Rafflesa, wnoszącego miss Marion do auta i zakomunikował tę nowinę swym współkolegom. Nie tracąc ani chwili czasu rzucili się w pogoń za autem. Lord Lister otworzył szybę i wychylił głowę, aby spojrzeć za siebie. Kula rewolwerowa świsnęła tuż koło jego ucha. W pewnym momencie jeden ze ścigających wskoczył na maszynę lorda i stanął na błotniku. Lord spokojnie otworzył drzwiczki auta, i policjant wypadł na jezdnię.. W tej samej chwili lord uczuł dokoła swej szyj i uścisk dłoni. Tracił oddech. — Raffles, jest pan moim więźniem! — rzekła kobieta detektyw.
Nie liczyła się jednak z niezwykłą siłą Rafflesa. Z łatwością wyswobodził się z duszącego uścisku i chwyciwszy obie jej ręce, rzekł:
— Przykro mi, madame, że musiałem użyć siły przeciwko pani. Względy galanterii ustają, gdy ktoś kogoś chwyta za gardło.
Auto zatrzymało się nagle. W jednej chwili Raffles objął grozę sytuacji. John, szofer, raniony osunął się na kierownicę.
Tajemniczy Nieznajomy postanowił walczyć do ostatniej kropli krwi. Pierwszy z detektywów — który postanowił się rzucić na lorda, otrzymał potężne uderzenie pięścią w brodę i cofnął się. Drugi ugodzony silnym kopniakiem rozciągnął się na ziemi. Trzeci upadł zemdlony, otrzymawszy cios w skroń. Odwróciwszy się Raffles ujrzał wycelowaną w swoją stronę lufę rewolweru. Jednym skokiem znalazł się przy agencie, wyrwał mu broń z ręki i zniknął w ciemności.
Biegł bez wytchnienia, czując tuż za sobą pogoń. Nagle znalazł się przed wspaniałym ogrodem, oddzielonym żelaznymi sztachetami od ulicy. Jakieś światła błyszczały na pierwszym piętrze zbudowanego z masywnych kamieni domu. Lord Lister zatrzymał się i spojrzał do góry. Były to tyły pałacu księcia Norfolk. Nie tracąc ani chwili, przesadził ogrodzenie i z kocią zręcznością znikł w ogrodzie. Czas już był najwyższy. Po chwili zjawiła się miss Marion wraz z detektywami. Nie widząc nikogo wydała rozkaz przeszukania parku, lecz było już zapóźno. W międzyczasie lord Lister znalazł kryjówkę, w której czuł się zupełnie bezpieczny.

Przedzierając się przez krzaki, natrafił na skałę, porosłą egzotycznym kwieciem. Skała ta ustąpiła pod naporem i ku swemu wielkiemu zdumieniu Raffles ujrzał wejście do groty. Przez chwilę wahał się. Czyżby to była nowa zasadzka? Z ulicy dochodziły go głosy policjantów. Zdecydował się szybko i począł przedzierać się przez wąskie i niskie przejście, zasłaniając otwór tym samym kamieniem. Agenci policji w dalszym ciągu bezskutecznie przeszukiwali ogród.

Lord Lister wolno posuwał się naprzód. Po upływie trzech minut przejście rozszerzyło się i w świetle elektrycznej latarki lord Lister ujrzał nad swą głową coś w rodzaju kamiennego sklepienia. Mrożący krew w żyłach jęk doszedł jego uszu. Głos ten nie miał w sobie nic ludzkiego i zdawał się wydobywać z za grobu.
Lord Lister zagryzł wargi. Posunął się o kilka kroków naprzód i znów zaświecił latarkę. Znajdował się w głębokiej piwnicy, która ongiś prawdopodobnie służyła do przechowywania lodu. W kącie spostrzegł na wiązce słomy człowieka w łachmanach. Wzdrygnął się na ten widok. Człowiek w łachmanach podniósł się. Był przykuty grubymi łańcuchami do ściany. Podniósł do góry prawą rękę. Raffles spostrzegł ze zgrozą, że ręka ta pozbawiona była dłoni. Człowiek ten nie miał już w sobie nic ludzkiego. Raffles wpatrzył się uważnie w jego rysy. Przypominały zadziwiająco rysy księcia Norfolk.
— Kim jesteś? — zapytał lord — Zaufaj mi. Przyszedłem, by cię oswobodzić. Ze spojrzenia jakim odpowiedział mu więzień, Raffles zrozumiał, że pytanie to dotarło do jego świadomości. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Więzień otworzył usta i Raffles cofnął się w przerażeniu: nieszczęsna ofiara została pozbawiona języka. Raffles usiadł na kamieniu i począł się zastanawiać. Bez trudu domyślił się wszystkiego.
Nieszczęśliwy był prawdziwym księciem Norfolk. Jakkolwiek stał już o krok od śmierci, był uderzająco podobny do fałszywego księcia. Początkowe podejrzenia lorda znalazły swe uzasadnienie. Książę Norfolk, który od pierwszej chwili nie wzbudził w nim sympatii, okazał się więc zbrodniarzem i oszustem. Ale pocóż ta zbrodnia? Pocóż książę Norfolk chciał wystawić diamenty? I na to pytanie znalazł szybką odpowiedź. Zbrodniarz spostrzegłszy niezawodnie swe wielkie podobieństwo do księcia Norfolk, zgotował mu zasadzkę w dniu jego powrotu z Indii. W porozumieniu z jakimś służącym zamknął go w tym podziemiu. Ponieważ całą fortunę księcia Norfolk stanowiły diamenty, oszust musiał poddać się warunkom testamentu. Nie mógł jednak czekać zbyt długo. Być może obawiał się wykrycia afery i chciał czemprędzej uciec. W każdym razie on był tym, który przedostał się do Pałacu Wystawowego chcąc skraść diamenty. Odcięta ręka, zostawiona przezeń w momencie schwytania jej przez Marion, była, ręką prawdziwego księcia Norfolk. Lord Lister wyciągnął z kieszeni mocny nóż i rozluźnił dwa ogniwa łańcucha. Z głuchym chrzęstem ciężkie łańcuchy opadły na ziemię. Nieszczęśliwy podziękował mu pełnym wdzięczności spojrzeniem. Lord Lister posuwał się naprzód ciemnym korytarzem. Za nim chwiejąc się na nogach wlókł się książę Norfolk. Stanęli przed mocnymi żelaznymi drzwiami. Po kilku minutach udało się lordowi otworzyć zamek. Zastąpił mu drogę olbrzymi Indus. Lord dał ognia. Kula zraniła Indusa w prawe ramię. Mimo to olbrzym rzucił się na Rafflesa. Wywiązała się ostra walka. Z rąk Rafflesa wypadł rewolwer. Mimo swej rany Indus zdołał przewrócić lorda na ziemię. Nagle lord Lister usłyszał głos wzywającej pomocy kobiety. Nadludzkim wysiłkiem podniósł się i zadał Indusowi potężny cios pięścią w skroń. Indus padł na ziemię zemdlony. Po raz wtóry rozległ się przeraźliwy okrzyk kobiety. Lord Lister zatrzymał się przez chwilę, aby zorientować się skąd głos dochodzi. Silnym uderzeniem pięści powalił drugiego służącego, który starał się zagrodzić mu przejście. Jak strzała przebiegł przez cały szereg wspaniale umeblowanych pokojów. Nagle znalazł się w olbrzymiej sali, słabo oświetlonej małą lampką. W kącie ujrzał dwie sylwetki ludzkie. Na podłodze z rozwianym włosem leżała kobieta, czyniąc nadludzkie wysiłki aby oswobodzić się z uścisku mężczyzny, który jednym kolanem przygniatał jej pierś. W ręku mężczyzny błyszczał sztylet. Lord Lister przybywał w samą porę. Kobietą leżącą na podłodze, była miss Marion. Mężczyzną zaś — fałszywy książę Norfolk.

Lord Lister rzucił się na niego z okrzykiem wściekłości. Fałszywy książę puścił kobietę i zwrócił się do swego nowego przeciwnika. Raffles nie miał przy sobie żadnej broni, ponieważ rewolwer wypadł mu w trakcie walki z Indusem. Wyciągnął więc lewą rękę, aby powstrzymać przeciwnika, nogą zaś usiłował kopnąć go w brzuch. Wywiązała się krótka walka. Dzięki swej niezwykłej sile lord Lister zdołał rozbroić bandytę. Silnymi uderzeniami pięści wprawił go w stan nieprzytomności, poczym związał go sznurami.

Ranny i bez tchu Raffles stanął wobec uratowanej przezeń kobiety. Wypadki ubiegłej nocy wyczerpały go nerwowo i fizycznie.
— Ręce do góry Raffles — zawołała Marion, wyciągając rewolwer. — Jesteś mym jeńcem.
Lord Lister nie miał sił, aby walczyć dłużej. Lecz w sercu kobiety panowały dwa sprzeczne uczucia: chęć zatrzymania niebezpiecznego złoczyńcy i miłość do człowieka, który uratował jej życie.
Piekielny hałas dochodził z innych pokojów. To służba pałacowa, złożona z opryszków całego świata, walczyła z agentami policji. Fałszywy książę, który dnie i noce żył pod strachem zatrzymania go przez policję, marzył teraz o wkroczeniu policji, któraby zaaresztowała Rafflesa. Tymczasem jeden z detektywów, któremu udało się ujść z życiem, zaalarmował Scotland Yard.
Inspektor Baxter otrzymawszy wiadomość, że dzielna miss Marion stacza śmiertelny bój z niebezpiecznym opryszkiem, przybiegł natychmiast z pomocą. Właśnie w tej chwili on i jego ludzie dobijali się do drzwi frontowych pałacu.
Miss Marion nadsłuchiwała przez chwilę, poczem kładąc dłoń na ramieniu Tajemniczego Nieznajomego, rzekła:
— Jest pan zgubiony! Prędzej, muszę pana uratować.
Chwyciła go za rękę i powiodła za sobą w głąb pałacu. Nie znała dobrze rozkładu, lecz chciała go przede wszystkim oddalić od miejsca walki.
Lord Lister zatrzymał się w jednym z pokojów najdalej położonym. Stała tam wielka dębowa szafa.
— Nie mogę wyjść na ulicę w takim stroju — rzekł, wyjmując ze śmiechem z szafy wspaniałe futro.
W kącie pokoju stała potężna skrzynia żelazna.
Zapomniałem zabrać pieniądze — rzekł z humorem. — Bez pieniędzy nawet Raffles nie jest Rafflesem.
Wyciągnął z kieszeni wytrych i otworzył skrzynię.
— Na miłość Boską! Jeśli pan zostanie tutaj choćby sekundę, jest pan zgubiony.
W tej samej chwili zamek ustąpił. Lord Lister wyjął wszystkie znajdujące się banknoty i włożył je do kieszeni. Zaledwie dwoje drzwi dzieliło go od Baxtera i jego ludzi. Nagle pomoc przyszła z nieprzewidywanej przez nikogo strony. Jakiś kształt okropny, ni to ludzki ni zwierzęcy, stanął nagle w drzwiach, za którymi zniknął Raffles. Nieszczęśliwy, w ciągu długich miesięcy przykuty do łańcucha, zrozumiał, że zbawca jego jest w niebezpieczeństwie. Chcąc mu okazać swą wdzięczność postanowił ciałem swym osłonić jego ucieczkę.
Na widok okropnie oszpeconego ciała, Baxter i jego ludzie cofnęli się przerażeni. W pierwszej chwili mieli wrażenie, że staje przed nimi zjawa z tamtego świata. Jakkolwiek Baxter rozkazał swym ludziom usunąć tę zjawę, odmówili wykonania rozkazu. Gdy wreszcie usunęli przeszkodę było już zapóźno. Inspektor Baxter wyjrzał przez okno i spostrzegł sylwetkę ludzką, uciekającą przez okno parteru: poznał Rafflesa.
— Do wszystkich diabłów — zawołał w stronę Marion — I pani chce być detektywem?
Śmiejąc się potrząsnęła głową.
— Może pan wymyślać mi, ile pan zechce: stałam się kobietą.
— Nic nie rozumiem — odparł Baxter zdumiony.
Dalszy pościg za lordem Listerem nie dał żadnego rezultatu.
Przestępcę schwytanego przez Listera zaprowadzono do Scotland Yardu. Skonfrontowany ze swą nieszczęsną ofiarą wyznał swe straszliwe zbrodnie. Siedem lat swego życia spędził w Indiach w więzieniu. Lord Norfolk nie znając jego przeszłości zaangażował go w charakterze sekretarza. Nędznik skorzystał ze swego podobieństwa z nieszczęśnikiem, uwięził go i sam podał się za niego.
Prawdziwy książę umarł w dwa dni później. Spadkobiercy jego nigdy już nie odnaleźli wspaniałych diamentów.
Raffles raz jeszcze uszedł z rąk policji, i niezwłocznie począł przemyśliwać nad planami nowych wyczynów.

Koniec.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.