Cztery sonety/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Prati
Tytuł Cztery sonety
Pochodzenie Antologia poetów obcych
Wydawca H. Altenberg
Data wyd. 1882
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Władysław Kulczycki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CZTERY SONETY.
(Z JANA PRATI.)
I.
PRZYRODA.

Przed bramą wschodu, w nowotnej odzieży,
Jaką rozpękłe zielenią się drzewa,
W brzmieniu podmuchów, w strumieniu co bieży,
Dusza Izydy tajemniczéj śpiewa.

Z uśmiechów ziemi kiedy się rozświeży,
I z chwały niebios wielką pieśń wylewa,
Czaruje ptaszę w topolach nadbrzeży,
Sokoła w Alpach zdumieniem owiewa.

Pieśń ta podobna do wszech dźwięków rdzenia,
W czasów i dziejów odzywa się chórze,
A myśl ją ludzka w hymn rosnący zmienia.

O! wielka, śliczna, przyrodo dziewicza!
Jak bożek pada na Italskie róże,
Kto kona w blaskach twojego oblicza.




II.
TCHNIENIE PIĘKNA.

Ileż myśli wylęgłych w cieniu i tęsknocie,
Jakiż poziomych chęci odmęt wartogłowy,
Szturmują do lepianki biednej mojej głowy,
Grożąc zburzeniem boskiej i mojej robocie!

Lecz skoro w nią, jak bóstwo w tajemnym przelocie,
Wiew piękna tchnie pogodą niebiańskiej odnowy,
Lepianka ta, w firmament rośnie brylantowy,
I tłum spostrzega na niej gwiazd błyszczących krocie.

O rajski! przenajczystszy piękności powiewie!
Otchnij i zbaw mą dusze! na tym trucizn łanie
Siej obłok róż dziewiczych, jak siewca przy siewie,

Niech pod nim wypięknieje i śliczną się stanie
Pieśń moja, i we własnym rozkochany śpiewie,
Niech ogłuchnę na ciemnej gawiedzi sykanie.




III.
KATEDRA GOTYCKA.

Ostrołuki, obłęki, szyb barwiste czary,
Snem marmurowym zdjęci leżący rycerze,
Skrzydlate gryfy, sfinksy, krociami na wieże
Pnące się napowietrznie, białe jakieś mary;

Smukłe strzały, ościenie, ponure filary,
I jęczącego spiżu powolne pacierze:
Wszystko jest tu promieniem, co blask z nieba bierze,
Ześpiewaniem snów ludzkich z niebieskiemi miary!

O! wielkie dzieło świętych, mistrzów i malarzy!
Najsamotniejszy z twoich wybrałem ołtarzy,
Kędy Maryja płacze Syna swego męki;

I z ukorzonem czołem w tem marmurów niebie,
O Matko Stworzyciela! przynoszę dla Ciebie
Łez gorących ofiarę i lutni mej dźwięki.




IV.
CZŁOWIEK.

Straszne pod twemi stopy larwy goszczą skrycie,
Płomienie, czarne smoły, tajemnicze trwogi;

Dokoła cierń i kwiaty miewasz w ciągu drogi,
A nad głową gwiazd blaski i nawałnic wycie.

I z niemi jako pielgrzym wędrujesz przez życie,
A gniew ci huczy w piersi, lub czar wzdycha błogi;
Mało wiedząc siwiejesz, w grobieć grzęzną nogi,
A zewłoka twa innym służy za powicie.

Mówią — ja szczerze ufam — że na tamtym brzegu,
Na rozkwitlejszych błoniach, jak znużeni gońce,
Wstaniem rzeźwiejsi, jaśni, po śmierci noclegu:

Bracie! więc z cielesnego wyrwać się więzienia
Niech ci gorzko nie będzie. Jeśli ćmi nam słońce
Ten nasz cień ziemski, wierzaj, nie żałujmy cienia!

Wł. Kulczycki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Prati i tłumacza: Władysław Kulczycki.